"Nie mogłem tak zwyczajnie odejść,gdy mój Anioł mnie woła..."
Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam...Justina,który najwyraźniej tłumaczył coś fanką. Widać było,że miał serdecznie dość,że nie ma ani pięciu sekund prywatności. Jedynym takim miejscem była męska toaleta,ponieważ dziewczyny nie miały do niej wstępu. Ale przecież nie mógł w niej siedzieć przez całą przerwę.
-Naprawdę was proszę. Dajcie mi chwilę spokoju. Ja po prostu potrzebuję samotności. Tak trudno to zrozumieć? Proszę.-powiedział coraz bardziej łamiącym się głosem. Kto by pomyślał,że może tak się załamać z powodu tych dziewczyn? No ale z drugiej strony przecież ja nie wiem jak to jest. Przecież ja nie mam fanów i zapewne nigdy nie będę mieć. Po chwili fanki Justina najwyraźniej wszystko zrozumiały i z wielkim trudem opuściły swojego idola i zniknęły za drzwiami szkoły. Szatyn stał lekko osłupiały. Najwyraźniej on również nie wierzył,tak samo jak ja,że dadzą Mu tak łatwo spokój,ale pewnie przejęły się tym,ponieważ widać po nim gołym okiem,że Justin wygląda na bardzo zmęczonego. Pewnie ma bardzo dużo spraw na głowie. Sława może i nie jest najgorsza ale widać,że każdego z czasem wykańcza,ale z drugiej strony dobrze jest czasami wyjść na scenę i się rozładować. Moje rozmyślania przerwał pewien głos,który na pewno nie należał do Justina:
-Mogę się przysiąść?-słysząc te słowa uniosłam lekko głowę i ujrzałam przygnębionego chłopaka z burzą loków na głowie. Gdy spojrzałam w jego smutne i przygaszone,brązowe tęczówki zrobiło mi się go strasznie żal,miałam ochotę udusić Miley własnymi rękami. Jak ona mogła tak go ranić i nawet tego nie zauważyć? Przecież on od wczoraj chodzi jak struty,a Jego "dziewczyna" myśli tylko o chłopaku,który stał nieopodal.
-Jasne,siadaj.-powiedziałam uśmiechając się do niego. Chciałam chociaż trochę poprawić mu humor. Może nie przyjaźnię się z Nim tak bardzo,ale nie lubię kiedy chodzi taki smutny. Jednak chłopak był tak przybity,że nawet nie próbował udawać,że wszystko jest w porządku. Po prostu usiadł obok mnie patrząc na szatyna,który usiadł samotnie na ławce po drugiej stronie wybiegu ze wściekłością i zazdrością ukrytą w oczach. W pewnym sensie go rozumiałam,ponieważ przez Niego ma kłopoty w związku,ale jednak z drugiej strony Justin nie miał wpływu na zachowanie Miley.
-Powiedz mi..-zaczął brunet głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji,cały czas patrząc w ten sam punkt.- Dlaczego ja jestem taki beznadziejny?
Kiedy usłyszałam to pytanie dosłownie mnie zatkało. On beznadziejny? Wcale tego nie zauważyłam. Moim zdaniem był bardzo przyjaznym chłopakiem i nawet próbował zmienić trochę Miley,jednak niestety mu się to nie udało.
-Ty beznadziejny? Nick..co ty za bzdury wygadujesz? Kto Ci tak powiedział?
-Miley.
-Słucham? Ale...ja nie rozumiem. Dlaczego Ona mówi Ci takie rzeczy? Przecież Ty wcale nie jesteś beznadziejny. Moim zdaniem jesteś wspaniały,niejedna dziewczyna w tej szkole na pewno chciałaby mieć kogoś takiego przy sobie,a Ona po prostu nie docenia tego co ma.
-Właśnie,że jestem beznadziejny! Miley ciągle mi wypomina,że jestem nieudacznikiem życiowym,że nigdy nie osiągnę w życiu tego,co osiągnął Justin! I ciągle mi wypomina,że wszystko robię źle,że Justin na pewno byłby inny i takie tam.-Lekko się uniósł. W tym momencie szatyn odwrócił się do nas i oczywiście nas zobaczył. Gdy tylko jego czekoladowe tęczówki zatrzymały się na mnie zmieszana odwróciłam wzrok w stronę mojego towarzysza. Nie miałam ochoty nawet utrzymywać z Nim kontaktu wzrokowego.
-Nick. Proszę uspokój się. Jestem pewna,że traktujesz Miley jak księżniczkę,ale Jej najwyraźniej to nie wystarcza. Słuchaj..nie zrozum mnie źle,ale moim zdaniem powinieneś dać sobie z nią spokój i znaleźć sobie inną dziewczynę. Taką,która Cię doceni i będzie szanowała. Uwierz mi. Jest ich wiele.-mówiąc to miałam na myśli swoją przyjaciółkę Demi,która kiedyś mi wyznała,że zakochała się w brunecie,jednak ten chodził już z tym plastikiem i Dem niestety nie miała szans.
-Sell..nie rozumiesz..mimo tych wszystkich złych rzeczy,które Ona mi zrobiła..może to dziwne,ale ja ją nadal kocham..-powiedział z wielkim trudem,aż ukuło mnie w sercu. Jak Miley może być aż taka okrutna?
-Ech..Nick..ja..ja naprawdę nie wiem co mam Ci powiedzieć. Na twoim miejscu spróbowałabym szczęścia z kimś innym,bo jak widzę te twoje..smutne spojrzenie to aż mi się serce kraje. No ale z drugiej strony serce nie sługa..
-Tak,wiem Sell..to beznadziejna sytuacja. Nie mam do Ciebie urazy. Próbowałaś mi pomóc i jestem Ci za to bardzo wdzięczny. Słyszałem Waszą kłótnię na korytarzu i jak wspomniałaś o mnie...nie spodziewałem się tego,ale bardzo Ci dziękuję. Może dzięki temu Miley w końcu się zmieni. Naprawdę..nie wiem jak można Ciebie nie lubić.-zaśmiał się a mi ulżyło. Wreszcie się uśmiechał. To był dobry znak. Przytuliłam się lekko do Niego a On odwzajemnił uścisk. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-To ja już będę szedł. Też idziesz?
-W sumie..okej. Mogę iść. I tak nie mam zamiaru tutaj siedzieć.-powiedziałam po czym wraz z chłopakiem opuściłam wybieg. On poszedł do Mill a ja pod klasę. Czekali tam na mnie moi przyjaciele. Wiem,że miałam dać szansę Justinowi,ale jak dla mnie jest to jeszcze trochę za wcześnie. Postanowiłam,że poobserwuję Jego zachowanie i za jakiś czas spróbuję z nim szczerze porozmawiać. W tym momencie nie byłam jeszcze na to gotowa. W tej chwili miałam tylko nadzieję,że między Nickiem a Miley się ułoży. Naprawdę zależało mi na tym,by chłopak był szczęśliwy,ponieważ w pełni na to zasługuje. Rozmawiałam jeszcze chwilę z przyjaciółmi gdy zadzwonił dzwonek na lekcje...(***)
3 tygodnie później.
Nadal nie rozmawiałam z Justinem. Gdy mijałam Go na korytarzu,po prostu udawałam,że Go nie widzę. Sytuacja w szkole odrobinę się polepszyła. Przynajmniej już tylko te najbardziej szalone dziewczyny,jest ich może z pięć (w tym Miley i Brenda) nadal łaziły za Bieberem. Chłopak chodził jak struty,ale nie wydaje mi się,żeby to było z powodu tych paru dziewczyn. Najwyraźniej chodzi o coś innego. Na dłuższych przerwach cały czas czuję na sobie jego smutne spojrzenie. Nie da się ukryć,że już trochę mnie to denerwuje. Wiele razy chciałam z nim porozmawiać,ale jakoś nie mogłam zebrać się na odwagę,podejść do niego i poprosić o kilka minut rozmowy.
Poranek.25 września 2013 r. Środa. Właśnie zadzwonił mój budzik. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok,tyłem do okna. Za nic nie chciało mi się dzisiaj wstawać. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Mam kartkówkę z matmy. Przez głowę przeszła mi myśl,żeby poudawać chorą,jednak i tak prędzej czy później musiałabym to napisać. Z westchnieniem wstałam z łóżka i wyłączyłam budzik. Pościeliłam łóżko i podeszłam do szafy. Nie zastanawiałam się długo co mam ubrać. W sumie było mi to całkowicie obojętne. Przebrałam się w przygotowany zestaw,rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Wyglądałam tak:
Szybko spakowałam książki i zbiegłam po schodach na dół. Mój ojciec wczoraj wyjechał służbowo a Scarlett zajmuje się moja babcia,ponieważ ja mam szkołę i nie miałabym jej z kim zostawić. Tak więc jestem sama w domu. Może to nawet lepiej. Nie muszę się tłumaczyć tacie z mojego humoru,a raczej jego braku. Weszłam do kuchni i wyjęłam z szafki miskę. Nie miałam pomysłu co zrobić innego więc zjadłam po prostu płatki z mlekiem. Po skończonym posiłku wrzuciłam miskę do zlewu,wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Szłam żwawym krokiem do szkoły. Nie miałam ochoty na podziwianie krajobrazów jak robię to zazwyczaj. Otóż moje myśli od dłuższego czasu krążą wokół jednej osoby. Oczywiście wokół Justina. Gdy on jest przybity to ja również. Nie mam pojęcia dlaczego. Czułam,że muszę z nim porozmawiać. Dzisiaj,zaraz! Nie zniosę już dłużej tej niepewności. Chcę w końcu zobaczyć Jego uśmiech. Może uda mi się go jakoś pocieszyć. Na tych rozmyślaniach szybko dotarłam do szkoły. Weszłam do budynku i natychmiast zaczęłam rozglądać się za szatynem. Jednak nigdzie go nie widziałam. Szybko wbiegłam na wybieg. Podświadomość podpowiadała mi,że właśnie tam go znajdę. Bingo. Siedział tam. Siedział tam zupełnie sam. Przybity,smutny i przygnębiony. Jak zawsze od dłuższego czasu. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Postanowiłam dać mu jeszcze chwilę spokoju,dlatego zaczęłam spacerować po wybiegu udając,że podziwiam otaczającą mnie przyrodę.
Oczami Justina:
Siedziałem właśnie sam jak palec na tej cholernej ławce. Ostatnio robię to codziennie. Mam wrażenie,że wszystko to,co wydawało mi się być ważne nagle straciło sens,a wszystko widzę w czarnych barwach. Czy ja popadam w jakaś depresję,czy co? Jest to całkiem prawdopodobne. Już od trzech tygodni nie słyszę jej cudownego głosu,śmiechu czy nawet krzyku. Na każdym kroku mnie unika,a ja nie mam pojęcia co mam robić. Ona jest mi potrzebna bardziej niż tlen. Bez niej to..życie jest tylko marnym istnieniem w czarnej dziurze rozpaczy. Matko..co się ze mnie do licha dzieje? Chyba z tego wszystkiego zamiast pisać piosenki zacznę pisać wiersze. Po prostu,kiedy nie ma Jej przy mnie czuję,że spadam na samo dno i nie mam siły się podnieść. Dość. Nie będę już o tym myśleć,bo staję się jeszcze bardziej przygnębiony,o ile jest to w ogóle możliwe. Nagle w powietrzu poczułem znajome perfumy. Takich używa tylko jedna dziewczyna z pośród tak wielu chodzących do tej szkoły. Błyskawicznie odwróciłem się w stronę,z której czułem tą niesamowitą woń. Była tam. Dziewczyna,do której należało całe moje serce,spacerowała sobie pomiędzy drzewami podziwiając tą cudowną roślinność,która jest dookoła. Byłam tak załamany,że dopiero kiedy ją ujrzałem potrafiłem dostrzec jej piękno. W pewnym momencie odwróciła głowę w moją stronę. Mimo,że bardzo nie chciałem tego robić zmieszany odwróciłem od niej wzrok,wstałem i ruszyłem w stronę szkoły. Wiedziałem,że Ona nie chce mnie widzieć. Ułatwię jej to i sam zejdę Jej z drogi. Przynajmniej to mogę dla Niej zrobić. Już miałem wejść do budynku,gdy usłyszałem ten przepiękny głos,głos którego tak bardzo mi brakowało:
-Justin! Zaczekaj,proszę!
Momentalnie stanąłem i odwróciłem się. Nie mogłem tak zwyczajnie odejść,gdy mój Anioł mnie woła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz