sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 38.

"Nauczyłem się już czym są twe obietnice. Jednym,wielkim pieprzonym kłamstwem.."


*Oczami Nicka*

Zaczynam się poważnie martwić o Selenę. Od dwóch dni próbuję się z nią skontaktować,ale ona ciągle nie odbiera. U Demi to samo. Zaczęło mnie to powoli irytować,więc postanowiłem wybrać się do Seleny z wizytą osobiście. Nie zastanawiając się nad tym długo szybko się ogarnąłem i wyszedłem z domu. Szybko przemierzałem boczne alejki,aby jak najszybciej znaleźć się w domu Gomez. Miałem przeczucie,że jest coś nie tak. Kiedy wtargnąłem na jej teren zamieszkania moim oczom ukazał się zdenerwowany pan Gomez,który był tak czymś przejęty,że zupełnie mnie nie zauważył i na mnie wpadł. 
-Przepraszam.-odparł głosem,z którego nic nie można było wyczytać.
-Nic się nie stało.-odpowiedziałem.-Czy Selena jest w domu? Chciałbym z nią porozmawiać.
-To ty nic nie wiesz?-zapytał zdziwiony na co pokiwałem przecząco głową.
-Selena trafiła wczoraj do szpitala.-powiedział,a w jego głosie wyczułem trudny do opisania ból i wyrzuty sumienia.
-Co? Jak to?! Co się stało?
-Nie wiem,nie chcieli nic mi powiedzieć przez telefon,dlatego właśnie się do niej wybieram.
-Czy mógłbym pojechać z panem?
-Jasne. Wskakuj.-powiedział wsiadając do swojego srebrnego volvo. Bez słowa wsiadłem,i już po chwili śmigaliśmy po autostradzie. Pan Gomez jechał naprawdę szybko,czasami nawet bałem się,że spowoduje wypadek,jednak po kwadransie cali i zdrowi dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do budynku i udaliśmy się w kierunku sali,w której znajdowała się Selena. Przed nią zastałem Demi. Spała słodko na krześle. Przysiadłem się obok niej i delikatnie odgarnąłem kosmyk jej włosów,który opadł jej na oczy. Niestety pech tak chciał,że przez to się obudziła. Uśmiechnęła się na mój widok po czym przeciągnęła się ziewając głośno. Wyglądało to zabawnie jak i uroczo.
-Cześć śpiochu.-przywitałem ją mocnym przytulasem,jak to ona określa.
-Hej.-odpowiedziała zaspana.-Co ty tu robisz?
-Przyjechałem wraz z panem Gomez. Czemu nie odbierałaś telefonu? Próbowałem się do Was dodzwonić,ale ciągle odzywała się poczta głosowa. Dem,martwiłem się...
-Oj,wybacz. Musiałam z tego wszystkiego zapomnieć naładować telefon,przepraszam.
-Nic się nie stało,wiesz,że nie potrafię się na Ciebie długo gniewać.-powiedziałem,a ona uroczo się zarumieniło. Uwielbiam to u niej.
-Dlaczego nie wejdziesz do środka? -zapytałem "z innej beczki".
-Bo u Seleny jest Alyson.
-Co? Serio? Myślałem,że ona się z Wami już nie przyjaźni..
-Też tak myślałam,ale dzisiaj tak się złożyło,że się pogodziły..
-To super. Cieszę się,że znowu są przyjaciółkami. 
-Taa..ja też.-odparła i szybko odwróciła głowę w inną stronę. Po chwili na jej policzku dostrzegłem maleńką kropelkę słonej cieczy.
-Hej,Demiś,co jest?-spytałem odwracając ją do siebie przodem.
-Nic takiego.-wyszeptała i otarła mokry policzek wierzchem dłoni.
-Ejj,no przyjacielowi nie powiesz? Co się dzieje,młoda?-spytałem na co ona zmroziła mnie spojrzeniem. Nie znosiła,gdy ją tak nazywałem,uwielbiałem jak złościła się w tak niezwykle słodki sposób.
-Nie no....ja po prostu strasznie się boję,że Alyson znowu stanie się dla Seleny najważniejsza. To znaczy poza Justinem oczywiście,a o mnie zapomni. Mówię Ci,jaka we mnie złość wstępuje kiedy Sel na każdym kroku podkreśla,że Alyson to tak naprawdę część jej rodziny,że kocha ją jak siostrę i w ogóle. Strasznie chciałabym być na jej miejscu i mieć taką przyjaciółkę,którą mogłabym traktować jak siostrę. Wiesz jak to jest czuć się jak piąte koło u wozu? Czuć się zupełnie niepotrzebną? Dosłownie tylko "dodatkiem"? Ja czuję się właśnie tak od początku. Miałam nadzieję,że teraz będę miała okazję zbliżyć się do Sell,że będę mogła   jej zagwarantować prawdziwą przyjaźń do końca życia,której tak naprawdę nikt mi w życiu nie dał. Niby też się z nią przyjaźnię,ale to nie jest to samo. Ona traktuje mnie jak koleżankę,lub dalszą przyjaciółkę...-gdy tak mówiła zrobiło mi się jej okropnie żal. Musiała czuć się okropnie. Nie sądziłem,że może być ona zazdrosna o Alyson. Nigdy tego nie okazywała,do dziś. 
-Dems...może powinnaś porozmawiać o tym z Seleną? Ukrywaniem tego nic nie zmienisz,a będziesz cierpieć jeszcze bardziej. Porozmawiaj z nią o tym na spokojnie i wyjaśnijcie sobie wszystko. Będzie dobrze,zobaczysz..-powiedziałem i ponownie ją przytuliłem. Chciałem podnieść ją na duchu. Tak wspaniała dziewczyna jak ona nie powinna cierpieć.
Dziewczyna pokiwała tylko głową i w tym samym momencie drzwi od sali Sell otworzyły się. Stanęła w nich Alyson. Gdy mnie zobaczyła zmieszała się nieco i usiadła parę miejsc dalej. Spojrzałem wyczekująco na Demi,jednak ta nie zamierzała się ruszyć. Westchnąłem tylko i sam wstałem i po prostu wszedłem. Selena wyglądała na szczęśliwą gdy mnie zobaczyła. Uśmiechnąłem się do niej i usiadłem obok. 
-Jak się czujesz?-zapytałem przyciszonym głosem
-Już dobrze. Fajnie,że tu jesteś.-powiedziała uśmiechając się delikatnie.
-Co Ci się stało w ogóle? Kiedy tu trafiłaś?
-Mmm..do końca nie pamiętam. Chyba parę godzin temu. Wiem tylko,że wróciłam do domu po szkole i usłyszałam rozmowę Anne z jej...nie wiem..chłopakiem,kochankiem,mężem...nie mam pojęcia kto to był. Mówiła coś,że niedługo to skończy,że wyciągnie od mojego Ojca wszystkie pieniądze..chyba o to jej chodziło. No i ja zaczęłam się z nią kłócić,aż w końcu skłamałam,że wszystko nagrałam na telefonie,żeby ją nastraszyć,a ona się na mnie rzuciła bo chciała mi wyrwać telefon,potem ja upadłam,uderzyłam o coś głową i dalej już nic...czarna dziura.
-O mój Boże,naprawdę? Czyli twoje wrogie nastawienie do niej się sprawdziło...twój tata już wie?
-Nie.
-A zamierzasz mu o tym powiedzieć?
-Chyba muszę,prawda?
-Tak,masz rację. Nie może żyć w zaślepieniu.
-Dokładnie.
Zapadła cisza. Żadne z nas nie wiedziało co wypada powiedzieć w tej chwili. Ja patrzyłem w zieloną posadzkę,a ona w biały sufit. 
-Sell..?-odezwałem się gdy wreszcie zdobyłem się na odwagę.
-Hmm?
-Bo wiesz..mam taki jeden problem,i nie wiem kogo się poradzić,a ty chyba znasz się na tym dość dobrze..
-Mów o co chodzi..-powiedziała z uśmiechem na ustach
-No więc...widzisz...ja,ja mam już dosyć Miley. Ona zachowuje się karygodnie. Ciągle mnie zdradza,a ja jak głupi jej to wybaczam. Mam już tego dosyć..powiedz mi..co ja mam zrobić,żeby ona przestała?
Na te słowa usiadła na łóżku i położyła mi dłoń na mojej ręce. Spojrzałem na nią niepewnie a ona patrzyła na mnie ze współczuciem. To naprawdę wspaniała osoba. Cieszę się,że pozwoliłem jej poznać się lepiej. 
-Nick,po prostu z nią zerwij. Nie zasługujesz na takie cierpienie,na które ona skazuje Cię za każdym razem. W związku chodzi o to,aby być szczęśliwym z drugą osobą,a jeżeli coś nie wychodzi lepiej się po prostu rozstać i poszukać szczęścia gdzieś indziej...
-Ale..ja nie wiem czy potrafię...ja nadal ją kocham,ale po prostu nie mam już siły na jej kolejne występki i przeprosiny...pewnie i tak nie znajdę nigdzie indziej szczęścia.
-Potrafisz. Jesteś silny i poradzisz sobie. Pomożemy Ci.
-Dzięki Sell,jesteś wielka.
-Wiem.-odparła dumnie na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- A szczęście czeka na Ciebie za tymi drzwiami.-odpowiedziała uśmiechając się pod nosem i wskazując na drzwi wyjściowe. Przyjrzałem się jej uważnie,jednak nie zamierzała powiedzieć nic więcej. Uniosłem jedną brew do góry i intensywnie zastanawiałem się o co jej chodzi. 
-Chyba możesz już iść.-wyrwał mnie z rozmyślań jej delikatny głos. Spojrzałem na nią zdziwiony na co odpowiedziała mi dźwięcznym śmiechem. 
-Co? Już mnie wyganiasz?-spytałem żartobliwie
-Tak.-zaczęła się śmiać a ja razem z nią. Ta dziewczyna miała naprawdę niewyobrażalnie duże poczucie humoru.-Miałeś chyba iść coś załatwić,prawda?-zapytała krzyżując ręce na piersi.
-No tak,ale przecież..-zacząłem,lecz ona nie dała mi dokończyć.
-Im szybciej to załatwisz tym lepiej.
-Masz rację. Wpadnę do Ciebie później.-powiedziałem i szybko złapałem swoją skórzaną kurtkę,którą wcześniej zdjąłem. 
-Powodzenia Nicky.-powiedziała gdy wychodziłem. Mrugnąłem tylko do niej i szybkim krokiem opuściłem szpital,ponieważ Demi gdzieś się zmyła. Założyłem kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Zacisnąłem dłonie w pięści i twardo szedłem na przód. Selena miała rację. Czas z tym skończyć.

*****

Po 15 minutach drogi znalazłem się pod domem Miley. Wziąłem głęboki wdech i wydech i zadzwoniłem do drzwi. Przez myśl przeszła mi ucieczka,jednak postanowiłem być twardy. Po chwili drzwi otworzyła mi sama Miley ubrana w koszulę nocną,która ledwo co zakrywała jej tyłek. Może dawniej zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie,jednak teraz całkowicie uodporniłem się na jej gierki. 
-Hej Nickuś.-powiedziała uśmiechając się.- Miałam nadzieję,że do mnie wpadniesz.-dodała po chwili i zaczęła trzepotać rzęsami. Mój Boże,jak kiedyś mogło mi się to podobać? Przecież to żałosne. 
-Wpuścisz mnie? Musimy pogadać.-mruknąłem bez entuzjazmu,co trochę ją zdziwiło,jednak spełniła moją prośbę. Wszedłem do środka,a ona zamknęła drzwi.
-Słuchaj Miley...ja..ja już mam tego dosyć. Twoich ciągłych zdrad i obietnic,że się poprawisz i będzie dobrze,ja nie mogę żyć w takim związku..
-Nickuś,ale to nie tak..ty nic nie rozumiesz..
-Ja wszystko rozumiem. Od początku do końca. Po prostu nie jest Ci ze mną dobrze,skoro co tydzień widuje Cię z innym. Nie wiem co chcesz tym osiągnąć. Mogłaś od razu mi powiedzieć co jest grane,wtedy dałbym Ci święty spokój.
-Nick,to nie tak,ja naprawdę się zmienię. Obiecuje Ci to..
-Nauczyłem się już czym są twe obietnice. Jednym,wielki,pieprzonym kłamstwem.-podsumowałem sarkastycznie a Miley nie wiedziała co ma powiedzieć. 
-Czy to znaczy,że..-zaczęła a ja tylko pokiwałem głową.
-Tak,Miley. Niestety...ja już tak nie mogę,to mnie przerasta. Mimo wszystko mam nadzieję,że w końcu znajdziesz faceta,który zaspokoi twoje potrzeby i oczekiwania. Niestety to nie byłem ja. Przykro mi. To koniec,Miley.
-Wyjdź.-szepnęła po chwili.- Wyjdź,bo nie ręczę za siebie!-wrzasnęła na cały dom a ja spełniłem jej prośbę. Nie miałem zamiaru tam dłużej przebywać. Selena miała rację. Od razu poczułem się lepiej. Wolny i szczęśliwy. Natychmiast skierowałem się do szpitala. Zastanawiało mnie tylko jedno. Co Selly miała na myśli mówiąc "Szczęście czeka na Ciebie za tymi drzwiami"? 

******

Hej.:) Przepraszam,że taki krótki,ale musiałam skończyć w tym momencie. Postaram się,aby następny rozdział pojawił się jeszcze przed sylwestrem.:) Pozdrawiam.;***


Czytasz=Komentujesz.


wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!!!

Witajcie kochani!!!

Dzisiaj wigilia! Cieszycie się? Ja bardzo.<3 

Chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w te święta,chciałabym,żeby były one dla Was wyjątkowe,żebyście zawsze wspominali je z uśmiechami na twarzach.

Tak więc życzę Wam dużo radości,miłości w gronie rodzinnym,szczęścia,wytrwałości,dobrych ocen w szkole,wymarzonych prezentów pod choinką i wszystkiego wszystkiego co najlepsze!


Wesołych świąt kochani!!!!!!!! ♥ ♥ ♥ 








sobota, 14 grudnia 2013

Happy Birthday Vanessa! :D

Witajcie ponownie! Tak,wczoraj pisałam dla Was notkę dotyczącą urodzin Taylor Swift,a dzisiaj przyszedł czas na kolejną.

Tym razem chodzi o na pewno dobrze znaną wam gwiazdę głównie z roli Gabrieli w serii "High School Musical". Chodzi oczywiście o Vanessę Hudgens,która właśnie dzisiaj obchodzi swoje urodziny. Wszystkiego najlepszego Vanessa! :D 


piątek, 13 grudnia 2013

Wszystkiego Najlepszego Dla Taylor Swift! :)

Witajcie! :D

Dodaję tą notkę,gdyż dzisiaj kolejna wielka gwiazda obchodzi swoje (tym razem) 24 urodziny. Jest nią oczywiście niezwykle utalentowana piosenkarka country-Taylor Swift. Z tej okazji chcę życzyć Taylor wszystkiego najlepszego. Dalszych sukcesów muzycznych,dużo nowych inspiracji,wspaniałych fanów,szczęścia w miłości i wszystkiego,wszystkiego dobrego!

Wszystkiego najlepszego,Taylor! <3







piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 37.

"Wybaczysz mi?"


*Oczami Demi *

Dzwonię już chyba z 10 raz a ona nie odbiera! Co się z nią do licha ciężkiego dzieje? Miałyśmy iść dzisiaj razem do sklepu żebym mogła kupić prezent urodzinowy dla siostry,a ona ciągle nie odbiera! Komórkę zgubiła czy co?
Nie,cholera idę do niej!-postanowiłam w myślach po czym szybko zbiegłam po schodach. W biegu wrzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Coś musiało się stać,to nie jest normalne. Ona zawsze odbierała. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się,żeby komórka jej się rozładowała. Zawsze sprawdza przed wyjściem stan jej baterii. Na samą myśl o tym przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się rezydencją Gomezów. Drzwi były otwarte na oścież tak jakby ktoś z pośpiechu zapomniał je zamknąć. Ten fakt tylko utwierdził mnie w przekonaniu,że stało się coś złego. Czym prędzej wparowałam do środka.
-Sell?! Selena,jesteś?! - krzyknęłam,a odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Dziwne. Powinna być w domu. Jej buty i kurtka były w przedpokoju. Najszybciej jak tylko umiałam wbiegłam na górę sprawdzając każdy zakamarek. Nic. Pozostał mi ostatni pokój. Sypialnia pana Ricarda i jego nowej dziewczyny. Kiedy tam weszłam zobaczyłam Selenę która leżała na podłodze. Przerażona podbiegłam bliżej,a widok,który ujrzałam wprawił mnie w jeszcze większe przerażenie. Selly była nieprzytomna,a wokół niej z każdą sekundą powiększała się czerwona plama krwi. Zatkałam sobie usta,aby nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Boże mój,co tu się do cholery stało?!-pytałam się nieustannie w myślach padając obok Selly na kolana,szybko sprawdzając jej puls. Wyczułam go,jednak był on coraz słabszy.
-Cholera jasna!-wrzasnęłam na cały głos i poderwałam się na równe nogi. Podbiegłam do komody na której leżał telefon stacjonarny szybko wykręciłam odpowiedni numer i wezwałam pogotowie,następnie zajęłam miejsce obok Selly trzymając ją za rękę. Ona musi przeżyć,musi!


****

*Oczami Alyson*

Jak ona mogła mi to zrobić?! No jak?! Myślałam,że mogę jej zaufać,nie wyobrażacie sobie jak bardzo się myliłam. Selena miała rację,że Miley to fałszywa i mściwa świnia. Jak on mógł dać jej się omotać?! Jak ona mogła mi go odbić?! Ech,za dużo pytań,a za mało odpowiedzi. Jak ja mogłam być taka głupia i też dać się owinąć tej żmii wokół palca zostawiając moją kochaną,młodszą siostrzyczkę? Zachowałam się jak ostatni cham i nie zdziwię się,jeżeli teraz Selena zostawi mnie na lodzie. Jestem co do tego pewna,jednak muszę ją przeprosić. Właśnie wybieram się do niej z wizytą. Jechałam na rowerze,aby znaleźć się u niej jak najszybciej. Wyrzuty sumienia nie opuszczały mnie nawet na chwilę. Na pewno bardzo ją zawiodłam. Nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu. Tak bardzo tego żałuję...

Kiedy dojechałam pod właściwy adres wmurowało mnie w ziemię. Pod domem Selly stała karetka,a trzech lekarzy właśnie wywieźli na noszach nikogo innego jak Selenę! Widząc całe zajście łzy napłynęły mi do oczu. Zaraz po nich z budynku wyszła równie roztrzęsiona Demi. Natychmiast do niej podbiegłam,lecz ona bez żadnych emocji po prostu mnie ominęła i ruszyła w kierunku pojazdu,do którego właśnie wkładali Selly.
-Demi,zaczekaj! Powiedz co się stało! -krzyknęłam cała we łzach łapiąc brunetkę za nadgarstek.
-Nie powinno Cię to obchodzić.-odpowiedziała jadowicie i wyrwała mi się,jednak ja nie zamierzałam odpuścić. Stanęłam jej na przejściu,chciała ponownie mnie ominąć,jednak ja jej na to nie pozwoliłam.
-Cholera jasna! Przestań się wydurniać i mów co się stało! Co z Seleną?!
-Ja się wydurniam?! No chyba ty! Nie udawaj,że obchodzi Cię co się z nią dzieje! W końcu ty już wybrałaś Cyrus,no śmiało! Leć do niej,a mnie i Selenę zostaw w spokoju z łaski swojej! - wydarła się na całe gardło i wbiegła do pojazdu,a ja bezradnie patrzyłam jak karetka odjeżdża na sygnale.


 Po chwili jednak ocknęłam się i szybko dosiadłam roweru i pojechałam za nią modląc się w duchu,aby nic jej się nie stało. Nigdy sobie tego nie wybaczę.


****

Na miejscu byłam już 10 minut później,oczywiście karetka dotarła tu przede mną. Szybko zaparkowałam rower najbliżej wejścia i wparowałam do środka. Podeszłam do recepcji jak najszybciej się dało. 
-Przepraszam panią.-zwróciłam się do kobiety siedzącej przy biurku. 
-Dzień Dobry. W czym mogę pomóc?-spytała uprzejmie skończywszy rozmawiać z kimś przez telefon.
-Chciałabym się dowiedzieć gdzie przebywa obecnie Selena Marie Gomez.-wydukałam w pośpiechu.
-Panna Selena przebywa obecnie na sali intensywnej terapii.-powiedziała i wskazała ręką na odpowiednie drzwi.
-Dziękuję.-odparłam pośpiesznie i udałam się w odpowiednim kierunku. Kiedy weszłam zauważyłam,że na poczekalni siedzi nadal roztrzęsiona Dem. Siedziała skulona na krześle i opierała się bokiem o ścianę. Głowę miała schowaną między kolana,a po korytarzu rozległ się jej cichy szloch. Szybko podeszłam do niej i po cichu przysiadłam obok. Nawet nie drgnęła. Delikatnie położyłam jej dłoń na ramieniu. Tym razem podziałało. Poczułam jak jej ciało zesztywniało a po chwili zdołałam dostrzec jej zapłakane i przerażone oczy. Kiedy mnie ujrzała zdziwiła się,jednak po chwili szybko poderwała się z miejsca i podeszła do szyby,która wychodziła na salę,w której obecnie przebywała Sel. Westchnęłam ciężko wstając z krzesła. Wiedziałam,że ona też ma do mnie żal. Kto wie,może nawet większy niż Selena. Od zawsze obie były bardzo blisko,jednak Selena zawsze powtarzała,że to ja jestem dla niej najważniejsza,a przynajmniej byłam. Niewykluczone,że Demi mogła być też o to zazdrosna,jednak nigdy nie okazywała tego typu oznak. Ponownie podeszłam do niej i położyłam jej dłoń na ramieniu,którą od razu strzepnęła.
-Wszystko będzie dobrze,nie martw się Dem.-szepnęłam po chwili patrząc na nią uważnie. Dziewczyna spuściła głowę w dół i nic nie mówiła. Zdołałam dostrzec kilka ogromnych,gorzkich łez spływających strumieniami po jej policzkach. Nieoczekiwanie,po chwili odwróciła się przodem do mnie.
-Czego ty jeszcze od nas chcesz,co?! Nie wystarczy Ci,że skrzywdziłaś Selenę najmocniej jak tylko się dało?! Znowu chcesz ją pociągnąć na samo dno?! Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Zostawiłaś ją zupełnie samą,wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebowała! Jesteś zwykłą świnią!-warknęła patrząc mi prosto w oczy,przeszywając mnie wzrokiem. Zabolało. Zabolało jak cholera,jednak wiedziałam,że ona ma rację. Moje zachowanie było dla Seleny ciosem po niżej pasa.
- Ja wiem,że to co zrobiłam jest niewybaczalne,podłe do obrzydliwości,jednak bardzo tego żałuję,i chcę to jakoś naprawić. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym cofnąć czas...ale niestety nie mogę. Proszę,daj mi jeszcze jedną szansę. Naprawdę nie chcę was stracić...
-Już nas straciłaś.-wycedziła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się ode mnie tyłem. Te słowa zabolały mnie bardziej niż jakiekolwiek inne,jednak dobrze wiedziałam,że zasłużyłam sobie na to. Pochłonięta myślami opadłam na krzesło i schowałam twarz w dłonie. Nie potrafię wyrazić słowami tego jak czuję się w tej chwili. Czuję się tak jakby w jednej chwili ktoś rozwalił moje serce na kilka kawałków. Przez swoją głupotę straciłam swoich przyjaciół. Tych,na których mi najbardziej zależy. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula,zdziwiona spojrzałam w bok. Tą osobą była właśnie Demi. Moje zdziwienie wzrastało z każdą chwilą.
-Przepraszam-wyszeptała- Zbytnio się uniosłam.
-Nic nie szkodzi.-odparłam ocierając mokre policzki.-W pełni sobie na to zasłużyłam. Jeszcze raz strasznie przepraszam...i..dziękuję,że byłaś przy niej kiedy...kiedy..kiedy..ja..odeszłam.
-Nie musisz mi za to dziękować. Czułam,że to mój obowiązek.
-Demi?
-Tak?
-Czy..czy jesteś w stanie chociaż trochę mi wybaczyć?-spytałam nieśmiało spoglądając na nią z wahaniem. Dziewczyna westchnęła ciężko przymykając powieki.
-Nie wiem.-odparła szczerze po chwili.-Jeżeli Selena Ci wybaczy,ja również to zrobię.
-Rozumiem.-odparłam i w tej samej chwili z sali wyszedł lekarz. Obydwie z Demi zerwałyśmy się z krzeseł jak poparzone.
-Jak ona się czuje?-zapytałam natychmiastowo stając naprzeciwko wysokiego bruneta.
-Było naprawdę bardzo niebezpiecznie,jednak stan Seleny z każdą minutą się poprawia. 
-Czy można do niej wejść?-zapytała Demi z nadzieją.
-Tak,oczywiście,tylko proszę zachować spokój.-powiedział lekarz i odszedł.
-Idź.-powiedziała Lovato wskazując na drzwi sali.
-Jesteś pewna?-zapytałam odwracając się tuż przy drzwiach. Dziewczyna pokiwała głową,a ja nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka.

****

*Oczami Seleny*

Powoli uniosłam swoje ociężałe powieki i natychmiast oślepiło mnie intensywne światło. Zamknęłam na chwilę oczy,by po chwili móc je normalnie otworzyć. Białe ściany i sufit i ten charakterystyczny zapach. Już wszystko wiem. Znajduję się w szpitalu,tylko co ja tutaj robię i jak się tu znalazłam?-pytałam się w myślach i po chwili syknęłam i złapałam się za głowę tym samym odkryłam,że jest ona zabandażowana w bandaż. Przymknęłam oczy próbując sobie coś przypomnieć i po chwili pamiętałam już wszytko.
Po chwili drzwi od mojej sali otworzyły się,a ja uniosłam lekko głowę,aby móc zobaczyć kto mnie odwiedził. To co ujrzałam wprawiło mnie w totalne osłupienie. W drzwiach stała Alyson Swift we własnej osobie. Nie ukrywałam zbytnio swojego zdziwienia.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
-Przyszłam.-odparła po cichu i usiadła obok łóżka,na którym leżałam.
-Po co?-syknęłam odwracając głowę w inną stronę.
-Bo chcę z tobą porozmawiać.
-Ze mną? Wydaje mi się,że Miley jest w tym dużo lepsza ode mnie..-uśmiechnęłam się ironicznie.
Blondynka westchnęła łapiąc mnie za rękę,którą natychmiast wyrwałam.
-Selly,ja tak strasznie żałuję tego co się stało. Tak bardzo mi głupio,nie wiem jak ja mogłam być taka naiwna i uwierzyć Miley,nie wiem jak mogłam tak bardzo Cię skrzywdzić..mój Boże,gdybym tylko mogła cofnąć czas...wiem,że zapewne mi nie wybaczysz,ale chcę,żebyś wiedziała,że bardzo Cię przepraszam i bardzo żałuję.-powiedziała próbując się przy mnie nie rozkleić.

-To wszystko?-szepnęłam wpatrując się w sufit. Aly nieśmiało pokiwała głową.
-To wyjdź.-powiedziałam z bólem wpatrując się w drugą stronę. Nie było mi łatwo to powiedzieć,jednak moja duma nie pozwalała mi postąpić inaczej.
-Tak jak myślałam..-szepnęła z bólem blondynka i wstała ruszając do wyjścia. Kiedy otwierała drzwi nagle coś we mnie pękło. W jednej chwili przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z nią. Z moją ukochaną siostrzyczką. I w tej jednej chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo mi jej brakowało. 
-Zaczekaj!-powiedziałam donośle,kiedy opuszczała moją salę. Gwałtownie zawróciła i z powrotem zajęła miejsce obok mnie.
-Tak?
-Ja...ja wiem,że tego żałujesz i wiem też,że nigdy nie zapomnę bólu jaki wtedy czułam,ale wiem też,że ból będzie większy jeżeli pozwolę Ci odejść,niż gdy Ci wybaczę,więc...wybaczam Ci.-powiedziałam uśmiechając się do niej.
-Wybaczysz mi?-spytała z niedowierzaniem.
-Tak.-szepnęłam radosna-No chodź tu!-krzyknęłam rozkładając ramiona,a blondynka w trybie natychmiastowym mnie przytuliła.



 Tego właśnie mi brakowało przez ostatni czas. Ukochanej przyjaciółki. Przyjaciółki,którą kocham całym sercem..

*****

Tadaam.:D Oto 37 rozdział. Wyszedł mi on trochę dłuższy,ale mam nadzieję,że się cieszycie z tego powodu. Ten rozdział chcę zadedykować mojej kochanej przyjaciółce,która na pewno długo czekała na ten rozdział.:) Droga Agnieszko:
Ostatnie zdanie jest w pełni kierowane ode mnie do Ciebie mimo tego,że wcielałam się w Sel. Obiecałam,że wszystko się wyjaśni,więc dotrzymuję słowa. Rozdział w całości jest dedykowany Tobie,mam nadzieję,że Ci się spodoba.:)

Więc,moi kochani to tyle co chciałam wam przekazać,mam nadzieję,że spodoba wam się ten rozdział,gdyż pisałam go ponad godzinę.;) Liczę na szczere komentarze. Pozdrawiam Serdecznie i życzę miłego wieczoru.:)

Wasza GoŚka.;)



****

Czytasz=Komentujesz.









sobota, 23 listopada 2013

Wszystkiego Najlepszego,Miley!


Hej.:D Jak zapewne już wszyscy wiecie dzisiaj swoje 21 urodziny obchodzi bardzo utalentowana piosenkarka i aktorka - Miley Cyrus. Z tej okazji chciałabym życzyć jej wszystkiego najlepszego w tym szczególnie ważnym dla niej dniu jak to robiłam już wcześniej w przypadku innych gwiazd. 

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO,MILEY! <3





****

A teraz jeszcze jedna sprawa,bardziej organizacyjna..nie wiem czy zauważyliście czy nie,ale parę dni temu założyłam drugiego bloga na który serdecznie was zapraszam. Mam nadzieję,że go odwiedzicie i spodoba wam się fabuła jaką dla was wymyśliłam.:)
 To tyle.;)

Trzymajcie się no i cześć! ;D

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 36.

"Od początku wiedziałam,że nie można Ci zaufać!"



-Reachel? Jesteś tam?-zapytałam zbita z tropu,gdy od ponad 2 minut nie usłyszałam odpowiedzi w słuchawce.
-Boże,Sell...nie masz pojęcia jak się cieszę!-wrzasnęła tak głośno,że aż musiałam oddalić trochę komórkę od ucha,bo inaczej bym ogłuchła. - Na pewno nie chcesz mieć jeszcze trochę czasu do namysłu. To poważna decyzja,potem już nie będzie odwrotu.-dodała po chwili zupełnie uważnie. No właśnie,potem nie będzie odwrotu. -powtórzyłam sobie w myślach i ponownie zaczęłam rozważać wszystkie "za" i "przeciw",nigdy nie uważałam,żebym miała jakiś wybitny talent w tej branży,ale skoro Reachel uważa,że tak...kto wie,ale mimo wszystko jest wielki stres...nie,nie mogę podejmować tej decyzji w jednym momencie. Muszę porozmawiać o tym z tatą i....oczywiście z Justinem,kto lepiej się zna na tym jak nie najpopularniejszy nastolatek na świecie?
-Wiesz,Reachel...myślałam o tym,ale jednak jeszcze nie zdecydowałam się do końca..przepraszam,że zawracałam Ci głowę...mam nadzieję,że zrozumiesz.
-Nic się nie stało,kochana. Rozumiem to doskonale. Przemyśl sobie wszystko jeszcze raz i wtedy do mnie zadzwoń,dobrze?
-Nie ma sprawy,jeszcze raz przepraszam.-wybąkałam pod nosem i szybko się rozłączyłam. 

****

Następnego dnia obudziłam się ok. 7:00 ponieważ dzisiaj,niestety muszę iść do szkoły. Mozolnie wygramoliłam się spod pościeli i cała roztrzepana ruszyłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej byle co i poszłam do łazienki. Wykonywanie porannych czynności zajęło mi 2 razy więcej czasu niż zazwyczaj. W nocy w ogóle nie mogłam zmrużyć oka. Ciągle przed oczami pokazywały mi się nieprzyjemne obrazy i budziłam się cała mokra. Kiedy wreszcie się ogarnęłam wyszłam z łazienki:

Sięgnęłam po torbę i wrzuciłam do niej to co wpadło mi w ręce. Nie zważałam na to,czy spakowałam odpowiednie książki,szczerze mówiąc mam to gdzieś. Następnie zbiegłam na śniadanie,jednak nikogo nie zastałam w kuchni. Być może Anne i Scarlett poszły już do przedszkola,a tata śpi,bo prawdopodobnie ma dziś na drugą zmianę. Sięgnęłam po gumę do żucia i banknot 10-dolarowy. Nie chciało mi się robić śniadania,więc postanowiłam kupić sobie coś po drodze. Wyszłam z domu zamykając go i ruszyłam w stronę szkoły po drodze zahaczając o sklep spożywczy. Kupiłam sobie 2 słodkie bułki oraz moje ulubione frugo. Wychodząc zapłaciłam i odkręciłam butelkę,ponieważ strasznie zachciało mi się pić. Zaczęłam pić po parę łyków nadal idąc w stronę budynku szkoły,gdy nagle ktoś na mnie wpadł przez co poplamiłam swój ulubiony sweter.
-Uważaj jak łazisz! -warknęłam wyciągając z torebki chusteczki higieniczne i wycierając swoją oblaną odzież.
-Ojej,wybacz,nie chciałem. -odparł niezwykle niski i dość pociągający,męski głos. Uniosłam wzrok i ujrzałam niczego sobie bruneta,był całkiem niezły:

-Emm...nic się nie stało,przepraszam,nie powinnam się tak unosić,mam zły humor. 
-A co się stało,jeżeli można wiedzieć? -spytał niezwykle uprzejmie.
-Nie wyspałam się.-odparłam bez większego zastanawiania i uśmiechnęłam się do nieznajomego,na co zareagował podobnie,wręcz tak samo.
-Jestem Austin. Austin Mahone,miło mi.-odparł chłopak podając mi rękę.
- A ja Selena Gomez,mnie także. -odpowiedziałam ściskając jego rękę na przywitanie. - Jesteś tu nowy?
-Jakbyś zgadła. Wczoraj się tu przeprowadziłem. 
-Tak myślałam,nigdy wcześniej Cię tu nie spotkałam. Też chodzisz do tego liceum?
-Zgadza się.
-Super,a do której klasy?
-1 B.
-To tak jak ja! He he,super! Chodź,oprowadzę Cię. -powiedziałam ciągnąc go za rękę w stronę szkoły.
-Dzięki,Sel.-odpowiedział z uśmiechem i ruszył za mną.

****

Dzień w szkole zdecydowanie mogę zaliczyć do udanego. Czas w towarzystwie nowego kolegi płynął jak z płatka,reszta mojej paczki również go bardzo polubiła i mam wrażenie,że on nas też. I co jest najlepsze? Od razu zauważył,że Miley i Brenda to puste i fałszywe laleczki Barbie,sama lepiej bym tego nie określiła,okazało się,że Austin mieszka zaledwie dwie ulice dalej ode mnie. Byłam w niesamowicie dobrym humorze,nie przejmowałam się nawet uwagą,którą dostałam na historii za esemesowanie. No co ja poradzę,że tematy o II wojnie światowej są dla mnie strasznie nudne? Sto razy bardziej wolę popisać wtedy ze swoim księciem.;)
Właśnie w podskokach przechodziłam przez ostatnie skrzyżowanie. Dodatkowy powód mojego świetnego nastroju jest taki,że nie mam nic zadane,to się nazywa luksus.;)
Kiedy przekroczyłam próg domu zauważyłam,że tylko Anne jest w domu. Szybko zdjęłam bluzę i zajrzałam do kuchni. Byłam święcie przekonana,że ona tam jest jednak pomieszczenie okazało się być puste. Ruszyłam więc na górę i usłyszałam jej ściszony głos dochodzący z jej sypialni. Podeszłam na palcach i zaczęłam podsłuchiwać. Tak,wiem,to jest chamskie,ale strasznie ciekawiło mnie o czym rozmawia takim cichym tonem. 
(A-Anne J-Josh)

A: Kochanie,zrozum,mnie też już to męczy,daj mi jeszcze z 2 miesiące,wtedy zdobędę już wszystko co trzeba.
J: Dobrze,ale nie więcej niż 2 miesiące,jasne? Bo inaczej sam tam wpadnę i wszystko się wyda,więc lepiej się pilnuj.
A: Nie martw się,2 miesiące mi zupełnie wystarczą. Wtedy zgarnę cały majątek tego naiwniaka i będziemy razem,obiecuję Ci.
J: No mam nadzieję. Trzymaj się,kocham Cię.
A: Ja Ciebie też.

Kiedy usłyszałam o czym rozmawia ze swoim...chłopakiem,mężem,kochankiem(?) byłam w totalnym szoku. Co za fałszywa,zgniła zdzira! Nie mogąc pozostać dłużej w ukryciu wyszłam zza ściany i stanęłam w progu.
-A więc to tak! Chcesz tylko wyciągnąć od mojego Ojca kasę,a potem go zostawić,żeby dalej układać swój pierdolony żywot z tym idiotą?! Tak właśnie myślałam. Od początku wiedziałam,że nie można Ci zaufać! -wrzasnęłam ile sił w płucach nie mogąc się powstrzymać.
-O co Ci chodzi?-spytała zgrywając idiotkę,chociaż nie koniecznie,w końcu już nią jest. 
-Nie pogrążaj się! Słyszałam twoją rozmowę przed chwilą,nie pozwolę Ci skrzywdzić mojego Ojca,rozumiesz?!
-Piśnij chodź tylko słowo to..
-To co?! Zabijesz mnie?! Proszę bardzo! Nie boję się Ciebie,fałszywa świnio! Ojciec jeszcze dziś o wszystkim się dowie!
-Ta,i myślisz,że Ci uwierzy? Akurat,on wie,że byłaś i nadal jesteś do mnie uprzedzona co wychodzi mi na rękę,daruj sobie,jesteś jeszcze bardziej naiwna niż ten nieudacznik! -wyśmiała mi prosto w twarz,a we mnie się dosłownie zagotowało.
-Nikt nie będzie wyzywać mojego Ojca,jasne? A już na pewno nie taka dz*wka jak ty! -krzyknęłam i mocno popchnęłam ją,a ona upadła na łóżko.- Nie uwierzy mi,czyżby? Wszystko mam nagrane,więc możesz już pakować swoje szmaty i wypierdalać stąd,raz na zawsze!-powiedziałam z triumfem machając jej swoją komórką przed oczami. Oczywiście kłamałam,nie miałam nic nagrane,bo skąd miałam wiedzieć,że muszę ją nagrywać?
Jednak jej mina była bezcenna,ze złości zrobiła się cała czerwona.
-Ani mi się waż! Oddawaj to smarkulo! -poderwała się z miejsca i próbowała mi wyrwać telefon z ręki. I kto tu jest naiwny? 
Zaczęłam się z nią szarpać,aż w końcu Anne puściły nerwy i popchnęła mnie tak mocno,że aż straciłam równowagę i uderzyłam się w głowę o kant łóżka. Ból,jaki poczułam w jednym momencie był niewyobrażalny. Tak jakby ktoś w jednej chwili spłaszczył mój mózg. Resztkami sił dotknęłam głowy i zdołałam dostrzec na mojej ręce czerwoną plamę,potem odpłynęłam..

****

Hej! :D Strasznie was przepraszam za moją długą nieobecność,ale liczba obowiązków po prostu mnie przerasta i dopiero dzisiaj odnalazłam w sobie odrobinę weny i czasu,aby coś dla Was napisać. Rozdział moim zdaniem jest najbardziej przeciętny,jednak mam nadzieję,że Wam się spodoba.;) Liczę na Wasze szczere komentarze,Kocham Was! ;* Trzymajcie się i do nn.<33

Czytasz = Komentujesz.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 35.

"A Year Without Rain.."



To było wczoraj. Tak właśnie..wczoraj Justin wyjechał w trasę na całe sześć miesięcy. Od czasu odlotu samolotu chodzę jak struta,nic mi się nie chce,nagle wszystko stało się mi być obojętne,pomimo tego,że jeszcze kilkanaście godzin temu miało dla mnie ogromne znaczenie. Najchętniej rzuciłabym to wszystko,wsiadła w najbliższy możliwy samolot i pojechała do mojego chłopaka,ale przecież tak nie mogę. Od kilku godzin nic innego nie robię tylko leżę na łóżku i gapię się w sufit. Czy teraz będzie już tak przez następne pół roku? Nie mam pojęcia. Anne już 4 razy była u mnie z kolacją w ręku,ale ja za każdym odpowiadałam jej tym samym "Nie jestem głodna". Nie wiem czy to była prawda,czy może tylko tak mi się wydawało. Najgorsze jest to,że jak zamykam oczy natychmiast przed oczami staje mi scena naszego pożegnania na lotnisku. Był to jedyny sposób,aby ujrzeć jeszcze raz mojego Justina,więc bez namysłu ponownie zamknęłam oczy.


Usher po raz kolejny spojrzał zniecierpliwiony na zegarek podczas kiedy ja i Justin staliśmy wtuleni w siebie. Nie mówiliśmy nic,słowa nie były tu potrzebne. Każde z nas wiedziało,że to będzie trudny czas,ale przetrwamy go. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Bo sie kochamy. Tak,wiem,zaczynam gadać jakbym grała w jakimś dennym romansie,większości pewnie wydaje się to żałosne,jednak taka jest prawda. Prawdziwa miłość przetrwa nawet tysiące kilometrów. Zapewne każdy kiedyś będzie musiał przez to przejść,teraz kolej na nas. Justin ostrzegał mnie,że jeżeli tylko powiem jedno słowo,on zostanie ze mną,jednak ja nie chciałam go zatrzymywać. Widziałam,jak na tamtym koncercie świetnie czuł się na scenie,potrzebuje na chwilę oderwać się od męczącej rzeczywistości i wyładować się. Świetnie to rozumiem,sama chciałabym odnaleźć sposób na podobnie odreagowywanie,jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Minęło jeszcze parę minut,aż w końcu samolot wylądował. Justin odsunął mnie od siebie a ja już miałam łzy w oczach. Tak bardzo nie chciałam,żeby wyjeżdżał,ale nie mogłam wymagać od niego,żeby ze mną został i tym samym zrobił zawód milionom fanów. Justin natychmiast otarł moje mokre policzki wierzchem dłoni i uśmiechnął się ciepło. Znowu przylgnęłam do niego całym ciałem i nie miałam zamiaru się odkleić. Usher sam uporał się z walizkami,a kiedy skończył położył dłoń na ramieniu Justina,a ten niechętnie mnie od siebie odsunął. 
-Nie płacz.-szepnął mi do ucha,a ja nieskutecznie próbowałam zatamować potok łez. Chłopak westchnął i sam odwrócił mnie tyłem do siebie. Byłam zdziwiona,nie wiedziałam co on wyrabia.Nagle poczułam,jak odgarnia mi włosy z szyi,a po chwili zakłada coś na nią. Zdezorientowana spojrzałam w dół i spostrzegłam,że na mojej szyi spoczywa niezwykle piękny i zapewne mega drogi naszyjnik:


Odwróciłam się przodem do chłopaka zupełnie zbita z tropu,jednak on uciszył mnie jednym ruchem dłoni.
-Ten naszyjnik nie pozwoli Ci o mnie zapomnieć.-szepnął i wpił się w moje usta,nie protestowałam. Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy chłopak musiał już iść do samolotu. Ostatni raz cmoknął mnie w usta i wsiadł do samolotu. Ze łzami w oczach pomachałam w kierunku szyby,przez którą wyglądał,a po chwili samolot wystartował. 


*****

Nagle poderwałam się z łóżka sama nie wiedząc do końca czemu. Machinalnie wzięłam do ręki swój stary brudnopis,długopis i gitarę,usiadłam przy oknie,za którym wiły się już mroczne chmury,a potężny wiatr poruszał mocno drzewami. Bez namysłu zaczęłam brzdąkać jakąś melodię na gitarze i śpiewać to co akurat mi do głowy przychodzi.

Can you feel me
When I think about you?
With every breath I take,
Every minute
No matter what I do
My world is an empty place

Like I've been wanderin' the desert for a thousand days
Don't know if it's a mirage, but I always see your face, baby

I'm missing you so much - can't help it I'm in love
A day without you is like a year without rain
I need you by my side, don't know how I'll survive
A day without you is like a year without rain

The stars are burning
I hear your voice in my mind
Can't you hear me callin'
My heart is yearning like the 
Ocean that's running dry
Catch me I'm falling


It's like the ground is crumbling underneath my feet (won't you save me?)
There's gonna be a monsoon when you get back to me, oh baby

I'm missing you so much - can't help it I'm in love
A day without you is like a year without rain
I need you by my side, don't know how I'll survive
A day without you is like a year without rain


So let this drought come to an end
And make this desert flower again
I'm so glad you found me, stick around me
Baby baby baby, ooh
It's a world of wonder with you in my life
So hurry baby don't waste no more time
I need you here, I can't explain
But a day without you
Is like a year without rain

I'm missing you so much - can't help it I'm in love
A day without you is like a year without rain
I need you by my side, don't know how I'll survive
A day without you is like a year without rain


Kiedy skończyłam nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się sama do siebie. Po zaśpiewaniu tej piosenki poczułam się tak jakby wielki głaz spadł mi z serca. Byłam zadowolona z tego,że po raz kolejny udało mi się samodzielnie,bez niczyjej pomocy napisać piosenkę. Sięgnęłam po mój oryginalny zeszyt z piosenkami i jak to mówią niektórzy poeci "przelałam swe słowa na papier",czy coś w tym rodzaju. W każdym razie wiecie co mi chodzi. To samo zrobiłam z nutami. Był to bez wątpienia mój najlepszy,dotychczasowy "utwór". Nie wiem skąd,ale kiedy śpiewałam tą piosenkę,patrząc na naszyjnik czułam się tak jakbym śpiewała to do Justina. Ciekawe czy spodobałaby mu się ta piosenka. Mam nadzieję,że tak. Z uśmiechem oparłam głowę o szybę i w pewnym momencie dostrzegłam spadającą gwiazdę z nieba. Yy..moment,co? Spadającą gwiazdę z nieba? A ja myślałam,że takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach,może mi się przewidziało?...a może jednak nie? Nie mam pojęcia.
-Kocham Cię Justin..-powiedziałam szeptem obserwując lot domniemanej gwiazdy.


******

Następnego dnia zerwałam się z łóżka już o 7:00. Nie miałam pojęcia skąd u mnie ten nagły przypływ pozytywnej energii. Powinnam teraz leżeć na łóżku i usychać z tęsknoty,a jest wręcz przeciwnie..czy to dobrze? Tak mi się wydaje. Postanowiłam się ogarnąć,ponieważ nie zamierzam zamartwiać wszystkich dookoła. Włączyłam radio na full i zaczęłam wywalać wszystkie ubrania z szafy,aż w końcu znalazłam coś w co mogłabym się ubrać. Chwyciłam wybrany zestaw i niedbale wrzuciłam pozostałe ciuchy do szafy. Jeszcze do końca nie oszalałam,żeby sprzątać w szafie. Weszłam do łazienki,umyłam się,ubrałam i zrobiłam sobie makijaż. Owe pomieszczenie opuściłam do 1,5 h. Wyglądałam tak:

Dzisiaj prawdopodobnie będę sama w domu,ponieważ Anne z tatą i Scarlett pojechali do babci,a ja oczywiście się wykręciłam. W sumie to nawet dobrze,odpocznę sobie w domu. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie idę do szkoły,skoro jest dziś poniedziałek. Już tłumaczę. Otóż w piątek ogłoszono nam,że dziś mamy wolne z powodu szkolenia nauczycieli. Tak więc jestem sama. Opuściłam mój pokój i zbiegłam do jadalni. Tam zjadłam przygotowane dla mnie płatki z mlekiem. Następnie umyłam wszystkie naczynia i zabrałam się do odkurzania całego domu,myciem podłóg,okien,ścieraniem kurzów i praniem firanek. Musiałam czymś zająć,aby nie myśleć o Justinie i znowu nie popaść w otępienie. 

*****

Kiedy uporałam się ze wszystkimi porządkami w domu padłam na kanapę i spojrzałam na zegarek. Była godzina 14:00. Jakby nie było 5 godzin nieustannego sprzątania to trochę dużo. Sięgnęłam po swoją torebkę i usiłowałam znaleźć pośród różnych pierdół paczkę gum,aby odświeżyć sobie oddech. Właśnie odpięłam ostatnią kieszeń i zaczęłam w niej szperać. Nagle natrafiłam dłonią na jakąś małą kartkę. Wyciągnęłam ją i dokładnie się przyjrzałam. 
- O mój Boże...to przecież wizytówka Reachel Anderson...-szepnęłam sama do siebie.
Pod jej imieniem i nazwiskiem widniał szereg cyfr,zapewne jej numer telefonu. Pamiętam,że bardzo zależało jej na tym,abym zgodziła się zostać jej podopieczną,ale czy to aby na pewno dobry pomysł? Nie mam pojęcia..a co jeśli się tylko skompromituję? A może jednak nie będzie tak źle? Może też będę miała swoich kochanych fanów jak Justin,może znajdzie się ktoś kto mnie polubi,komu sprawię radość tworząc własną muzykę,lub grając w jakimś serialu bądź filmie,cóż...można spróbować,a poza tym..o mój Boże..że też ja nie pomyślałam o tym wcześniej! Przecież gdybym stała się sławna mogłabym jeszcze więcej czasu spędzać z Justinem,Reachel i Usher na pewno dogadaliby się między sobą i może nawet by załatwili nam wspólną trasę koncertową? Wtedy obyłoby się bez żadnych długich rozstań...ten argument przekonał mnie dostatecznie. Natychmiast sięgnęłam po telefon i wybrałam odpowiedni numer. Ciężko oddychałam czekając na to,aż Reachel odbierze. Właśnie podjęłam jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu...

-Halo?-usłyszałam kobiecy głos w słuchawce.
-Cześć Reachel,to ja Selena Gomez,pamiętasz mnie jeszcze?
-Ach,witaj Sel! Tak się cieszę,że zadzwoniłaś,coś się stało?
-Tak...chodzi o propozycję,którą złożyłaś mi jakiś czas temu...przemyślałam wszystko i...chcę rozpocząć z Tobą współpracę...-powiedziałam głośno przełykając ślinę...


*****


Hej! :D Po raz kolejny baaardzo przepraszam za potworne spóźnienie. Byłam przekonana,że w poprzedni weekend uda mi się coś napisać,jednak się przeliczyłam. Powodem owego spóźnienia jest oczywiście brak czasu i brak weny,dlatego ten rozdział jest przeciętny,a nawet można powiedzieć,że słaby,za co was serdecznie przepraszam. Teraz nie będę już obiecywać kiedy będzie rozdział,bo zapewne znowu to nie wypali. Rozdział pojawi się wtedy,kiedy będę miała wystarczająco dużo czasu na napisanie,nie jestem teraz w stanie określić kiedy dokładnie. Tak więc jeszcze raz bardzo przepraszam.

Trzymajcie się i do nn.<3 ;* 


Czytasz= Komentujesz.




niedziela, 22 września 2013

Rozdział 34.

"Avalanna"




Tydzień,w którym Justin poświęcał cały swój czas na próby przygotowujące go do trasy "Believe Tour" wlókł mi się niemiłosiernie. Kiedy wracałam ze szkoły zazwyczaj przez cały dzień okupowałam kanapę w salonie oglądając telewizję. Czasami wyszłam tylko z siostrą na spacer i praktycznie to wszystko. Nie wiem jak ja wytrzymam pół roku bez Justina. Kiedy w telewizji nie leciało nic ciekawego włączałam MP3 i siedząc na balkonie puszczałam sobie wszystkie piosenki Justina po kolei. Jego głos działał na mnie jak najlepszy balsam do ciała. Kiedy go słuchałam byłam całkowicie odprężona,spokojna a wszystkie troski gdzieś ulatywały. Co prawda dzwonił do mnie średnio co godzinę wtedy,kiedy miał przerwy,ale mimo wszystko to nie jest to samo. Wolałabym mieć go cały czas przy sobie. Móc z nim porozmawiać,pożartować,przytulić,pocałować...lub tylko móc spojrzeć w te jego niesamowite czekoladowe tęczówki. Cóż,niestety tak to już jest,jak spotykasz się z gwiazdą,jednak obiecałam i sobie i Justinowi,że to wytrzymam. Będzie do dla mnie pewnego rodzaju sprawdzian i jednocześnie wielkie wyzwanie,ale kto powiedział,że nie można spróbować?




Nareszcie nadszedł ten dzień. Upragniona przeze mnie sobota. Nareszcie mogę trochę poleniuchować,jednak nie za długo,ponieważ dzisiaj Justin ma swój pierwszy koncert w ramach swojej trasy,jednak ma go na miejscu,więc będę mogła na nim być,z czego oczywiście bardzo się cieszę. Jednak nie był to zwykły koncert. Był to koncert charytatywny. Sam Justin to wymyślił,a Usher chętnie na to przystał. Miały się tam pojawić dzieci z domów dziecka,jak i starsi z domu starców. Pieniądze z biletów miały zostać przeznaczone na Dom Dziecka,Dom Samotnej Matki,pobliskie Schronisko dla zwierząt oraz na Dom Pomocy Społecznej. Byłam dumna z Justina,że tak postąpił. Nie wątpiłam również w to,że na koncercie pojawią się również bogate fanki chłopaka,które na pewno wykupią miejsca jak najbliżej sceny,więc na pewno trochę pieniędzy się uzbiera. 
Spojrzałam na zegarek. Była na nim godzina 10:30. 
No,moja droga,trzeba wstawać...-pomyślałam i wygrzebałam się spod pościeli. Spojrzałam na krajobraz za oknem i uśmiechnęłam się sama do siebie. Pogoda była idealna. Świeciło słońce,a na niebie tylko gdzie nie gdzie błąkały się puchate chmury. Koncert miał odbyć się na świeżym powietrzu,więc warunki atmosferyczne w stu procentach nam sprzyjały. Przeciągnęłam się ziewając przy tym i podeszłam do mojej szafy. Otworzyłam ją i wygrzebałam z jej dna jakieś krótkie spodenki,bluzkę i buty. Stroić będę się później. Zabierając zestaw ze sobą udałam się do swojej łazienki. Tam wykonałam wszystkie poranne czynności i po jakiejś godzinie byłam już gotowa. Wyglądałam tak:



Wyszłam z łazienki i popędziłam na dół wpadając do kuchni gdzie natknęłam się na tatę i Anne. 

-Cześć.-powiedziałam ze szczerym uśmiechem na ustach. A właśnie..czy wspominałam,że coraz lepiej dogaduję się z nią? Parę dni temu przeprowadziłyśmy ze sobą poważną rozmowę po której postanowiłam dać jej szansę. Skoro mój ojciec jest z nią szczęśliwy ja muszę to zaakceptować. Poza tym miałam dość ciągłych kłótni z Ojcem,dlatego postanowiłam ustąpić,i jak dotąd jestem zadowolona z tej decyzji. 

-Witaj Sell.-przywitali się oboje.
Otworzyłam jedną z szafek i wyjęłam z niej niewielką miskę. Nasypałam do niej płatków zbożowych i zalałam je mlekiem. Wychodząc z kuchni sięgnęłam jeszcze po łyżkę i z posiłkiem udałam się do jadalni. Usiadłam przy stole i mimowolnie spojrzałam na zegarek. 11:40.
Cholera,mam jeszcze tylko 20 minut,bo umówiłam się z Demi i Ashley na zakupy do centrum. One również były zaproszone na koncert i wspólnie postanowiłyśmy,że pójdziemy na zakupy,aby wyglądać,jak to Ash ujęła "olśniewająco". W pośpiechu zjadłam płatki i parę razy o mało się nie zadławiłam. Kiedy skończyłam znowu wpadłam do kuchni jak burza rzucając miskę i łyżkę do zlewu. 

-Tato,pożyczysz mi swój samochód?-palnęłam bez ładu i składu.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
-A po co Ci?
-Za 10 minut muszę być pod centrum handlowym bo umówiłam się tam z Demi i Ashley.-jęknęłam domagając się od taty pośpiechu.
-No dobrze,tylko uważaj.-powiedział na co ja przewróciłam jedynie oczami. Powtarzał mi to chyba za każdym razem kiedy gdzieś jechałam. Następnie rzucił mi kluczyki,które zręcznie złapałam. 

-Dzięki,tato!-powiedziałam w pośpiechu i wyleciałam z domu jak najszybciej się dało. Wsiadłam do samochodu i po chwili śmigałam po autostradzie.


Na miejscu byłam 15 minut później. Oczywiście spóźniłam się dlatego,bo musiałam 5 minut stać na światłach. Jak ja to uwielbiam...wysiadłam z samochodu i natychmiast dostrzegłam 

Demi:


I Ashley:





Pomachałam do nich i gdy mnie zauważyły uczyniły to samo. Szybko podbiegłam do nich i przytuliłam każdą z osobna. 

-5 minut spóźnienia,panno Gomez. -powiedziała surowym tonem Ashley wskazując na zegarek.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Dobrze wiedziałam,że mówi tak tylko dla żartów.
-Bardzo przepraszam,ale zatrzymały mnie światła,to się więcej nie powtórzy.-powiedziałam udając skruchę. 
-No mam nadzieję.-odpowiedziała Ash grożąc mi palcem. Wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem i weszłyśmy do pierwszego sklepu.



****

Po dwóch godzinach wyszłyśmy z centrum obładowane torbami. Zakupy z moimi przyjaciółkami to niezwykle długie i pracochłonne zajęcie. Gdy tylko coś przymierzałam to albo Ashley,albo Demi coś się nie podobało. A to nie ten kolor,a to za krótkie,a to za długie,za mało pociągające,za nudne...matko,już głowa mnie boli od tych ich narzekań. Jednak wreszcie po długim czasie intensywnych poszukiwań znalazłyśmy coś idealnego. Mam nadzieję,że spodobam się Justinowi. Postanowiłyśmy z dziewczynami pójść jeszcze do pizzerii coś zjeść. Tak więc pojechałyśmy moim samochodem do jednej z najlepszych pizzerii w mieście. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy jeden z najbardziej oddalonych stolików,w samym rogu. Zamówiliśmy pizzę,a kiedy wreszcie ją zjadłyśmy opuściliśmy pizzerię. Następnie odwiozłam Ash i Dem do domu i sama wróciłam do siebie. Zaparkowałam samochód przed domem wzięłam swoje torby i weszłam do środka. Oddałam tacie klucze i jeszcze raz podziękowałam za pożyczenie mi samochodu. Następnie udałam się do swojego pokoju i położyłam torby na łóżku. Wypakowałam swój niezwykle udany zakup po czym włączyłam radio i spojrzałam na zegarek. Była godzina 15:30. Cholera,jeszcze mam tylko 2,5 godziny do koncertu a ja jestem jeszcze w lesie. Spanikowana wpadłam do łazienki jeszcze raz porządnie się wykąpałam i umyłam włosy. Kiedy je wysuszyłam była już 16:00. Szybko się przebrałam,następnie uczesałam się i zrobiłam sobie makijaż. Wyglądałam tak:



Dziewczyny zapewniały mnie,że ślicznie mi w różowym,jednak nie byłam tego taka pewna,ale cóż. Spojrzałam na zegarek i była już 17:00..Boże,czy to ja się tak wlekę czy ten czas leci jak porąbany? Raczej to drugie,bo chyba z dziesięć razy zmieniałam położenie moich włosów,ciągle coś mi nie pasowało. Mam jeszcze godzinę. Ale i tak zaraz będę musiała wyjeżdżać. Wzięłam moją ukochaną małą torebkę,z którą prawie nigdy się nie rozstaję. Zapakowałam do niej portfel,komórkę,chusteczki i takie inne i natychmiast usłyszałam brzęczenie mojej komórki. Wyjęłam ją a na moje usta momentalnie wkradł się szeroki uśmiech. Właśnie przyszedł sms od mojego chłopaka.

Cześć piękna,gotowa na koncert? ;*

Bez wahania odpowiedziałam na wiadomość:

Pewnie. Zaraz wyjeżdżam.;* Spotkamy się na miejscu. ;* Kocham Cię.<3

Schowałam komórkę do torebki i następnie przepasałam ją sobie przez ramię. Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół po schodach. Mój tata bez słowa ponownie wręczył mi kluczyki do swojego auta. Posłałam mu wdzięczny uśmiech,a on tylko skinął głową. Ucałowałam go i Anne w policzek po czym wyleciałam z domu. Wsiadłam do samochodu i pojechałam.


*****


Na miejscu byłam 20 minut później. Czym prędzej wysiadłam z samochodu i ruszyłam ku scenie. Następnie powoli weszłam za kulisy rozglądając się. Kiedy już miałam zawrócić poczułam na swojej talii czyjeś dłonie i od razu uśmiechnęłam się pod nosem. Odwróciłam się i natychmiast przylgnęłam do niego całym ciałem. Oddychałam głęboko nieustannie wdychając niepowtarzalną i wyjątkową woń chłopaka. Tylko on jeden tak pachniał i nikt na świecie nie mógł się z nim równać. Po chwili Justin chwycił mój podbródek i zmusił mnie,abym na niego spojrzała. Patrzył na mnie z wielkimi oczami i nie mógł z siebie wydusić żadnego słowa. Zachichotałam. Chyba dziewczyny miały rację z tym różowym. 

-Wyglądasz....wyglądasz...
-Dobrze,nie kończ.
-Olśniewająco..-wydukał w końcu nadal patrząc na mnie jak zaczarowany.
-A nie mówiłam?!- powiedziała z dumą Ashley.
Oboje odwróciliśmy się w stronę,z której dobiegał dobrze znany nam głos. W drzwiach stały właśnie:

Ashley:



I Demi: 



Ashley była obejmowana przez Chrisa,z którym chodziła już od dwóch tygodni,a biedna Demi sama,ponieważ Nick nie mógł przyjść. 

Justin nie zwracając uwagi na obecność innych znowu wpoił się w moje usta. Boże , jak mi tego brakowało. Oddawałam wszystkie pocałunki z wielką ochotą. Przerwaliśmy dopiero kiedy usłyszeliśmy znaczące chrząknięcie Ushera,który właśnie zaszczycił nas swoją obecnością. Z nie chęcią oderwaliśmy się od siebie,jednak chłopak ani na chwilę nie wypuścił mnie ze swoich objęć,co bardzo mi odpowiadało. 
-Przygotuj się Justin. Fani zaczynają się zlatywać. 

Mój chłopak kiwnął jedynie głową i poprawił mikrofon. Obserwowałam go bardzo uważnie. Nie było po nim wydać żadnych przejawów tremy,jak on to robił? Za chwilę ma wystąpić przed ogromem ludzi,a zachowuje się zupełnie normalnie. Ja bym tak nie mogła,to kolejny dowód na to,że nie nadaję się na gwiazdę. Wyjrzałam zza kulis i spojrzałam na widownię. Rzeczywiście zebrała się już spora grupa ludzi. Demi spojrzała na zegarek.
-Za pięć minut.-odpowiedziała.
Dzieci i starcy mieli przygotowane specjalne,wygodne miejsca z lewej strony sceny. Miejsca dla fanów były po prawej stronie. Czas płynął a wraz z nim przybywało coraz więcej ludzi. Przejechałam wzrokiem po publiczności,a moją uwagę przykuła niezwykle słodka dziewczynka trzymana przez opiekunkę z Domu Dziecka. Pociągnęłam mojego chłopaka za rękaw a on spojrzał na mnie pytająco. Bez słowa wskazałam na tą cudowną istotkę. Justin popatrzył na nią a na jego usta wpłynął lekki uśmiech. Chyba też ją polubił.
-Chodźmy się z nią przywitać.-poprosiłam.
Chłopak spojrzał na swojego menadżera a ten tylko kiwnął głową. Radosna wraz z chłopakiem podeszliśmy do pani,która trzymała małą. Z bliska była jeszcze słodsza. 
-Dzień Dobry.-przywitaliśmy się oboje.
-Och! Witajcie! Justin,nawet nie masz pojęcia jaką radość sprawiłeś tym dzieciom! Nie wiem jak my się tobie za to odpłacimy..
-To dla mnie czysta przyjemność.-uśmiechnął się.
-A ty jesteś Selena,dziewczyna Justina,prawda?-spytała kobieta podając mi wolną rękę.
-Tak,to ja. -odpowiedziałam uśmiechając się i ściskając dłoń kobiety. No ładnie,jeszcze nie zgodziłam się zostać gwiazdą,a już ludzie rozpoznają mnie z tłumu,nieźle,co?
-A jak się nazywa ta kruszynka?
-To Avalanna Routh. Jedna z naszych podopiecznych.-wyjaśniła kobieta. 
-Jaka ona jest słodka. Kiedy do Was trafiła?-zapytał mój chłopak.
-Rok temu,kiedy jej rodzice dowiedzieli się,że mała jest chora na raka.-wyjaśniła opiekunka i najwyraźniej posmutniała.
Poczułam mocne ukłucie w sercu. Jak to możliwe,że taka malutka,słodziutka i niewinna istotka została tak bardzo skrzywdzona przez los? I dlaczego jej rodzice okazali się być tacy okropni? Nie mogłam zrozumieć jak mogli ją tak porzucić wtedy,kiedy najbardziej ich potrzebowała?
-Mój Boże...a czy...czy jest jakaś możliwość,żeby wyzdrowiała? Cokolwiek?-zapytałam z nadzieją.
-Jedyną możliwością jest bardzo kosztowna operacja,jednak nie mamy tyle pieniędzy,żeby wyleczyć Avalannę.
-Zapłacę całą sumę.-odparł bez namysłu mój chłopak. Opiekunka spojrzała na niego zdumiona. Ja natomiast przytuliłam chłopaka z całej siły. Byłam taka szczęśliwa! Dzięki jemu dziewczynka będzie miała szansę na przeżycie. Nie wiem dlaczego,ale od początku pokochałam tą małą. Była niczym promyczek słońca w pochmurne dni,jedyna,wyjątkowa. 
-Ależ panie Justinie,przecież..
Chłopak przerwał kobiecie unosząc rękę do górę. 
-Już postanowiłem. Zajmę się tym po koncercie. Wtedy omówimy wszystkie formalności,dobrze?
-Dobrze..-odparła zszokowana jak i szczęśliwa kobieta.
-Czy mogę ją zabrać ze sobą za kulisy? Zajmę się nią.
-Oczywiście,że tak,ale proszę na nią uważać.-odpowiedziała i podała mi małą. Ostrożnie wzięłam małą na ręce a ona spojrzała na mnie swoimi pięknymi fiołkowymi oczkami. Jak można nie kochać takiej uroczej istotki? 
-Będę na nią uważać,obiecuję.
-Dziękuję.-odpowiedziała kobieta i spojrzała na mnie z wdzięcznością. Ja tylko uśmiechnęłam się i wraz z Justinem i Avalanną na rękach wróciłam za kulisy. Tak jak przeczuwałam Demi i Ashley zakochali się w dziewczynce od pierwszego wejrzenia,tak jak ja i Justin. Wreszcie nadszedł moment rozpoczęcia się koncertu. Justin pożegnał mnie i małą całusem w policzek i wleciał na scenę. Przez całe show stałam za kulisami bawiąc się z Avalanną. Dziewczynka co chwilę głośno się śmiała i od czasu do czasu gaworzyła. Świetnie się czułam w jej towarzystwie. Wreszcie nadszedł ten wyjątkowy moment. Justin usiadł na stołku a jego gitarzysta obok niego. 

-A teraz moi drodzy chciałbym zaprosić tu na scenę dwie dziewczyny,które od pierwszego wejrzenia zawróciły mi w głowie. Są one najważniejsze pod słońcem. Panie i panowie,powitajcie Selenę i Avalannę!-krzyknął do mikrofonu a jego fani zaczęli krzyczeć i piszczeć. Wraz z dziewczynką weszłam na scenę. Spojrzałam na jej śliczną buźkę. Cały czas szeroko się uśmiechała co znaczyło,że była szczęśliwa. Usiadłam na stołku pomiędzy Justinem a gitarzystą. Justin zwrócił się w naszą stronę i gdy gitarzysta zaczął grać chłopak zaczął śpiewać "My Favorite Girl" dla mnie i dla Avalanny. Publiczność szalała a ja z małą byłyśmy zachwycone. Kiedy skończył rozbrzmiewały głośne brawa a Justin pocałował i mnie i małą w policzek. Na końcu obydwoje ją pocałowaliśmy i  tak zakończył się bez wątpienia najlepszy koncert w historii...


****

Hej! :D Oto 34 rozdział. Wiem,że miałam go dodać wczoraj,jednak zabrakło mi weny.;( Na szczęście dzisiaj wróciła więc jest też rozdział. :) Wyszedł mi chyba dłuższy niż zazwyczaj,a może mi się tylko tak wydaje..nie wiem. Mam nadzieję,że Wam się spodoba. Następny będzie za tydzień.;* To tyle. Papa.;***



Czytasz=Komentujesz.