czwartek, 29 maja 2014

EPILOG.



-Mamy ją! - krzyknął nagle jeden z lekarzy, a urządzenie, które od kilkunastu sekund, które tak jakby wlekły się w nieskończoność zaczęło wydawać z siebie krótkotrwałe jednak równomierne, uspokajające dźwięki. Doktor otarł pot, który lał mu się z czoła. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie był zmuszony do tak długiej i wyczerpującej reanimacji.
-To dziecko na pewno ma anioła stróża.-powiedział do bladej jak śmierć Amandy, która natychmiast wbiegła do sali, a w jej ślady, sekundę później poszedł jej mąż, który wyglądał tylko odrobinkę lepiej niż ona. Kobieta z wielkimi worami pod oczami usiadła ostrożnie na malutkim krzesełku będącym blisko łóżka, na którym leżała jej córka. Blada, posiniaczona, zabandażowana od stóp do głów. Mandy od początku obwiniała się za ten wypadek. Od początku przeczuwała, że Selena nie powinna jechać na tą imprezę, jakiś szósty zmysł, kobieca intuicja, serce matki ostrzegało ją, że stanie się coś złego. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie to aż tak okrutne. Amanda chwyciła córkę za rękę, modląc się w duchu, żeby dziewczyna jak najszybciej obudziła się. Już od pół roku leżała w śpiączce, jednak ona nigdy nie traciła nadziei. Wiedziała, że w końcu nadejdzie ten moment na który czekała od tak dawna. Wiele razy lekarze chcieli po prostu dać za wygraną i odłączyć nastolatkę od aparatury, jednak histeria jej matki szybko ich rehabilitowała i motywowała do dalszego działania. Jej serce biło o wiele za wolno, a średnio raz na dwa tygodnie przestawało bić, trzymając wszystkich w niesamowitym napięciu. Aż w końcu stało się to na co tak długo czekali. Dźwięki dochodzące z maszyny stały się nagle szybsze a oczy obojga rodziców skierowały się na bladą twarzyczkę dziewczyny. Jej czoło wykrzywiło się w grymasie, a chwilę później jej powieki zamrugały szybko, a dziewczyna otworzyła oczy. Jej mama natychmiast rzuciła się na nią z mocnym uściskiem, a pan Ricardo odetchnął z ulgą. Nareszcie koniec tej męki! Ciągłego strachu i niepewności. 
-Kochanie, nareszcie wróciłaś! Tak się bałam!- wydusiła przez łzy panna Gomez ani na chwilę nie wypuszczając córki ze swoich objęć. 
-Co się stało? -zapytała nadzwyczajnie słabym, jakby wyczerpanym głosem opadając na poduszki.
-Miałaś wypadek, wracałaś z imprezy u Alison, wjechała w Ciebie ciężarówka..-mówił tata dziewczyny głaszcząc ją po włosach, które utraciły swój dawny blask.
-A...gdzie Justin?-zapytała rozglądając się po pomieszczeniu.
-Jaki Justin?-zapytała Mandy unosząc brwi do góry rzucając pytające spojrzenie swojemu mężowi, na co ten wzruszył jedynie ramionami.
-No, Justin..mój chłopak.-wydusiła dziewczyna po czym zaczęła patrzeć się z wielkimi oczami na kobietę siedzącą obok. Ale..jak? Jakim cudem? Nie, to nie możliwe..mam halucynacje..-powtarzała sobie w myślach niczym zdarta płyta, a jej puls momentalnie przyspieszył.
-Kochanie, co się dzieje?- zapytała natychmiast mama Seleny zrywając się jednocześnie z miejsca.
-Mama?-wydusiła wpatrując się w nią jakby w tej chwili z nieba zlecieli UFO.
-Tak, skarbie. Nie pamiętasz mnie?
-Ale, przecież...ty zginęłaś..-wyszeptała zszokowana Sel.
-Ja? Ja wcale nie zginęłam, kochanie.
-To znaczy, że...że to wszystko mi się śniło?-zapytała jednocześnie szczęśliwa, jak i trochę zawiedziona. Z jednej strony miała matkę przy sobie, a z drugiej...nie było żadnego Justina...
-A co Ci się miało przyśnić?
-To długa historia..-westchnęła czarnowłosa opadając z powrotem na łóżko.
-Opowiedz nam.-zachęciła ją Mandy. Dziewczyna westchnęła i zaczęła opowiadać analizując jednocześnie cały dziwaczny "sen", który przecież był tak cholernie realistyczny...
-Niewiarygodne..-mruknęła pod nosem kiedy w końcu skończyła długaśną opowieść..


****

Tadaaam! Jak widzicie.- I Epilog już za nami. Aż trudno uwierzyć, że to już koniec. Myślałam, że uda mi się to wszystko pociągnąć trochę dłużej.- no, ale niestety. Brak weny, czasu, ochoty. Przepraszam.;c. Czy będę jeszcze coś tworzyć związanego z Jeleną?- Nie ma pojęcia. Jeżeli coś mnie natchnie, czemu nie.:D Różnie to bywa. Chciałabym Wam wszystkim podziękować: za wszystkie wejścia (Ponad 25 tys. WOW), za tyle cudownych komentarzy. Nigdy tego nie zapomnę, cudowne uczucie. Dziękuję Wam za wsparcie i za to, że mogłam rozwijać swoją pasję- czyli pisać dla Was.:) Naprawdę nie wiem jakim cudem tyle ze mną wytrzymaliście.;). 
Myślę, że teraz wszyscy wiecie o co chodziło z tym dziwacznym prologiem (dodanym w połowie opowiadania.xD): podsumowując..wszystkie rozdziały od 1 do 42 są jakby snem, złudzeniem...whatever...Seleny podczas jej śpiączki po wypadku. Dziwne? Dziwne, ale moim zdaniem dosyć oryginalne.:) 
No cóż, wszystko się kiedyś musi skończyć, ten blog także. I tak byłam pewna, że będzie to jedna, wielka klapa i że po tygodniu będę zmuszona do usunięcia bloga jednak stało się zupełnie odwrotnie. Jestem zadowolona z mojej działalności, nigdy nie żałowałam swojej decyzji o rozpoczęciu blogowania-a to wszystko dzięki Wam.:) Jeszcze raz serdecznie Wam wszystkim dziękuję.<3
Jeżeli ktoś chciałby poczytać więcej moich gryzmołów to zapraszam na:
http://nie-tylko-lyoko-ma-znaczenie.blogspot.com/- (tematyka na podstawie francuskiej kreskówki: "Code Lyoko", "Code Lyoko:Evolution")
http://different-love-story-demi-and-justin.blogspot.com/ (tematyka podobna do tej z głównym udziałem Demi i Justina, występują zjawiska nadnaturalne. UWAGA: TEN BLOG JEST OBECNIE W STANIE ZAWIESZENIA NA CZAS NIEOKREŚLONY!!!!)






sobota, 17 maja 2014

Rozdział 42.

"Stara miłość nie rdzewieje.."


Po naszym powrocie do domu moja babcia opowiedziała nam wszystkim jak to wszystko się stało. Po tym, co usłyszałam miałam ochotę rozszarpać tą sukę Anne na strzępy. To nie do wiary jak tyle nienawiści i chęci zemsty może zmieścić się we wnętrzu niby tak drobnej kobieciny jak ona? Tak, żeby włamać się do domu starszej pani, zdemolować jej dom i bez żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia porwać ją i zamknąć samą, bezbronną, zdaną tylko na siebie w opuszczonej ruinie? To się po prostu w głowie nie mieści. Miałam tylko nadzieję, że sąd będzie sprawiedliwy i nie odpuści jej tego płazem, ale oczywiście wiadomo jak w dzisiejszym świecie działają sądy. Jeżeli masz kasę i adwokata- nic nie są w stanie Ci udowodnić. Razem z tatą ustaliliśmy, że babcia zamieszka u nas dla bezpieczeństwa, przecież nie mogłabym zasnąć ze świadomością, że w każdej chwili może ktoś ją znowu porwać, lub co gorsza- zamordować. Nie ma to jak pozytywne nastawienie do życia, hę?
Mój Ojciec cały czas się o wszystko obwiniał i nie pomogły żadne próby rozmowy, tłumaczenia, absolutnie nic. Ciągle tylko wygadywał różne absurdy jak to, że gdyby nie on to nic by się nie stało, że gdyby nie wprowadził Anne do naszego życia wszystko byłoby idealnie, cóż, z tym drugim skrycie przyznam, że się zgadzam, ale wolałam się nie odzywać, po co jeszcze bardziej go dołować? Ważne, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz będę mogła zacząć nowe życie, w otoczeniu tych, których kocham najbardziej- przynajmniej taką mam nadzieję. 

****

Minęło parę miesięcy. Wszystko układało się cudownie. Było dosłownie jak w bajce. Razem z Justinem ukończyłam liceum, jednak nie udałam się na studia. Dlaczego? Powód jest prosty. Miałam zapewnioną karierę na długie lata. Wiąże się to oczywiście z tym, że podpisałam umowę z Reachel, która stała się moją menadżerką. Kto by pomyślał, że będę miała szansę zaistnieć w show biznesie? Nie żałuję swojej decyzji, jednak życie gwiazdy nie koniecznie jest tak strasznie usłane różami jak mogłoby się wydawać. Najgorszym minusem są oczywiście media, które non stop Cię śledzą odbierając Ci praktycznie całą prywatność. Jednak krzyk i radość fanów jest warte wszystkiego. To wspaniałe uczucie widząc nieograniczoną radość na ich cudownych słowach i codziennie dostając miliony wspierających wiadomości. Dobrze wiedzieć, że są ludzie którzy cieszą się z tego co robię, że sprawia nie to nie tylko radość mnie samej jak i im. To naprawdę motywujące. 
Właśnie idę z Reachel i Justinem do studia nagraniowego. Postanowiłam zasmakować również kariery muzycznej, nie tylko aktorskiej. Nie jestem pewna jak to wszystko wyjdzie, jednak spróbować zawsze można. O dziwo szybko się ze wszystkim uwinęliśmy. Kiedy śpiewałam piosenkę "Love You Like A Love Song" dostrzegłam radość w oczach Justina, tak to z pewnością dla niego to zrobiłam. Ta piosenka wyraża wszystkie moje uczucia wobec niego. Jest dla mnie bardzo ważna i dlatego postanowiłam uczynić ją pierwszym singlem swojej pierwszej płyty. Myślę, że jest to dobry wybór, Justin oczywiście jest wniebowzięty. Nie mogłam się doczekać aż poznam opinię ludzi na jej temat. Miałam nadzieję, że przyjmą ją z otwartymi ramionami. Po wizycie w studiu Justin zaprosił mnie wieczorem na spacer po parku. Oczywiście z ochotą na to przystałam. Poczekaliśmy aż całkowicie się ściemni i wyszliśmy z domu, w którym mieszaliśmy tylko we dwójkę (!) i poszliśmy w nasze ulubione miejsce. Była to urocza polanka z oczkiem wodnym po środku. Zza ciemnej chmurki nagle, tak jakby odrobinę nieśmiało wyjrzał księżyc i swoim trudnym do opisania magicznym blaskiem rozświetlał wszystko dookoła tworząc niewiarygodnie romantyczny nastrój. Razem z moim ukochanym obserwowaliśmy gwiazdy, może była to denna scena z równie idiotycznego romansidła, ale co tam. Czułam się cudownie, Justin chyba też. 
-Widzisz tamtą gwiazdę?- zapytał szeptem wskazując tę, która świeciła dużo bardziej intensywnie niż jej siostry.
-Nazwałem ją Selena.-odpowiedział po chwili, a ja poczułam jak od środka zalewa mnie miłość, rozkosz i radość. Zanim zdążyłam się zaorientować utonęliśmy w namiętnym pocałunku.

*****

-Sell?
-Mmm?
-Słuchaj, słońce. Dostałem zaproszenie na imprezę, którą organizuje Chris i pomyślałem, że może poszłabyś ze mną?
-W sumie, czemu nie.-odparłam z uśmiechem.- a kiedy ta impreza?
-Jutro wieczorem.
-Dobrze, a mogę zabrać ze sobą Demi?
-Jasne.-odpowiedział całując mnie w czoło.

*****

Nadszedł czas imprezy, razem z moim chłopakiem weszliśmy do wielkiej rezydencji naszego przyjaciela i zaczęła się szampańska zabawa. Mój humor byłby o wiele lepszy, gdyby nie fakt, że przebiegły Beadles zaprosił tu też Cyruskę, bo on od dawna uważał, że powinnam zakopać z nią topór wojenny, który nie wiadomo kiedy się pomiędzy nami wytworzył. Sama nie wiedziałam skąd u mnie tyle nienawiści co do niej. Tak było już od zawsze, pytanie tylko czy mam w sobie wystarczająco dużo silnej woli, aby się z nią pogodzić? Mój chłopak oczywiście ani na krok nie odstępował od swojego ukochanego barku. Zaczęło mnie irytować to, że jakieś głupie drinki są dla niego ważniejsze niż ja. Kiedy próbowałam go wyciągnąć na parkiet chłopak mruknął coś jedynie niezrozumiale, więc jak większość dziewczyn znajdujących się w podobnej sytuacji po prostu strzeliłam focha i poszłam potańczyć z Demi, która jako jedyna wiernie dotrzymywała mi towarzystwa przez cały wieczór. Skończyłyśmy dopiero o 5:00 nad ranem kiedy zaczęły nas boleć nogi. Rozejrzałam się po sali i zauważyłam zniknięcie Justina i Miley. Może zwyczajnie Justin poszedł do toalety? Po co się martwić, przecież zaraz wróci- powtarzałam sobie w myślach jednak złe przeczucia ani na chwilę nie przestawały dawać o sobie znać. Postanowiłam więc Jego, ich? poszukać. Po kilkunastu minutach poszukiwać stanęłam przed drzwiami męskiej toalety. Kurcze, wchodzić, czy nie? Dobra, raz kozie śmierć, wchodzę!-postanowiłam w myślach i z mieszanymi uczuciami nacisnęłam klamkę. To była niestety najgorsza decyzja w całym moim życiu.

*****

To co zobaczyłam, sprawiło, że poczułam się tak jakby ktoś wbił mi bezlitośnie nóż w samo serce, jakby ktoś w jednej chwili zabrał wszystko co było dla mnie ważne i dawało mi radość życia. Poczułam złość, gniew, rozpacz, nienawiść, gorycz, rozczarowanie? Wszystkie negatywne emocje, jakie były tylko możliwe w tym beznadziejnie skonstruowanym świecie wypełniały moją każdą część ciała. A co tam zobaczyłam? Owszem, odnalazłam swoje "zguby" jednak najwyraźniej się nie nudzili..byli zbytnio zajęci sobą, nawet mnie nie zauważyli...chyba nie trzeba nic więcej tłumaczyć, wszystko jest jasne. Niewiarygodne? A jednak.
Nie mogłam już dłużej na to patrzeć, poczułam wstręt zarówno do Miley jak i do Justina, jak on mógł mi to zrobić?! Po prostu odwróciłam się błyskawicznie i wypadłam z pomieszczenia głośno trzaskając drzwiami. Byłam w takim szoku, że nawet nie mogłam zdobyć się na płacz, mój organizm kompletnie odmówił mi posłuszeństwa. Nie panowałam nad sobą. Wypadłam z mieszkania i szłam przed siebie uwalniając drobne, pierwsze i niezwykle gorzkie łzy i nawet nie zauważyłam, że na dworze wstawał już nowy, zupełnie beznadziejny dla mnie dzień.


Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, myślałam, że w moim życiu już wszystko co było najgorsze i co sprawiało mi ogromny ból jest już ze mną i  że od teraz będzie już tylko lepiej, jednak nic bardziej mylnego, jest gorzej niż mogłoby się wydawać. Od razu przypomniała mi się podobna scena, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Ten sam ból, ta sama gorycz i ta niesamowita chęć zemsty powróciła. Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę tu zostać, muszę wyjechać, tylko gdzie? Przecież on i tak mnie odnajdzie. A może tak ze sobą skończyć?
Moje rozmyślania przerwał ten głos, niezwykle mi znany i teraz tak bardzo znienawidzony. Zignorowałam go i przyśpieszyłam kroku, niestety nie miałam siły biec. Co on sobie myśli, że po tym wszystkim będę z nim rozmawiać? HA, jeszcze czego?
Nagle poczułam czyjeś silne ręce, który opalatają się wokół mojej talii, na co moje ciało znowu zadrżało, niech to szlak! Czy to jakaś kpina, czy co?!
-Stara miłość nie rdzewieje, prawda?- wysyczałam mu w twarz jednocześnie wyrywając się.
-Sel, ale to nie jest tak jak ty myślisz, ja naprawdę..
-Co naprawdę?! Zdradziłeś mnie, ty cholerny gnoju! Nienawidzę Cię, słyszysz?! Wracaj do tego swojego jebanego plastika, a ode mnie się odczep raz na zawsze!
Chciał chwycić mnie za rękę, jednak ja skutecznie odskoczyłam do tyłu jednocześnie wymierając mu mocnego kopniaka skierowanego między nogi. Nie potrzeba było dużo czasu żeby usłyszeć jego głośny ryk i zobaczyć jak łamie się w pół. Dobrze mu tak, niech wie jak ja się czuję! Niech wie jak moja dusza teraz wyje z rozpaczy, a moje ciało staje się chodzącym wrakiem! Nie mogłam już dłużej walczyć z moimi łzami. Po prostu pozwoliłam im płynąć, a cały obraz w upływie kilku sekund mi się zamazał. Odwróciłam się i zaczęłam biec, on krzyczał za mną, jednak ja go nie słuchałam. Niestety, nie zauważyłam kiedy znalazłam się na jezdni, a po chwili usłyszałam tylko głośny dźwięk klaksonu, pisk opon, a zaraz potem...nic. Czarna dziura, to koniec, wiedziałam o tym. Po prostu opadłam na gorący asfalt całkowicie się poddając..

*****

Hej,hej,hej!!!! :D Tak, to znowu ja! :) Jak widzicie wróciłam.<3 Jednak jedynie na końcówkę, jak widać.:) Długo myślałam nad tym rozdziałem, aż w końcu udało mi się go napisać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Przepraszam Was oczywiście za moją potwornie długą nieobecność, jakoś tak wyszło.;c
No nic, to tyle, trzymajcie się i do napisania.:)


Czytasz=Komentujesz.

środa, 9 kwietnia 2014

I'm Sorry...

Hej! 

Przede wszystkim chciałam Was przeprosić za moją potwornie długą nieobecność,wiem,nawaliłam i bardzo Was przepraszam. Po prostu nie mam kompletnie możliwości napisania czegokolwiek..brak czasu i weny..;c. Niedługo będę pisała testy gimnazjalne,i muszę przysiąść nad nauką bardziej niż kiedykolwiek,naprawdę nie chcę oblać,bo...no nie oszukujmy się,to byłby obciach. Wrócę do Was w maju,kiedy będzie już po tych przeklętych testach. Mam również nadzieję,że do tego czasu wena mi wróci. Nie martwcie się,na pewno Was nie zostawię,po prostu muszę do maja zawiesić bloga. Mam nadzieję,że to zrozumiecie i nie macie mi tego za złe. Tak więc to tyle,jeszcze raz bardzo przepraszam. Pozdrawiam Was bardzo,bardzo,bardzo serdecznie i do napisania! :* Wasza Gośka.<3


piątek, 14 marca 2014

Rozdział 41.


"To ty jesteś na pierwszym miejscu i nic innego się nie liczy."

Po chwili,kobieta,która jeszcze przed chwilą chciała mnie zabić padła na ziemię obok mnie. Została postrzelona tylko w nogę,jednak ostro krwawiła. 

-Ty sukinsynie! -wrzasnęła na cały głos zwijając się z bólu. Mój chłopak chyba nie specjalnie się tym przejął gdyż całkowicie ją zignorował. Podbiegł do mnie,uklęknął i zaczął przeglądać od stóp do głów. Następnie pomógł mi wstać i jeszcze raz porządnie mnie "przebadał". Następnie ucałował mnie w głowę,a ja pogłaskałam go delikatnie po policzku,może środek lasu,w dodatku w nocy to niezbyt romantyczne miejsce,ale co tam. W końcu nie widziałam go kawał czasu i straasznie się za nim stęskniłam! To chyba naturalne,prawda? Co prawda byłam cała brudna,ale najwyraźniej ani mnie,ani Justinowi ani trochę to nie przeszkadzało. Ucałował delikatnie moją dłoń,a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Właśnie tego brakowało mi przez cały ten czas. Jego niesamowitej delikatności,czułości i poczucia bezpieczeństwa,które jest maksymalne tylko wtedy,kiedy znajduję się blisko niego. Przyjrzałam się mu uważnie,nic się nie zmienił od czasu,kiedy ostatni raz widziałam go wtedy na lotnisku. Nadal buchała od niego ta niesamowicie przyciągająca troska i miłość,którą obdarzał mnie każdego dnia. Rozczochrana czupryna,roześmiane czekoladowe tęczówki,malinowe usta. Nadal wszystko tak samo idealne,tak samo doskonałe i niezwykle trafnie dopasowane. Cały Justin. Mój Justin.

Parę minut później na miejscu zdarzenia zjawił się radiowóz policyjny,z którego sekundę później wyskoczyli policjanci oraz Alison. Funkcjonariusze zajęli się Anne,a blondynka chwilę później znalazła się obok nas. 
-Nic Ci się nie stało? Pokaż mi się! -zarządziła i zaczęła mnie "badać" tak samo jak Justin wcześniej. Okręcała mnie,wyginała na wszystkie strony,aby sprawdzić,czy jestem cała. Z jednej strony było to słodkie,a z drugiej irytujące.
-Ali,uspokój się,nic mi nie jest.-powiedziałam uśmiechając się lekko.-tylko nie rozumiem jednego. Jakim cudem ty się tutaj znalazłeś?-zapytałam po chwili wskazując na szatyna. 
- To akurat moja sprawka.-wyszczerzyła się Ali.-wiedziałam,że sama się na to nie zdobędziesz,więc postanowiłam powiadomić o wszystkim Justina,jest twoim chłopakiem więc powinien o tym wiedzieć.
-No tak,ale..
-Sell,żadnego "ale". Alison ma rację. Powinienem o tym wiedzieć. Nie rozumiem tylko dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie od razu,kochanie. Przecież wiesz,że zawsze możesz na mnie liczyć.-powiedział zakładając mi kosmyki włosów za ucho.
-Wiem,Justin. Po prostu wiedziałam,że masz na głowie trasę i...
-Shhh.-przyłożył mi palec do ust przez co zamilkłam- Tak,miałem na głowie trasę,ale powinnaś wiedzieć,że żadna trasa,ani nic innego nigdy nie będzie ważniejsza od Ciebie,rozumiesz? To ty jesteś na pierwszym miejscu,i nic innego się nie liczy.-powiedział.
Pokiwałam tylko głową,a on jak na zawołanie musnął moje wargi.
-Ooo..-oczywiście nie mogło się obyć bez komentarza Alison,prawda?-Jesteście uroczy.-dodała po chwili. Razem z Justinem uśmiechnęliśmy się do niej. Akurat w tym momencie pakowali do radiowozu tą całą Anne z niedbałym opatrunkiem na nodze. Niezłe z niej ziółko,trzeba przyznać. Kiedy ją zabierali nagle odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie takim wzrokiem,jakby chciała mnie dosłownie rozszarpać i akurat w tym momencie zerwał się mocny,porywisty wiatr,aż ciarki przeszły mnie po plecach. Odruchowo wyciągnęłam dłoń w stronę Justina i kiedy musnęłam koniuszkami palców jego dłoni odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się uspokajająco. Natychmiast spłynęła na mnie fala spokoju. No jak on to robi,co?

****

Kiedy radiowóz odjechał we trójkę postanowiliśmy wyruszyć na poszukiwania mojej babci. Dowiedziałam się,że jeden z rabusiów,który współpracował z Anne po długich namowach policjantów w końcu wygadał się,a raczej wybełkotał tylko jedno słowo. "Piwnica". Tylko pytanie: Która? Przecież w mieście było z tysiące piwnic! Nie mamy tyle czasu,żeby przeszukać każdą. Siedzieliśmy w tym przeklętym lesie próbując się na coś zdecydować,ale nic nie przychodziło nam do głowy. 
-Mam pomysł!-ogłosił Justin po dłuższej chwili. Razem z Alison spojrzałyśmy na niego z zaciekawieniem dając mu do zrozumienia jednocześnie,aby podzielił się z nami swoim odkryciem.
-Przecież Anne raczej nie zamknęłaby Twojej babci w piwnicy gdzieś w centrum miasta,bo przecież ktoś prędzej czy później by ją odnalazł,prawda? W piwnicy w jej mieszkaniu raczej też nie bo słychać byłoby jakieś hałasy. Zostaje tylko jedno wyjście..
-Piwnice w pustostanach na przedmieściach! -wykrzyknęłyśmy z blondynką jednocześnie.
-Otóż to.-podsumował szatyn.-Jedziemy!-dodał po chwili. Wskoczyliśmy do samochodu mojego chłopaka,a on wyjechał z lasu jak burza. Po chwili byliśmy już na owych przedmieściach. Wysiedliśmy z pojazdów i rozejrzeliśmy się wokoło. Nie było tu w sumie nic podejrzanego. Pusta okolica,na oko wydawała się spokojna. Były tu trzy ruiny,w której prawdopodobnie została zamknięta moja babcia. Postanowiliśmy się nie rozdzielać. Nigdy nie wiadomo kto lub co czai się w takich miejscach. Weszłyśmy do pierwszej  z nich. Była ogromna, i przeszukiwanie jej zajęło nam naprawdę dużo czasu,jednak w rezultacie nic nie udało nam się odnaleźć. Cóż,mówi się trudno-żyje się dalej. Tak więc weszliśmy do następnej ruiny. Była o wiele mniejsza od poprzedniej,więc przeszukiwanie jej szło nam znacznie szybciej. Kiedy mieliśmy już wychodzić nagle z dołu rozległ się jęk. Natychmiast zawróciłam i udałam się na dół nie specjalnie dbając o to czy reszta idzie za mną. Bingo! Znajdowały się tu jeszcze jedno pomieszczenie,którego nie przeszukaliśmy. Chciałam je otworzyć,jednak były zamknięte. Byłam pewna,że to tam jest moja babcia. Szarpałam za klamkę,jednak bez skutku. Fuck. Rozglądałam się za czymś w rodzaju klucza,jednak nic nie znalazłam. Nagle,u mojego boku zjawił się Justin. Również spróbował otworzyć drzwi,jednak jego wysiłki poszły na marne. Chyba nieźle się wkurzył bo zaczął walić w drzwi przedramieniem. Po chwili zamek puścił,a drzwi rozleciały się w drobny mak. Ten to ma siłę w łapie,serio.
Weszliśmy do środka. Wszędzie ciemno,tylko maleńkie,zakratkowane okienko,zimna posadzka,a na środku? Krzesło do którego była przywiązana jakaś postać,a przed nią mika z wodą,i talerz z obrzydliwym jedzeniem nad którym latały muchy. Nie mogłam jednak dostrzec co to za postać tam siedzi. Było za ciemno. Po chwili Alison podała mi do ręki mały przedmiot,co po szczegółowym przebadaniu uznałam za latarkę. Zapaliłam ją i oświetliłam pomieszczenie. Tą osobą była oczywiście moja biedna,bezbronna babcia! Szybko do niej podbiegłam i przytuliłam ją.
-Babciu,na litość boską! Jakie to szczęście,że nic Ci nie jest! Ty wiesz,jak ja się o Ciebie martwiłam?!
-Selenka,jak to dobrze Cię w końcu zobaczyć,proszę,zabierz mnie stąd..-powiedziała zmęczonym i zachrypniętym głosem
-Nie ma takiej opcji,żebym Cie tutaj zostawiła. Nie martw się,wszystko będzie dobrze.
Justin wyjął z kieszeni scyzoryk i szybkim ruchem przeciął grube sznury. Pomogłam babci stanąć na nogach,chociaż ledwo się na nich trzymała. Ręce miała całe czerwone,skóra blada,sińce pod oczami,wychudzona i wyczerpana. Aż chciało mi się płakać widząc ją w takim stanie. Powoli w czwórkę opuściliśmy tę ruinę i udaliśmy się do domu. 


****

No cześć! I jak Wam się podoba? Sorrki,że tak późno dodaję,ale wcześniej po prostu nie miałam czasu. Oczywiście szkoła robi swoje.;) Mam nadzieję,że ten rozdział Wam się spodoba. Przepraszam za ewentualne błędy,ale pisałam ten rozdział o 22:00 i to do tego na komputerze,który ciągle się zacina,gdyż laptop mi padł,mówiąc dosłownie...
Następny spróbuję dodać jutro,lub w niedzielę (ewentualnie w poniedziałek) zależy jak się z lekcjami uwinę. To tyle na dzisiaj.:) 3majcie się i do napisania! :D

GoŚka.;)


Czytasz= Komentujesz.

sobota, 1 marca 2014

Wszystkiego najlepszego dla Justina!!

Witajcie! :D Tak,tak..dzisiaj jest bardzo szczególny dzień dla wszystkich Beliebers. Właśnie dzisiaj,1 marca 2014 roku Justin kończy 20 lat! Z tej okazji chciałabym życzyć mu wszystkiego co najlepsze,niech dalej nas zaskakuje swoim niesamowitym talentem i robi to co kocha! 

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO,JUSTIN!!!! :D



poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 40.

"Bądź ostrożna,dobrze?"


-Nie mam pojęcia co możemy zrobić w tej sytuacji.-odparł mój tata krążąc po salonie trzymając w ręku list,który sama kilka chwil temu przeczytałam. 
-No jak to co?! Przecież musimy zapłacić,inaczej babci może się coś stać nie rozumiesz tego?!-uniosłam się wstając z kanapy. Byłam chodzącym kłębkiem nerwów,pomimo tego,że Alison dała mi już aż 2 tabletki na uspokojenie,jednak one nic nie dawały. Ciągle zadawałam sobie pytanie kto mógł być tak podły,jak można być aż takim okrutnym,aby dla pieniędzy porywać ludzi? Wiele razy słyszałam o tym w telewizji,jednak nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło,że coś takiego może zdarzyć się właśnie mnie. 
-Najlepiej będzie dać te pieniądze w ostatniej chwili,wtedy pewnie porywacz powróci na miejsce zbrodni,aby zobaczyć czy pieniądze zostały wpłacone. Pójdę tam z Seleną i zaczaimy się w krzakach. Złapiemy rabusia na gorącym uczynku i krótko mówiąc będzie ugotowany.-powiedziała Ali biorąc łyk gorącej herbaty. 
-Ale jak ty chcesz go złapać,Ali? Przecież on na pewno będzie uzbrojony. Bez skrupułów nas przecież zastrzeli...
-Oj,Selly...mój Ojciec jest przecież komendantem policji,prawda? Opowiem mu o wszystkim i poproszę,aby wraz ze swoimi policjantami nas ubezpieczał. Zaczają się razem z nami,koleś nie będzie miał szans. 
-No tak,przecież twój tata jest policjantem,kompletnie wyleciało mi to z głowy...dziękuję Alison. Co ja bym bez Ciebie zrobiła? -powiedziałam i mocno przytuliłam przyjaciółkę.
-Zginęłabyś,to pewne.-zaśmiała się blondynka.

*****

Dwa tygodnie później nadszedł dzień zaplanowanej akcji. Cały dzień siedziałam jak na szpilkach i nie mogłam się na niczym skoncentrować. Cały czas martwiłam się o babcię. Bałam się,że mogło jej się coś stać. Po raz dziesiąty przeglądałam kopertę z pieniędzmi czy jest tam odpowiednia suma. Wszystko się zgadzało. Jesteśmy z Ali umówione o 20:00 na najbliższym przystanku autobusowym. Uzgodniliśmy,że mój tata przyjedzie swoim samochodem wraz z policjantami,gdyż radiowóz byłby zbyt widoczny. Ja z przyjaciółką miałam podejść o umówionej godzinie do skrzynki pocztowej i poczekać,aż pojawi się porywacz. Byliśmy pewni,że to uczyni,no bo przecież zależało mu na kasie,której i tak nie dostanie. Miałam tylko nadzieję,że wszyscy wyjdą z tej akcji cało,bez żadnej kontuzji. Justinowi o niczym nie powiedziałam,nie chciałam aby nie potrzebnie się martwił. W końcu jest zajęty. Ma swoją trasę,która kończy już za tydzień,więc nie ma potrzeby dodatkowo go stresować. Jak tylko wróci już nigdy nie pozwolę mu wyjechać na tak długo,za bardzo za nim tęsknię. W następną trasę pojedziemy już we dwójkę-pomyślałam i automatycznie się uśmiechnęłam. Jedynie myśląc o Justinie mogłam się chociaż trochę uspokoić. Swoją energię wyładowywałam na sprzątaniu. Tata w między czasie załatwił opiekę dla Scarlett na ten wieczór,której podjęła się nasza sąsiadka. Wzięła ją do siebie już wczesnym po południem. Kiedy w domu nie było już ani grama kurzu,postanowiłam wybrać sobie odpowiedni strój. W końcu muszę się odpowiednio przygotować. Weszłam do łazienki i przebrałam się w tempie błyskawicy. No tak,kiedy się denerwuje wszystko robię cztery razy szybciej. Stare ciuchy wrzuciłam niedbale do szafy i zamknęłam ją. Wróciłam do łazienki i stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać włosy. Z nadzwyczajną dokładnością i delikatnością rozczesywałam swoje węglowe włosy wpatrując się w szkło tak jakbym robiła to ostatni raz i chciała się tym wystarczająco nacieszyć. 

Bałam się,że mogę nie wrócić już z tej wyprawy. Kto wie,ile ich tam będzie? Kto wie jak dobre będzie ich wyposażenie? Co jeśli będzie ich więcej od nas i roztrzelą nas jak kaczki? Ja nie chcę umierać w tak młodym wieku! Kiedyś chciałam,ale przecież to było tak dawno...wtedy kiedy nie mogłam pogodzić się z odejściem mojej mamy,jednak jest tak jak powtarzał mi tata. Czas łagodzi rany. Teraz ostatecznie pogodziłam się z tą smutna prawdą i wiem,że ona czuwa nad nami tam,w górze. Miałam nadzieję,że także dzisiaj nie zabraknie jej przy moim boku. 
Po jakimś czasie ośmieliłam się w końcu wyjść z łazienki. Wyglądałam tak:

 Akurat dochodziła 20:00. Strach siedzący we mnie praktycznie od dwóch tygodni narastał z każdą chwilą. Wzięłam do ręki telefon i natychmiast wyświetliłam jedno ze zdjęć Justina. Tak bardzo chciałabym zanurzyć się w jego opiekuńczych ramionach i usłyszeć te dwa słowa,które tak często powtarzał: "Będzie dobrze"..
Westchnęłam i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Zapięłam zamek od bluzy,a na głowę założyłam kaptur,tak jak to wcześniej uzgodniłam z przyjaciółką. Wyszłam z pokoju wcześniej dokładnie oglądając każde zdjęcie z przyjaciółmi,a w mojej świadomości po kolei pojawiały się obrazy,z każdego etapu życia,jaki spędziłam z daną osobą. Czułam się tak jakbym właśnie dzisiaj miała odejść. Dobra,wariuję. 
Otrząsnęłam się z rozmyślań i szybko wyszłam z pokoju. Zbiegłam na dół po schodach i tam czekał na mnie mój Ojciec,który za chwilę miał jechać po policjantów i Ojca Alison na komisariat. My z Alison miałyśmy przyjść pieszo. Stanęłam z nim twarzą w twarz i po prostu mocno go przytuliłam,bałam się nie tylko o siebie ale przede wszystkim o Niego i Alison. Gdyby coś im się stało nie darowałabym sobie. 
-Bądź ostrożna,dobrze?-spytał mnie Ojciec na co przytaknęłam głową.
-Ty też.-szepnęłam w jego ramiona i z trudem się od niego oderwałam.
Ojciec wyszedł z domu uśmiechając się lekko,a po chwili do moich uszu dobiegł warkot silnika. Po chwili wszystko ucichło. Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Sięgnęłam po kopertę z pieniędzmi.
-Do dzieła!-krzyknęłam wybiegając z domu.

*****

Szłam z opuszczoną głową przez kolejne alejki aż w końcu dotarłam do celu. Na przystanku nie było nikogo poza moją przyjaciółką,co akurat dobrze się składało. Przywitałam się z Ali i razem ruszyłyśmy w stronę domu mojej babci. Szłyśmy szybkim tempem nic nie mówiąc. Każda z nas była zdenerwowana,jednak gotowa do walki. 
20 minut później byłyśmy już na miejscu. Rozejrzałam się wokoło,i dostrzegłam samochód taty stojący około pół metra od nas. Chciałam ruszyć w jego kierunku jednak ruch ręki Ali zatrzymał mnie.
-Stój.-powiedziała szeptem i czujnie przejeżdżała wzrokiem po otaczających nas drzewach i krzewach. Spojrzałam na nią pytająco,jednak po chwili usłyszałam szelest dochodzący właśnie z tamtej strony w którą patrzyła. Serce na moment mi przystanęło,jednak odetchnęłam z ulgą kiedy okazało się,że był to tylko kot.
-Idziemy.-usłyszałam głos Ali i ruszyłam za nią. Po chwili znalazłyśmy się w krzakach wraz z moim Ojcem,Ojcem Ali oraz siedmioma funkcjonariuszami. Ukryłyśmy się dobrze w gęstwinie i czekaliśmy na dalszy tok wydarzeń. Ojciec Ali dał mnie i jej pistolet,abyśmy w razie czego mogły się same obronić. 
-Masz kopertę? -Zwrócił się do mnie pan Swift a ja pokiwałam tylko twierdząco głową. Wyjęłam ją z rękawa mojej bluzy.
-Dobrze,dziewczyny,ruszajcie. Nie martwcie się. Wszystko mamy pod kontrolą.-zwrócił się do nas uspokajającym tonem uśmiechając się przy tym. Szepnął coś Alison na ucho na co dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Ja natomiast uśmiechnęłam się uspokajająco do taty po czym razem z Ali wyszłyśmy z kryjówki. Byłam przerażona nie na żarty. Oddychałam płytko,ale również nadzwyczaj szybko. Alison ścisnęła moją dłoń. Spojrzałam na nią a z ruchu jej ust odczytałam jedynie: "Wszystko będzie dobrze",i natychmiast przypomniał mi się mój Justin. Tak bardzo chciałabym,żeby tu był. Po chwili obie stanęłyśmy przy skrzynce. Stałyśmy tam około dziesięciu minut,aż w końcu nieopodal nas zaparkował podejrzany samochód z przyciemnianymi szybami. Odruchowo i po kryjomu odbezpieczyłam pistolet,jednak nadal trzymałam go w ukryciu. W tej chwili czułam się w jakimś pieprzonym filmie kryminalnym,tylko to wszystko działo się naprawdę. Po chwili z tajemniczego auta wysiadła równie tajemnicza postać w czarnej masce. Poczułam na swoim ciele jej przeszywające spojrzenie. Wiele kosztowało mnie to,aby stać spokojnie w miejscu i nie uciec stamtąd. Byłam przerażona,jednak starałam się to maskować z całej siły. Byłam pewna,że to właśnie ten porywacz. Krążył blisko nas,i cały czas bacznie się nam przyglądał. Spojrzałam spanikowana na Alison,a ta bez wahania wskazała na skrzynkę pocztową. Zrozumiałam o co jej chodzi więc powoli włożyłam tą kopertę z pieniędzmi. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Domniemany kryminalista natychmiast rzucił się biegiem w naszą stronę. W tamtej chwili dosłownie mnie sparaliżowało. Po chwili poczułam przeszywający ból w okolicach brzucha i upadłam nie mogąc się podnieść,na moje szczęście mój pistolet nie wypalił.
-Nie ruszaj się!-krzyknęła Alison wyciągając znienacka pistolet i odbezpieczając go w ułamku sekundy. Wyglądała w tej chwili jak prawdziwy James Bond w kobiecej wersji. Podziwiałam ją za jej odwagę i pewność siebie. Porywacz odpowiedział jej tym samym i strzelił jako pierwszy. Serce ponownie na moment mi stanęło. Alison wykonała jednak błyskawiczny unik i sama strzeliła,jednak również nie trafiła. W oka mgnieniu zza krzaków wybiegli policjanci oraz mój Ojciec. Funkcjonariusze natychmiast rzucili się na porywacza i zaczęła się prawdziwa strzelanina jak w amerykańskich filmach. Z tajemniczego samochodu natychmiast wybiegło jeszcze pięć postaci ubranych w maski. Mieliśmy przewagę liczebną,ale czy to wystarczy?


*****

Walka rozpętała się na dobre. Dobrze,że chociaż w okolicy nie było żadnych przechodniów. Również starałam się pomóc,jednak strzelanie nie wychodziło mi za dobrze,ani razu jeszcze nie trafiłam żadnych ze swoich przeciwników. W końcu udało mi się powalić jednego z nich,przygniotłam go nogą do ziemi,a jego pistolet zabezpieczyłam i schowałam do tylnej kieszeni spodni. 
-Jeżeli chcesz wyjść z tego żywy gadaj gdzie jest moja babcia! -wydarłam się na cały głos mając go na celowniku.


Przestępca nic nie odpowiedział,a po sekundzie tylko zaśmiał się złowrogo. W tej samej chwili usłyszałam strzał. 
-Sel! Uważaj!-usłyszałam w tym samym momencie i poczułam jak ktoś natychmiast mnie odpycha na bok. Upadłam parę centymetrów dalej i spojrzałam w tamtą stronę przerażona,obawiając się najgorszego.



Moim wybawcą okazał się mój Ojciec. Pocisk leciał prosto na niego.
-Tato!!!!! -krzyknęłam ile sił w płucach. Ten zdążył w ostatniej chwili uskoczyć lekko w bok i został zraniony tylko w nogę. Można rzec..miał szczęście w nieszczęściu. Krzyknął z bólu,jednak przytrzymał się pnia drzewa i nie upadł. Po chwili nadal podbiegł do skrzynki lekko kulejąc i rzucił w moją stronę kopertę z pieniędzmi.
-Uciekaj!-wrzasnął i dalej ruszył do boju. Szybko chwyciłam ową rzecz,poderwałam się z ziemi i rzuciłam się pędem do lasu. Biegłam najszybciej jak mogłam. W oddali słyszałam częste strzały. Po kilku sekundach biegu usłyszałam strzały,które były zdecydowanie bliżej. Odwróciłam się i zza moich włosów,które ciągle rozdmuchiwał wiatr na wszystkie strony zdołałam dostrzec jednego z napastników który mnie gonił. Przyspieszyłam jednak on nadal stopniowo zmniejszał odległość,która się pomiędzy nami wytworzyła. Po jakimś czasie niefortunnie zaczepiłam nogą o korzeń i upadłam na ziemię ochlapując się cała błotem. Nie miałam siły wstać i dalej biec. Leżałam i czekałam na cud. Po chwili napastnik przewrócił mnie na plecy i wyrwał kopertę z ręki.
-Głupie posunięcie,gówniaro.-usłyszałam głos zza czarnej maski. Po chwili doznałam olśnienia. Wiem do kogo należał! To był nikt inny jak ta suka Anne! No jasne,mogłam się domyślić!
-Pożegnaj się z życiem,skarbie.-wycedziła przez zaciśnięte zęby kierując we mnie pistolet. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Nie sądziłam,że moje życie zakończy się w jej rękach. Już gorzej być nie mogło. Odliczałam w myślach sekundy do strzału...1,2,3...
Po chwili usłyszałam pisk opon i trzask drzwi.
-Zostaw moją dziewczynę! -usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk,który mógł należeć tylko do jednej osoby,po chwili padł strzał,jednak nie ten z rąk Anne...z rąk mojego wybawcy,Justina....


****

No i w tym momencie kończę.:D Mam nadzieję,że się Wam spodoba,gdyż pisałam go chyba z 3 godziny...nie jestem zbytnio dobra w opisywaniu tego typu akcji,jednak starałam się to zrobić jak najlepiej....Pozdrawiam.:) 3majcie się. Do następnego rozdziału! ;D


Czytasz=Komentujesz.



sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 39.

"Dlaczego ja mam zawsze w życiu pecha?"


Podczas tygodnia,który spędziłam w szpitalu miałam wiele czasu na przemyślenie i poukładanie niektórych spraw. Podjęłam ostateczną decyzję. Chcę robić to co Justin. Widzę jaki jest szczęśliwy kiedy staje na scenie i chcę doświadczyć tego samego. Skoro on twierdzi,że się nadaję widocznie tak jest. Jeżeli nie spróbuję to się nie przekonam,przecież zawsze można zrezygnować. I jeżeli chociaż jedna osoba będzie zadowolona z tego co robię to będę miała po co robić to co kocham,czyli śpiewać. 

Podczas tych 7 dni wielokrotnie rozmawiałam z Demi. Wreszcie powiedziała mi co tak naprawdę kryje się w jej wnętrzu. Nie miałam pojęcia,że mogła ona być zazdrosna o Alison,to musiało być dla niej okropne. Też wiele razy bywałam zazdrosna o wiele osób i nie jest to nic przyjemnego. Nie rozumiem także jak chociaż przez moment mogła pomyśleć,że kiedykolwiek mogę ją zostawić. Przecież przyjaźnimy się od siódmego roku życia. Nigdy nie zapomnę tego jakim wsparciem była dla mnie przez całe miesiące kiedy to Alison nie było przy mnie. Mam nadzieję,że już teraz wszystko się pomiędzy nami poukłada. Że wszystko będzie tak jak dawniej. 

Przez ten czas wielokrotnie rozmawiałam również z moim Ojcem o tym wypadku. O dziwo uwierzył mi bez większego tłumaczenia. Być może dlatego,że sam wcześniej już coś podejrzewał,lub po prostu ma do mnie bezgraniczne zaufanie i wie,że nie okłamałabym go w tak ważnej kwestii. Z tego co mi opowiadał wyrzucił Anne z naszego domu niedługo po wypadku. Obiecał mi,że już nigdy nie zwiąże się z inną kobietą. Że chce mieć tylko nas dwie. Mnie i Scarlett. Czyli najwidoczniej zaczynamy nowy,z pewnością lepszy rozdział w naszym życiu,tylko we trójkę. Ojciec i jego ukochane córeczki,oraz nasza ukochana mama,nasz anioł stróż.

Nareszcie nadszedł dzień,w którym otrzymałam wypis ze szpitala. Była godzina 10:30,kiedy właśnie skończyłam korzystać z łazienki. Oto jak wyglądałam:

. To ona miała mnie stąd odebrać. Ojciec miał pracę,a reszta była w szkole. Alison miała tak dobre oceny,że jeden dzień wagarowania nic jej nie zaszkodzi. Miałam szczęście,że do końca tego tygodnia nie musiałam chodzić do szkoły,gdyż miałam zwolnienie ze szpitala aby móc odpocząć. Blondynka pomogła spakować mi walizki i wspólnie opuściłyśmy budynek szpitala



Nie mogłam się doczekać aż w końcu zaczniemy odbudowywać nasze relacje. Chcę,abyśmy były sobie tak bliskie jak wcześniej. Nie mogę się doczekać naszych ponownych wypadów do kina,czy naszego "crazy" piżama party. Blondynka obiecała,że w czasie zbliżających się ferii będziemy mogły nadrobić stracony czas. Jednak nadal nie wiedziałam dlaczego tak nagle opuściła Miley i Brendę,jednak wolałam na razie o to nie pytać nie chcąc zniszczyć bardzo miłej atmosfery,jaka się pomiędzy nami wytworzyła. Po paru minutach dotarłyśmy do czerwonego Porsche Swift,który był zaparkowany na samym końcu co dziewczyna wytłumaczyła brakiem wolnych miejsc. Przyjaciółka pomogła mi wsadzić walizki do bagażnika i po chwili byłyśmy już na autostradzie. W czasie drogi uzgoniłyśmy,że obie pojedziemy dziś w odwiedziny do mojej babci,gdyż dawno mnie u niej nie było. Zajechałyśmy tylko na chwilę do mnie,aby móc wspólnie rozpakować walizki. Tak też zrobiłyśmy. Wzięłam także długą,relaksacyjną kąpiel,gdyż szpital nie zapewniał tego typu luksusów. Był tylko niewielki prysznic na dodatek z zimną wodą. Kiedy moje domowe SPA dobiegło końca szybko nałożyłam na siebie to samo w czym chodziłam wcześniej. Poprawiłam tylko fryzurę i już po paru minutach byłyśmy pod domkiem babci. Zapukałam do drzwi i czekałam pod nimi ponad 10 minut. Spojrzałam pytająco na blondynkę,jednak ona jedynie wzruszyła ramionami. Nacisnęłam nieśmiało klamkę. Drzwi były otwarte. Wyglądało na to,że nikogo nie było w środku. Weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy się rozglądać po budynku.
-Babciu? Babciu,jesteś tutaj?!-wołałam już z piąty raz i po raz kolejny nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. 
-Sell,patrz!-usłyszałam krzyk Ally dochodzący z salonu. Serce podskoczyło mi do gardła,a w głowie rodziły się najczarniejsze scenariusze. Kiedy przekroczyłam próg salonu odetchnęłam z ulgą. Nie było w nim nic nadzwyczajnego,oprócz kartki,która leżała na stole. Podeszłam bliżej i usiadłam na sofie biorąc w dłonie kawałek papieru. Rozwinęłam ją i zaczęłam czytać:
"Porwałam twoją babkę,jeżeli chcesz ją jeszcze kiedykolwiek zobaczyć szykuj 200 tysięcy dolarów w gotówce,zostaw ją w skrzynce pocztowej pod tym adresem. Daję Ci na to 2 tygodnie,więc lepiej się streszczaj,szmato."

Poczułam jak wiruje mi w głowie,więc czym prędzej podparłam się na obu rękach. Czy to był jakiś kiepski kryminał?! Dlaczego ja mam zawsze w życiu pecha? Dlaczego to zawsze mi się coś takiego przytrafia? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na te pytania. Nie czekając zbyt długo wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Ojca.

****

No i mamy 39! Przepraszam,że taki krótki i nudny,ale mam ostatnio znowu problemy z weną. Obiecałam jednak,że nowy rozdział pojawi sie w weekend,więc się pojawił. Mam nadzieję,że pomimo wszystko się Wam spodoba. Co do następnego na razie nie wiem kiedy on się pojawi,dlatego nic nie obiecuję. Pozdrawiam i PaPa.<3 ;*.



Czytasz=Komentujesz.