środa, 24 lipca 2013

Rozdział 28.

"Konieczna jest operacja..."


Podniosłam swoje ociężałe powieki i ujrzałam stojącą nade mną ciocię,Brandona,wujka,Sam,Ushera i pielęgniarkę. Zaczęłam zdezorientowana rozglądać się po pomieszczeniu. Nie pamiętałam za bardzo co się stało. Pamiętam tylko,że kiedy ostatni raz byłam przytomna byłam bardzo roztrzęsiona,załamana i wściekła.

-Co się stało?-ledwo wydusiłam z siebie.
-Zemdlałaś.-wytłumaczyła pielęgniarka.
Przytaknęłam głową i zmarszczyłam czoło. Częściowo dlatego,bo głowa strasznie mnie bolała a częściowo po to,aby coś sobie przypomnieć. W końcu wszystko sobie przypomniałam. No tak,przecież Justin został postrzelony i trafił w ciężkim stanie do szpitala.
-Co z Justinem?-spytałam drżącym ze strachu głosem.
-Reanimują go.-odparł szeptem Usher,a ja poczułam jak w moich oczach pojawia się potok łez i zaczyna spływać po moich policzkach. Po chwili cały obraz mi się rozmazał.

Sel,do cholery! Nie możesz tak po prostu leżeć i beczeć!-skarciłam siebie w myślach,po czym zerwałam się ze szpitalnego łóżka. Zakręciło mi się w głowie więc podparłam się o ścianę. Natychmiast podeszła do mnie pielęgniarka i zaczęła prowadzić mnie z powrotem do łóżka. Jednak ja musiałam pozostać nieugięta,więc zaczęłam się z nią szarpać. W końcu odepchnęłam kobietę od siebie i wyleciałam z sali. Instynktem kierowałam się w stronę sali,w której reanimowano Justina. Nie pamiętałam numeru,jednak intuicja podpowiadała mi,że idę we właściwym kierunku. Po chwili stanęłam przed właściwą salę. Spojrzałam przez szybę. Lekarze byli wokół łóżka i usilnie próbowali pobudzić serce chłopaka do pracy. Modliłam się. Modliłam się aby im się udało. Po chwili jeden z nich opuścił pomieszczenie. Natychmiast do niego doskoczyłam.
-Panie doktorze...
-Bardzo mi przykro,robiliśmy co w naszej mocy,jednak się nie udało...-odpowiedział kładąc mi dłoń na ramieniu. Natychmiast ją strzepnęłam i świat dosłownie mi się zawalił. Justin mnie opuścił. Zostawił tuż po tym jak wyznał mi miłość. Dlaczego to zawsze mnie spotyka? Dlaczego?!-pytałam sama siebie w myślach osuwając się plecami o ścianę,spoczywając na zimnej posadce...

****




-Nieeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!-wykrzyczałam ze łzami i podniosłam się do pozycji siedzącej. Oddychałam bardzo szybko i płytko. Byłam przerażona. Ciśnienie skoczyło mi chyba do 400-stu. Łzy ciurkiem leciały mi po policzkach. Dopiero po dłuższej chwili zdołałam się uspokoić. Zdziwiona rozejrzałam się dookoła. Nie znajdowałam się już na korytarzu szpitalnym siedząc na zimnych kafelkach,tylko w łóżku w sali dla chorych. Po chwili do sali weszła wysoka brunetka,która jak mniemam była pielęgniarką. Z uśmiechem podeszła do mnie i zaczęła coś robić przy urządzeniach.
Oddychałam już umiarkowanie i powoli.
-Co się stało? Co z Justinem?
-Zemdlałaś. A z panem Justinem....chyba wszystko w porządku. Po długiej reanimacji wrócił do świata żywych.-odpowiedziała z uśmiechem a ja odetchnęłam z ulgą. Czyli to wszystko było jakimś chorym snem,a raczej koszmarem.
-Czy mogę do niego pójść?
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie a ja spojrzałam na nią błagalnie. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem i odłączyła mnie od wszystkich maszyn. Podziękowałam jej i powolnym krokiem opuściłam swoją salę. Podeszłam do sali,w której leżał mój Justin. Weszłam po cichu do środka,gdzie zastałam lekarza.
-Przepraszam...można?
-A kim pani jest dla pacjenta?
-Dziewczyną.-odparłam pewna siebie.
Doktor pokiwał głową ze zrozumieniem i podszedł do mnie.
-W takim razie zapraszam do mojego gabinetu.
Przytaknęłam głową i razem z lekarzem opuściłam salę Justina i udałam się do gabinetu doktora. Weszliśmy do środka. Mężczyzna usiadł przy biurku i gestem wskazał fotel,na który też usiadłam. 
-Tak więc uratowaliśmy pana Biebera po długiej reanimacji. Jego stan jest ciężki,jednak powoli się poprawia. Proszę mi powiedzieć,czy pacjent zażywa jakiekolwiek leki?
Zamyśliłam się na moment. Nie przypominałam sobie nic. Siedziałam zamyślona jakieś 5 minut aż w końcu sobie przypomniałam. No tak! Przecież bierze leki przeciwbólowe na tą chorą rękę!
-Tak,panie doktorze. Z tego co mi mówił bierze zastrzyki przeciwbólowe na chorą rękę.
-To wszystko wyjaśnia.-odparł poprawiając sobie okulary- pacjent musiał to przedawkować i dlatego doszło do zatrzymania akcji serca. Pan Justin musi po prostu ograniczyć na pewien czas zażywanie tego leku,aby sytuacja się unormowała. Czy dopilnuje pani tego?
-Oczywiście.
-Dobrze. Ale mam dla pani jeszcze jedną,przykrą wiadomość.-oznajmił doktor a ja spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Podczas szczegółowych badań odkryliśmy,że...pan Bieber ma guza w mózgu. Konieczna jest operacja...-oznajmił mężczyzna a ja patrzyłam na niego jakby przyleciał z kosmosu. Justin ma guza w mózgu?! Rany,co jeszcze mnie dzisiaj spotka?!
-Wszystko dobrze?-zapytał zaniepokojony lekarz kiedy zauważył co się ze mną dzieje.
Powoli pokiwałam głową.
-A jakie są szanse,że ta operacja się powiedzie?
-Są one dość duże,więc proszę się nie martwić. Jeżeli pacjent wyrazi na to zgodę natychmiast zabieramy go na salę,jednak na razie pan Justin stawia pewne opory...
Co?! Justin jeszcze się waha?! No nie,on kompletnie oszalał! 
Wstałam z fotela i wybiegłam wściekła z gabinetu lekarskiego. Co on sobie do jasnej cholery wyobraża?! Już ja mu przydzwonię do rozumu!
Z tymi myślami wpadłam jak bomba do sali Justina,jednak to co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Okno było otwarte,natomiast łóżko Justina....puste....


****

Hej,miśki! <3 Oto 28 rozdział. Jeszcze raz przepraszam,że dodaję go tak późno,ale chwilowo zabrakło mi..weny. Mam nadzieję,że teraz już na dobre ją odzyskam i będę dodawać rozdziały tak jak wcześniej. Nie wiem czy ten rozdział mi wyszedł,bo pisałam go na szybko. Mam jednak nadzieję,że Wam się spodoba.;* 

Pozdrawiam.<3
GoŚka.; ]


Czytasz=Komentujesz.







poniedziałek, 22 lipca 2013

Sto Lat,Seluś!

Hej! :D

Jak zapewne większość z was już wie dzisiaj swoje 21 urodziny obchodzi Selena Gomez. Jest to na pewno dla niej szczególny dzień,ponieważ od teraz jest oficjalnie postrzegana jako osoba dorosła. (Zgodnie z zasadą panującą w USA). Dlatego życzę z całego serca Selenie wszystkiego co najlepsze.;* Sto lat,Seliś! <3



PS. A co do następnego rozdziału to wiem,że miałam go dodać w ten weekend,ale niestety zabrakło mi na to czasu. Bardzo serdecznie Was za to przepraszam.;* Postaram się jak najszybciej to nadrobić.
Buziaczki.;*

Wasza GoŚka.; ] 

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 27.

"Proszę Justin,wybacz mi..."


-Do jasnej cholery zróbcie coś wreszcie!-wrzasnęłam zdenerwowana ledwo co potrafiłam ustać na nogach. Zarówno ręce jak i nogi trzęsły mi się jak diabli. Bałam się. Cholernie się bałam. Co jeśli Justin nie wygra tej walki? Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Karetka już jedzie.-stanął obok mnie Usher.
-To niech się lepiej pośpieszy..-wysyczałam przez zęby. Jeżeli ona zaraz nie przyjedzie to normalnie nie wytrzymam...
-Sell..spokojnie,oddychaj. Matko,jaka ty jesteś blada!
Poczułam,że wiruje mi w głowie. Złapałam się za nią i natychmiast poczułam,jak chłopak mocno łapie mnie za ramię jakby bał się,że zaraz upadnę. Zaczęłam głęboko oddychać. Nie mogłam okazać słabości. Musiałam być silna. Dla Justina. 
-Nie martw się o mnie,tylko o Justina...Usher..on nie może..-nie miałam siły tego dokończyć na samą myśl o tym robiło mi się słabo.
-Spokojnie. Wyjdzie z tego..musi...
Po tych słowach usłyszeliśmy jadącą w oddali karetkę. Odetchnęłam z ulgą. Klęknęłam przed leżącym Justinem i sprawdziłam mu puls. Na początku nic nie wyczułam i moje serce dosłownie stanęło. Dopiero po chwili poczułam powolne tętno.
-Pośpieszcie się!
Natychmiast obok mnie zjawili się lekarze. Położyli bladego i zakrwawionego chłopaka na noszach. Cały czas trzymałam go za rękę mocno go za nią ściskając. Chyba lekarzom zbytnio nie spodobało się to,że szłam z nimi i trochę uniemożliwiam  im dostęp do pacjenta,ale miałam to w tej chwili w nosie. Bez słowa skoczyłam do karetki i usiadłam na krześle obok łóżka. Po chwili dołączył do mnie Usher cały czas trzymając mnie za ramię. Byłam mu za to bardzo wdzięczna,ponieważ w tym stanie nie wiedziałam do czego mogę się posunąć. Cały czas brałam powolne,głębokie oddechy chcąc chociaż trochę się opanować,jednak to nic nie pomagało. Po chwili do pojazdu wskoczyli lekarze i zaczęli podłączać mojego Justina do jakichś dziwnych urządzeń. Spojrzałam na Jego twarz. Aż ukuło mnie w sercu. Był cały blady,posiniaczony,miał wszędzie krew. Jednak jeden fakt mnie zdziwił. Chłopak uśmiechał się. Widząc jego anielski uśmiech na ustach odrobinę się uspokoiłam. Mocniej ścisnęłam jego rękę.
-Justin,walcz..-szepnęłam jedynie i w tym samym momencie ruszyliśmy do szpitala.

****

Na miejscu byliśmy już kwadrans później. Zgodnie z prośbą jednego z lekarzy wysiadłam z karetki z Usherem jako pierwsza. Po chwili wywieźli też Justina i szybkim krokiem udali się do szpitala. Wraz z Usherem uczyniliśmy to samo. Zdołałam tylko dostrzec jak lekarze zabierają Justina na intensywną terapię. Wraz z menadżerem Jussa weszliśmy w odpowiedni korytarz i zajęliśmy miejsca na korytarzu. Poczułam,że powoli się wykańczam. To dla mnie za wiele. Dlaczego akurat teraz musiało to się stać? Akurat tuż po tym kiedy oficjalnie zostałam dziewczyną Justina. W jednej chwili ten przeuroczy chłopak potrafił sprawić,że czułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Kto mógł być na tyle podły? Jeżeli ktoś na tyle mnie nienawidził,że chciał zniszczyć mi życie to należy złożyć mu gratulacje,ponieważ udało mi się to zrobić w stu procentach. Co ja zrobię,jeśli Justin nie przeżyje? Zabije się. To będzie jedyne wyjście.

****

Siedzieliśmy już na tym cholernym korytarzu z jakieś 2 godziny i nadal nikt nic nie chciał nam nic powiedzieć. Poczułam jak moje powieki powoli zaczynają się zamykać. Nie mogłam nad nimi zapanować. Kiedy miałam je zamknięte dłużej niż 5 sekund usłyszałam cichy szept:
-Sell..jesteś wyczerpana. Jedź do domu i odpocznij.
-Żartujesz sobie?! Nigdzie nie jadę! Będę tu siedziała choćby do rana!-uniosłam się.
Brunet pokręcił przecząco głową,jednak ja go zignorowałam. Nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca. Teraz najważniejszy był dla mnie Justin i będę przy nim tak długo jak będzie trzeba. 
W tym samym momencie poczułam jak wibruje mi w torebce. Wyjęłam z niej telefon i spojrzałam na wyświetlacz.  Miałam 10 nieodebranych połączeń od cioci,5 od wujka,7 od Brandona i nawet 1 od Samanthy. Dodatkowo jeszcze zobaczyłam połączenia od taty,Taylora i Demi. No nieźle. Już wszyscy o tym wiedzą? Westchnęłam. Ciocia dzwoniła już po raz 11. Muszę odebrać. Tak też zrobiłam.
-Halo?-mruknęłam do słuchawki.
-Selena,na litość boską! Dziecko no gdzie ty jesteś?! Wiesz jak my się martwimy?!
-Przepraszam..miałam wyciszony telefon. Ja...ja jestem...no tego..w...szpitalu...-wyjąkałam z trudem hamując kolejne łzy cisnące mi się do oczu.
-Co?! Jak to?! Dlaczego?! Co Ci jest?!
-Mi nic nie jest,ciociu....Justin...on...
-Nic już nie mów! Już tam jedziemy,trzymaj się skarbie!
-Ale...
Nie zdążyłam nic już odpowiedzieć bo ciocia rozłączyła się. Ponownie westchnęłam i schowałam telefon do torebki. Już po 15 minutach ciocia,wujek,Sam i Brandon weszli do budynku w którym się obecnie znajdowałam. Opowiedziałam im wszystko co do joty i na dobre się rozpłakałam. Każde z nich mocno mnie przytuliło i zaczęło pocieszać. Nawet Sammy. Najwyraźniej już o wszystkim zapomniała. No tak..kto pamiętałby w takim momencie jakieś durne sprzeczki? Chyba tylko kompletny idiota. Sama też się pewnie załamała bo przecież Justin to jej idol. Siedziałam przytulona do cioci,aż z sali Justina wyszedł lekarz. Poderwałam się z miejsca i do niego podbiegłam. 
-Panie doktorze! Co z nim?!
-Proszę się uspokoić.-mówił do mnie mężczyzna po czterdziestce a ja prychnęłam. Ja tu o mało zawału serca nie dostanę a ten do mnie "proszę się uspokoić". Are You Kidding Me?
-Co z nim?-powtórzyłam kiedy już ostatecznie się opanowałam.
-Pan Bieber został bardzo poważnie zraniony kulą w okolice serca. Jego stan jest dosyć ciężki,jednak powoli wraca do normy. Jak na razie pacjent jest w śpiączce i jeżeli się obudzi wtedy będzie już tylko lepiej. Pozostaje nam czekać.-westchnął mężczyzna uśmiechając się do mnie współczująco i odszedł zostając mnie totalnie osłupiałą. 
-Jeżeli się obudzi?-szepnęłam sama do siebie zjeżdżając w dół po ścianie i padając z hukiem na krzesło. Jak to "jeżeli"?! On przecież MUSI się obudzić! Nie ma innej opcji,kurwa mać!
Poczułam,że ciocia siada obok i mnie przytula. Wyrwałam się z jej objęć i szybko podbiegłam do szyby. Przypadłam czoło do chłodnego szkła i zaczęłam wgapiać się w Justina. Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy jednak miałam to gdzieś. Przecież on nie może się poddać! Nie może mnie zostawić. 

Po jakimś czasie z sali wyszła pielęgniarka. Natychmiast do niej podeszłam.
-Przepraszam,czy można tam wejść?
-Yhmm..tak..oczywiście.-odparła z lekkim uśmiechem na ustach i odeszła. Ja natomiast weszłam do sali,w której leżał mój ukochany Justin. Mój bohater. Podeszłam do łóżka i mocno złapałam go za rękę.
-Justin,wiem,że mnie słyszysz! Kochanie,proszę,nie poddawaj się! Nie teraz kiedy wreszcie mieliśmy być razem szczęśliwi! Proszę,co ja bez Ciebie zrobię?! Justin,błagam Cię,walcz! Zrób to dla mnie,proszę,spójrz na  mnie..ja wiem,że wiele razy Cię raniłam. Wiem,że byłam dla Ciebie okropna. Ty na każdym kroku się starałeś a ja zachowywałam się jak totalna kretynka. Nie jestem idealna. Jestem beznadziejna,bardzo daleka od ideału. Wiem,że zapewne nie raz przeze mnie płakałeś,nie raz przeze mnie cierpiałeś...proszę Justin,wybacz mi...popełniłam w życiu wiele błędów,praktycznie samych błędy. Wiele razy żałowałam swoich decyzji,nie byłam pewna co do wielu spraw,jednak nigdy nie byłam niczego tak pewna,jak tego,że Cię kocham...przepraszam.-mówiłam,a łzy automatycznie leciały mi po policzkach. Płakałam niczym mała dziewczynka. Nagle w sali rozległ się przeraźliwy dźwięk..poderwałam się z miejsca i spojrzałam na maszynę. To co zobaczyłam sprawiło,że dosłownie zamarłam. Na urządzeniu była zielona,płaska linia...Boże,nie! Tylko nie to!
-Justin,proszę,NIE!-wrzasnęłam przez łzy i w tym samym momencie runęłam na ziemię i chyba zemdlałam....

****

Hellołł.:D No trochę się tu porobiło.;D Wiem,że rozdział trochę krótki,wybaczcie mi to. Nie wiedziałam jak to napisać,żeby wyszedł dłuższy,więc wyszedł taki jaki jest. Mam nadzieję,że mimo wszystko rozdział się Wam spodoba. Nie zdradzę Wam jak to się szybko skończy,wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale,który pojawi się najprawdopodobniej w sobotę,albo niedzielę.;) Z góry przepraszam za ewentualne błędy składowe,ortograficzne,interpunkcyjne czy jakiekolwiek inne. Po prostu wena dopadła mnie niespodziewanie i pisałam ten rozdział jak maszyna.:D PS. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie nominację do The Versatile Blogger. Nadal jestem w szoku. Jeszcze raz bardzo,bardzo dziękuję.;D  Trzymajcie się,do nn! :D <3

Pozdrawiam.<3
GoŚka.; ]

Czytasz=Komentujesz.



niedziela, 14 lipca 2013

NoMiNaCjE.;D

Hej! :D Właśnie zauważyłam,że zostałam,a raczej mój blog został nominowany  The Versatile Blogger !  
To dla mnie wielkie zaskoczenie. Dziękuję tym,którzy mnie nominowali:
http://abitofluckandlove.blogspot.com/
http://justinanddeynnmymirrorstaringbackatme.blogspot.com/  To dla mnie wielkie,jak najbardziej pozytywne zaskoczenie.;*



Zasady konkursu:

1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów,które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Hmm..no to z zasad to chyba tyle.;) 


7 faktów o mnie:

1. To mój pierwszy blog
2.  Mam na imię Gosia
3. Uwielbiam Selenę Gomez i Justina Biebera
4. Lubię pisać różne opowiadania,historie wymyślone przeze mnie
5. Mój ulubiony kolor to fioletowy.;)
6. Moja najlepsza przyjaciółka ma na imię Agnieszka
7. Uwielbiam lody truskawkowe.;)


Blogi nominowane przeze mnie:

15. http://just-sell.blog.onet.pl/
16. http://u-smile-i-smileee.blogspot.com/
(Tak,wiem,że miało być 15,ale uważam,że wszystkie wymienione powyżej blogi są po prostu niesamowite i w pełni zasługują na nominację i podziwiam autorów tych blogów za wytrwałość,pomysły i talent. Pozdrawiam.;*)

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 26

"Osłonił mnie własnym ciałem,a ja nie wiedziałam co mam zrobić.."


Następnego dnia obudziłam się o 8:00. Przecierając oczy spojrzałam na budzik i westchnęłam. Nie miałam wyboru. Musiałam już wstać,ponieważ o 10:00 miał przyjść po mnie David i mieliśmy iść na wspólny poranny jogging. Tak więc bez najmniejszej ochoty zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Nawet nie patrząc w lustro zabrałam się do wykonywania wszystkich porannych czynności. Szło mi to niestety strasznie powoli,ponieważ nie do końca się wyspałam. Po dłuższej niż zazwyczaj kąpieli w wannie owinięta ręcznikiem zaczęłam myć,a następnie suszyć,rozczesywać i kręcić włosy. Zajęło mi to z dobre pół godziny,jednak,gdy wreszcie się z tym uporałam wróciłam do pokoju,aby wybrać sobie jakieś ciuchy i mnie zamurowało. Na moim łóżku,jak gdyby nigdy nic siedział Brandon. Kiedy mnie zobaczył zagwizdał i powiedział:
-No,no,no..nie wiedziałem,że mam taką seksowną kuzynkę...
Dopiero teraz zauważyłam,że nadal stoję przed nim w samym ręczniku,który sięgał mi zaledwie do połowy ud no i odsłaniał kawałek biustu. Poczułam,że moje policzki nabierają kolorów więc szybko schowałam twarz we włosach. Mój kuzyn zaśmiał się na ten widok. Poszedł do mnie bliżej. Cholera jasna! Co on sobie do jasnej ciasnej anielki wyobraża?! Własną kuzynkę chce zgwałcić,czy co? Cofnęłam się i spojrzałam na niego gniewnie,a ten uniósł ręce w obronnym geście. 
-Po cholerę tu przylazłeś?
-Bo...bo chciałem zapytać,czy nie wzięłaś przypadkiem słownika francuskiego bo jest mi potrzebny,jednak to może poczekać..-powiedział i uśmiechnął się cwanie. Spojrzałam na niego spode łba i ruszyłam w stronę półki z książkami. Poszperałam na niej chwilę i po chwili znalazłam to,co planowałam. Słownik do francuskiego. Na moje szczęście był dosyć ciężki.
-Jak widzisz mam go,a teraz wypierdalaj!-warknęłam i zaczęłam go wyganiać ze swojego pokoju,opierał się,ale ostatecznie z nim wygrałam.
-Ale na pewno nie chcesz skorzystać z mojej propozycji?
-Zboczeniec!-zaśmiałam się po czym walnęłam słownikiem w jego łepetynę i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Usłyszałam tylko głośne "AŁA!" i najwyraźniej pobiegł poskarżyć się cioci bo usłyszałam jak udaje płacz małego dziecka i mówi coś w stylu "Mamo! Selena się nade mną znęca!". Słysząc to zaczęłam się śmiać. Ech..kocham Brandona. W mgnieniu oka potrafi poprawić mi humor i rozbawić. Cieszę się,że tak się dogadujemy. Z uśmiechem na ustach podeszłam do szafy i wyjęłam z niej przygotowany już w myślach zestaw ubrań. Wróciłam z nim do łazienki i przebrałam się. O dziwo poszło mi to zadziwiająco szybko. Następnie zabrałam się do robienia makijażu. Na rzęsy nałożyłam tusz a usta musnęłam blado-różowym błyszczykiem. Kiedy zobaczyłam gotowy efekt w lustrze uśmiechnęłam się sama do siebie:

Gotowa wyszłam z łazienki i wrzuciłam do kieszeni telefon oraz portfel. Następnie zeszłam do jadalni i zastałam tam już wszystkich domowników. Wujek właśnie czytał gazetę biorąc od czasu do czasu łyk gorącej czekolady, Brandon właśnie pałaszował naleśniki,a ciocia właśnie skończyła nakładać naleśniki dla mnie i usiadła przy stole. Natomiast Samantha,nadal wielce obrażona po naszej wczorajszej kłótni siedziała znudzona przy stole z puszką coli w ręce i pisała coś na swoim smart- fonie. Przeszłam obok niej,a ona nawet nie zaszczyciła mnie jednym spojrzeniem. Prychnęłam pod nosem i zajęłam miejsce przy stole między ciocią a Brandonem. Przywitałam się z wujkiem i ciocią i zaczęłam spożywać śniadanie od czasu,do czasu pijąc gorącą czekoladę. Podczas jedzenia rozmawialiśmy,śmialiśmy się,jedynie Samantha nadal była wpatrzona w ekran swojego telefonu i nie odzywała się ani słowem. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Kiedy zjadłam umyłam naczynia,aby pomóc trochę cioci i oznajmiłam,że wychodzę. Wyszłam z domu i ujrzałam Davida,siedzącego na ławce przed moim domem. Uśmiechnęłam się szeroko i do niego podbiegłam. Widząc mnie również ukazał swoje śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu,wstał i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się.
-Cześć.
-Witaj. Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki,ty również całkiem nieźle.
-To co? Idziemy?
-Jasne.
No i zaczęliśmy nasz jogging. Biegaliśmy poprzez łąki,pola rozmawiając,śmiejąc się i ścigając niczym małe dzieci. Super sprawa. Poprawiam swoją kondycję i formę no i przy okazji spędzam czas ze swoim kumplem. 

Zanim się obejrzeliśmy była już 12:00. Zmęczeni,truchtem wracaliśmy do mojego domu przez centrum wsi. Po drodze zauważyłam duży plakat,który szczególnie zwrócił moją uwagę. Podeszłam bliżej i zaczęłam czytać. Zatkało mnie. Dosłownie. Tu było napisane,że dzisiaj o 20:00 JUSTIN daje koncert w tej wsi. Z jednej strony byłam nieźle zszokowana,ale z drugiej szczęśliwa. To będzie okazja,żeby ponownie się z nim spotkać,ponownie porozmawiać,wyjaśnić sobie wszystko. Ja muszę tam być! Nie ma innej opcji. Tak więc wróciłam do Davida,pożegnałam się z nim i rzuciłam się pędem do domu. Wpadłam do niego jak bomba i wściekła zaczęłam szukać Samanthy. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?! Przecież na pewno o tym wiedziała. Znalazłam ją w kuchni. 
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!-wydarłam się.
Spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona. Stanęłam naprzeciwko niej i zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o blat.
-No słucham?!-wydarłam się po raz drugi,ponieważ blondynka do tej pory nic nie odpowiadała. Zupełnie tak jakby wyrwano jej języka z gęby.
-O co ci chodzi?!-wrzasnęła po chwili.
-Jak to o co?! Jak mogłaś mi nie powiedzieć,że Justin gra dzisiaj koncert,i to jeszcze tutaj?!
-Po naszej ostatniej rozmowie wywnioskowałam,że to Ciebie raczej nie interesuje..-zaśmiała się.
Ponownie prychnęłam i wściekła wyszłam z domu. Musiałam zdobyć bilety. Na szczęście na plakacie był napisany adres więc bez problemu trafiłam we właściwe miejsce. Kolejka była ogromna. Z westchnieniem ustawiłam się na końcu kolejki. Strasznie bałam się,że zanim dojdę do okienka biletów już nie będzie. Nagle usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Selena?!
Odwróciłam się i zobaczyłam Usher'a,czyli menadżera Justina.
-Cześć,Usher.-uśmiechnęłam się.
-Co tu robisz?
-No chcę kupić bilety na dzisiejszy koncert,ale chyba nie dam rady.-skrzywiłam się.
-Chcesz wpaść na koncert?
-No..tak,chcę,ale to raczej nie wypali.
-Wypali,wypali. Masz.-odparł i wręczył mi bilet wraz z wejściówką na kulisy.
-Dzięki,Usher,ale ja...nie mogę tego przyjąć.
-Możesz a nawet musisz. Justin zabiłby mnie gdyby dowiedział się,że nie byłaś na koncercie z powodu wyprzedanych biletów.
-Aż tak bardzo mu zależy?
-Nawet jeszcze bardziej.-uśmiechnął się i na siłę wcisnął mi bilet i wejściówkę w rękę. 
-Ech..no dobra...dzięki,Usher.
-Nie ma za co. Justin na pewno bardzo się ucieszy,że wpadniesz. To do zobaczenia.-uśmiechnął się i odszedł.
-Na razie.-odpowiedziałam i ruszyłam w stronę domu. Kiedy już tam byłam wpadłam do domu jak burza całkowicie ignorując Sam. Weszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Matko..zostało mi tylko...7 godzin. Tak,tak..pewnie sobie myślicie,że to bardzo dużo. Wcale nie..ja już muszę zacząć się przygotowywać bo potem nie zdążę! Tak więc podeszłam do radia i puściłam je na full. Akurat leciał Justin i jego piosenka "All Around The World" co tylko zachęcało mnie do zabrania się do roboty. Na początek podeszłam do szafy i zaczęłam wywalać z niej wszystkie ubrania. Nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego a jeżeli coś wydawało mi się nawet interesujące to albo nie mogłam znaleźć żadnych fajnych dodatków,albo butów. Kiedy wreszcie udało mi się znaleźć coś odpowiedniego była godzina 16:00. Matko! Jeszcze tylko 4 godziny! Spokojnie Selena..oddychaj. Zdążysz. Wdech...wydech. Szybko wrzuciłam resztę ubrań do szafy,a wybrane ciuchy starannie ułożyłam na łóżku. Następnie udałam się do łazienki i stanęłam przed lustrem. Nie wiedziałam jak mam się uczesać,czy umalować..ech..życie dziewczyny to istny horror. W końcu zdecydowałam się na taką bardziej "ostrą" fryzurę i mocny makijaż. Czyli już wszystko mam obmyślone,pozostaje tylko wcielić te pomysły w życie. Tak więc najpierw ponownie wzięłam kąpiel,tym razem z bąbelkami i olejkami aromatycznymi. Kiedy skończyłam owinęłam się ręcznikiem i wyjrzałam zza drzwi łazienki,aby sprawdzić,czy mój cudowny kuzyn znowu nie siedzi u mnie w pokoju. Tak,tak..wiem..przesadzam,ale cóż. Kiedy uzyskałam pewność,że nikogo nie ma wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka. Przebrałam się szybko w wybrane ciuchy a stare wrzuciłam do prania,ponieważ były spocone po bieganiu. Następnie wróciłam do łazienki i zrobiłam sobie fryzurę i makijaż. Wyglądałam tak:

Zadowolona z osiągniętego efektu wyszłam z łazienki i spakowałam komórkę,bilet,wejściówkę oraz portfel do małej,czarnej torebki. Następnie spojrzałam na zegarek. 18:30. Cholera! Obym zdążyła! Czym prędzej wybiegłam z pokoju i oznajmiłam wszystkim,że wychodzę na koncert. Zgodzili się także opuściłam dom i jak najszybciej ruszyłam w odpowiednim kierunku.

****

Na miejscu byłam 25 minut później. Czyli miałam jeszcze 5 minut do koncertu. Tak więc zajęłam miejsce dla vipów (Wow.:D). Na szczęście koncert będzie miał miejsce na powietrzu. Zawsze wolałam szaleć na dworze niż dusić się w sali. Spojrzałam na publiczność i mnie zatkało. Było chyba z 10 tysięcy ludzi. Jak to możliwe,że Justin ma tyle fanów w tej małej wiosce? Pewnie niektórzy zjechali się z okolicznych miast,bo to nie możliwe,żeby wszyscy byli stąd. Przerwałam rozmyślania,ponieważ ogłuszył mnie wielki krzyk i pisk. Spojrzałam na scenę. No tak..zza kulis wyszedł właśnie Justin i jego gitarzysta. Z uśmiechem zajął miejsce na stołku i spoglądał  na swoich fanów. Kiedy zauważył mnie o mało oczy nie wyskoczyły mu z orbit. Czyli Usher nic nie wspomniał,że mam zamiar tu przyjść? W sumie to nawet lepiej. Obecnej miny Biebera nigdy nie zapomnę. Kiedy już wreszcie trochę się ogarnął uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam ten gest lekko speszona. Po chwili Justin przywitał się z fanami i powiedział coś na ucho gitarzyście. Ten wstał i udał się za kulisy. Następnie ustawił kolejny stołek i sam na nim usiadł. Nie rozumiałam co się dzieje,jednak i tak byłam strasznie szczęśliwa,że znowu widzę Justina i najwyraźniej on nie gniewa się na mnie. Po chwili zaczęły rozbrzmiewać pierwsze dźwięki gitary,a Justin zaczął śpiewać po kolei piosenki z nowej płyty. Wszyscy bawili się świetnie,aż Justin wypowiedział coś,co o mało nie zwaliło mnie z nóg.
-A teraz chciałbym zaprosić tu na scenę,najcudowniejszą dziewczynę,jaką kiedykolwiek spotkałem. Selena,zapraszam Cię!-krzyknął do mikrofonu a mnie dosłownie zatkało. Beliebers zaczęły piszczeć jak opętane,a ja speszona wstałam z miejsca i weszłam po schodkach na scenę. Justin wstał z miejsca,złapał mnie za rękę i z wielkim uśmiechem podprowadził do stołka przyniesionego wcześniej przez gitarzystę. Usiadłam na nim,a Justin za chwilę już siedział obok mnie i przemówił ponownie:
-A teraz zaśpiewam moją najnowszą piosenkę. Śmiało mogę rzec,że moją ulubioną,ponieważ napisałem ją z myślą o Sel. Selena...to dla Ciebie.-i w tej samej chwili gitarzysta zaczął grać dobrze znaną mi melodię. Kiedy pierwszy raz odkryłam tą piosenkę uzależniłam się od niej. Kiedy tylko miałam czas włączałam komputer i słuchałam jej. Znałam tę piosenkę na pamięć.
Justin zaczął śpiewać cały czas patrząc mi głęboko w oczy. Po chwili odważyłam się i zaczęłam śpiewać razem z nim. To było piękne. W tej chwili dla nas nic się nie liczyło. Byliśmy tylko my. My i nasza piosenka. Kiedy piosenka dobiegła końca po prostu rozpłakałam się. Justin uśmiechnął się do mnie,wstał,podając mi rękę. Również wstałam i stanęłam na przeciwko niego. 
-Selena..teraz chciałbym się Ciebie o coś zapytać.
Kiwnęłam głową na znak,że rozumiem i ze łzami w oczach czekałam aż zacznie.
-Tak więc,Sell..ja wiem,że mam wady. Nie jestem idealny. Wiem,że wiele razy Cię zraniłem i naprawdę jest mi przykro. Mam nadzieję,że kiedyś mi to wybaczysz. Ale chcę,chcę żebyś wiedziała,że..dla mnie to właśnie TY jesteś idealna. Zrozumiałem to już tego samego dnia kiedy się poznaliśmy. Od początku wydawałaś mi się wyjątkowa. Jesteś moją księżniczką,moim słońcem i całym moim życiem. Czy...zostałabyś moją dziewczyną?
Słysząc to rozkleiłam się na dobre. Justin był...taki..uroczy. I nie do wiary,że kochał właśnie mnie. Byłam pewna,że na to nie zasługuję,ale ja też go kocham i nic na to nie poradzę. 
Byłam już cała zapłakana. Makijaż zaczął mi się rozmazywać,a Justin nadal patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. 
-Tak..-szepnęłam wzruszona i zobaczyłam jak mu ulżyło. W jego oczach tańczyły teraz wesołe iskierki szczęścia,które tak kochałam.
Nic więcej już więcej nie mówiąc po przytuli mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w tors MOJEGO (Jak to cudownie brzmi.;)) chłopaka i zaczęłam wąchać jego cudowne perfumy. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie stało się coś,czego ani on, ani ja nie spodziewaliśmy się zupełnie. Mianowicie nagle usłyszeliśmy strzał. Zszokowana odwróciłam się w stronę z której usłyszałam owy dźwięk. I w tym momencie dosłownie mnie sparaliżowało. Pocisk leciał prosto na mnie. W mgnieniu oka Justin stanął przede mną. Osłonił mnie własnym ciałem,a ja nie wiedziałam co mam zrobić..
Wszytko widziałam teraz w zwolnionym tempie. W stronę Justina biegło już trzech jego ochroniarzy,ale niestety było za późno. Justin oberwał pociskiem w klatkę piersiową i upadł na ziemię. Widziałam jak ochroniarze wreszcie do niego podbiegają i starają się mu pomóc. Ochroniarze stojący przy wejściu zaczęli gonić co sił w nogach sprawcę,a reszta zaczęła bezpiecznie wyprowadzać Beliebers z pomieszczenia. Ja natomiast padłam na kolana przy Justinie.
-Justin,proszę! Nie poddawaj się! Nie możesz tego zrobić! Spójrz na mnie! Proszę,Justin!-krzyczałam ile sił w płucach. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Dlaczego to musiało się stać?! Co jeśli Justin...nie! To nie może się tak skończyć! Patrzyłam na niego cała zalana łzami. Makijaż miałam doszczętnie rozmazany,ale nie obchodziło mnie to. Teraz jedynie Justin zajmował moje myśli. Dotknęłam jego policzka i szepnęłam.
-Justin,kochanie..nie zostawiaj mnie...
Chłopak w tej samej chwili otworzył oczy,spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i szepnął dotykając lekko mojej dłoni.
-Nigdy Cię nie zostawię,skarbie..kocham Cię..-i po tych słowach znowu odpłynął,a ja rozpłakałam się jak małe dziecko....


****

Hej! :D Oto 26 rozdział. Hmm..starałam się dodać dreszczyk emocji w tej końcówce,ale mi nie wyszło.;x Nie jestem najlepsza w opisywaniu scen akcji,mam jednak nadzieję,że Wam się spodoba. Męczyłam się nad tym rozdziałem strasznie długo,no ale wreszcie napisałam.;)
PS. Dziękuję za ostatnie 14 komentarzy i ponad 6000 wyświetleń.;)
KOCHAM WAS! ;*

Pozdrawiam.<3
GoŚka.; ] 

Czytasz=Komentujesz.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 25

"Tak strasznie Cię kocham...."



[Oczami Seleny]


I co ja mam teraz zrobić? Dać mu tak zwyczajnie odejść? Kurwa,Selena ogarnij się. Miałaś o nim zapomnieć-skarciłam siebie w myślach. Ale z drugiej strony ten pocałunek był taki...magiczny. Takiego uczucia jeszcze w życiu nie doświadczyłam. UGH,Kurwa mać! Dość. Muszę się wreszcie ogarnąć i zacząć w końcu żyć normalnie,jak każda dziewczyna. Czas uwolnić się od Justina i pomyśleć o przyszłości,a nie być wiecznie  przygniatana  przez bagaż przeszłości.
Powoli odwróciłam się i zamierzałam wejść do domu,kiedy zatrzymała mnie wściekła Samantha

-Sel,do cholery! Co ty wyrabiasz,ja się pytam?!
-Co ja wyrabiam? Co ty wyrabiasz?! Jak mogłaś Sam?! Przecież doskonale wiesz,że chcę o nim zapomnieć,a ty bezczelnie knujesz coś z nim za moimi plecami! 
-Ja po prostu chcę,żebyście się wreszcie pogodzili! 
-To nie jest twoja sprawa i proszę Cię,żebyś więcej się do tego nie wtrącała!
-Ale ja tylko chcę,żebyś była szczęśliwa!-wypaliła na co ja tylko prychnęłam.
-Według Ciebie tak wygląda szczęście?!
-Kurwa mać! Selena przejrzyj w końcu na oczy! Nie widzisz ile on dla Ciebie robi?! On Cię kocha,kretynko!
-Tak,oczywiście,że on mnie kocha.-powiedziałam sarkastycznie,jednak Sammy chyba tego nie wyczuła bo uśmiechnęła się lekko.-Tak bardzo mnie kocha,że całował się w parku z inną!-dodałam po chwili i zła jak osa weszłam do domu. Na moje nieszczęście tuż przy drzwiach wpadłam na Brandona,który właśnie szedł do kuchni. 
-Uważaj jak łazisz!-warknęłam i kiedy spojrzał na mnie ze zdziwieniem zmieszana spuściłam głowę w dół i szepnęłam lekko zawstydzona:
-Przepraszam.
-Nic się nie stało.-odparł z uśmiechem.-coś się stało?
-Zapytaj swojej siostry to się dowiesz.-syknęłam jadowicie i udałam się do swojego pokoju. Natychmiast padłam na łóżko. Nic mi się nie chciało. Nadal czułam na ustach smak malinowych warg Justina. Rozmarzona dotknęłam opuszkami palców moich warg przed oczami nadal mając tą scenę na ulicy. Jak to możliwe,że tylko Justin działał na mnie w ten sposób? Jak to możliwe,że zakochałam się w chłopaku,którego jeszcze tak niedawno nienawidziłam? Moje życie jest nieźle poplątane. Zastanawiałam się nad słowami Sammy. Czy Justin naprawdę mnie kochał? Czy faktycznie przyjechał tu tylko ze względu na mnie? W ogóle to skąd on wiedział gdzie jestem? Ech..tyle zadawałam sobie pytań,jednak na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Chciałabym porozmawiać z Justinem,jednak moja chora duma nie pozwalała mi na to. Wściekła na samą siebie uderzyłam pięścią w poduszkę. Dlaczego ja muszę być taka głupia? Niby chcę pozwolić Justinowi wszystko wyjaśnić,jednak kiedy go widzę nie potrafię opanować swoich emocji. Raz na niego wrzeszczę a raz się z nim całuję. Jestem kompletną idiotką. Powinni zamknąć mnie w psychiatryku i raz na zawsze porządnie wyleczyć. Z westchnieniem powoli wstałam z łóżka i coś mnie tknęło,żeby zajrzeć do pokoju Samanthy. Tak więc najciszej jak mogłam weszłam na balkon i przeszłam na balkon mojej kuzynki. Teraz to ja czuję się jak jakiś tarzan czy coś w tym rodzaju. Na szczęście odległość między balkonami nie była zbyt duża i z łatwością znalazłam się w pokoju Sam. Dlaczego nie weszłam drzwiami? Odpowiedź jest prosta. Od lat,gdy blondynka tylko wychodziła z domu zamykała swój pokój na klucz w obawie,że Brandon tam wparuje i zrobi jej istny bajzel. Uwierzcie,znam go i jest zdolny do wszystkiego. 
Podeszłam do półki gdzie stały jej płyty. Mam wrażenie,że ona kolekcjonuje płyty każdego artysty,ponieważ było ich tam chyba z tysiąc. Jednak w końcu znalazłam to,czego szukałam. Wzięłam płytę z półki i odwróciłam ją. Spojrzałam na listę piosenek.

-"All Around The World"
-"Boyfriend"
-"Take You"
-"Right Here"
-"Catching Feelings"
-"Fall"
-"Die In Your Arms"
-"Thought Of You"
-"Beauty And A Beat"
-"One Love"
-"Be Arlight"
-"Believe"
-"Out Of Town Girl"
-"She Don't Like The Lights"
-"Maria" -przeczytałam każdy tytuł piosenki z nowej płyty Justina. Każdą znałam i to aż za dobrze. Ostatnio często słucham tych piosenek chcąc usłyszeć ten jego magiczny głos. Jedyny w swoim rodzaju. Kiedy miałam pewność,że to już wszystkie piosenki chciałam odłożyć płytę na miejsce jednak coś przykuło moją uwagę i ponownie odwróciłam płytę. Spojrzałam na sam dół i widniał tam jeszcze jeden tytuł,kompletnie mi nie znany. Nie rozumiałam dlaczego. Przecież kiedy tylko do internetu wyciekły jego piosenki przesłuchałam je wszystkie,co do jednej. Jak to możliwe,że jedną pominęłam? Owy tytuł brzmiał tak:
-"As Long As You Love Me".
Już sam tytuł sprawił,że moje serce zaczęło bić szybciej. Bez wahania podeszłam do magnetofonu i włożyłam płytę do środka. Przewinęłam do ostatniej piosenki i wcisnęłam "play". Kiedy usłyszałam cały utwór do moich oczu napłynęły łzy. Ta piosenka była..była cudowna. Widać,że Justin włożył w nią całe swoje serce i wyraził swoje najskrytsze uczucia. W mgnieniu oka łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Złapałam opakowanie płyty w dłonie i spojrzałam na okładkę. Pogłaskałam ją kciukiem i szepnęłam jedynie:
-Tak strasznie Cię kocham....
Wiedziałam jedno. Jeżeli Justin jeszcze będzie chciał ze mną porozmawiać pozwolę mu wszystko wyjaśnić i niezależnie od tego co mi powie wybaczę mu. Wybaczę mu wszystko. Teraz wiem,że on na pewno jest tego warty. Intuicja podpowiadała mi,że ta piosenka ma jakiś związek ze mną. Z westchnieniem wyjęłam płytę i włożyłam ją z powrotem do opakowania i odłożyłam na miejsce. Następnie "uciekłam" z pokoju Samanthy w ten sam sposób jak do niego weszłam. Kiedy byłam już u siebie postanowiłam przejść się na zakupy i przygotować jakiś obiad. Chciałam choć trochę obciążyć ciocię i wujka,którzy całe dnie spędzali na farmie ciężko pracując. Tak więc wzięłam do ręki torebkę i wyszłam z domu zamykając go na klucz,ponieważ nikogo nie było w domu. Postanowiłam pójść do jakiegoś spożywczaka. Akurat był tuż za rogiem,więc nie miałam aż tak daleko. Z uśmiechem na ustach ruszyłam w odpowiednim kierunku. Weszłam do środka i zaczęłam wybierać potrzebne produkty spożywcze. Kiedy skończyłam zakupy zapłaciłam i wyszłam ze sklepu obładowana siatkami. Powoli ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy byłam już mniej więcej w połowie poczułam,że ktoś bardzo rozpędzony wpada na mnie. Nie mogąc złapać równowagi upadłam na chodnik rozwalając zakupy. Sprawca tego wypadku natychmiast zatrzymał się i spytał przerażony:
-Matko,przepraszam! Nic Ci nie jest?
-Nie,nic się nie stało. Wszystko w porządku.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Zamurowało mnie. Sprawcą tego wydarzenia okazał się nijaki David Henrie.
-OMG,Selena! Cześć! Naprawdę bardzo przepraszam. Nie zauważyłem Cię.-odparł zmieszany i pomógł mi wstać,a następnie w oka mgnieniu pozbierał zakupy z ziemi.
-Cześć David. Po raz drugi mówię,że nic się nie stało.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Dokąd tak maszerujesz?
-Wracam właśnie z zakupów. A ty?

-A ja postanowiłem wreszcie o siebie zadbać. Właściwie to Vanessa mnie do tego zmusiła no i zacząłem uprawiać jogging.
- I bardzo dobrze. Zawsze powtarzam,że sport to zdrowie.
-Naprawdę? A może jutro wybrałabyś się ze mną?
-Chętnie. O której i gdzie się spotkamy?
-Jutro o 10:00 będę czekał na Ciebie przed domem,spoko?
-Jasne.
-Odprowadzić Cię do domu?
-Okej...a tak właściwie to może gdzieś się przejdziemy?
-W sumie czemu nie. 
-Tylko najpierw muszę odnieść zakupy do domu.
-Wiadomo. Chodź.-powiedział z uśmiechem i razem z nim udałam się do domu. Czy wspomniałam już,że coraz lepiej się z nim dogaduję? Tak. Mam wrażenie,że niedługo stanie mi się tak bliski jak Taylor. Kiedy byliśmy już pod moim domem ja weszłam do środka a on obiecał,że poczeka na zewnątrz. Udałam się do kuchni i w pośpiechu rozpakowałam wszystkie zakupy. Kiedy skończyłam wyleciałam z domu jak strzała. Dopiero teraz zdołałam dostrzec ukryte piękno Davida. Skromny,biały podkoszulek podkreślał jego idealnie wyrzeźbione ciało a jego delikatnie rozczochrane włosy tylko dodawały mu jeszcze więcej uroku. Przygryzłam dolną wargę a chłopak zaśmiał się na ten widok.
-To..gdzie idziemy?-wypaliłam bez ładu i składu.
-Nie wiem. Może po prostu się przejdziemy?
-Dobry pomysł.
Po tych słowach oboje poszliśmy w stronę wielu łąk i pól. Tam zawsze jest tak spokojnie. Idealne miejsce na zebranie myśli i uspokojenie nerwów. Spacerowaliśmy powoli,no bo przecież kto nas poganiał?
-A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.-odezwał się po dłuższej chwili brunet,a ja poczułam,że moje policzki nabierają koloru.
-Dzięki..ty..ty też świetnie wyglądasz.
Uśmiechnął się pod nosem i już nic nie odpowiedział.
W końcu udało nam się nawiązać wspólny kontakt i zaczęliśmy gadać jak najęci. Muszę przyznać,że naprawdę świetny z niego chłopak. Wspaniale się ze sobą dogadujemy co tylko mnie cieszy. Po godzinnym spacerze wróciliśmy do punktu wyjścia,czyli do mojego domu. 
-To co? Do jutra?
-Jasne.
Z uśmiechem przybiliśmy sobie piątkę i gdy chłopak miał już odejść nagle zawrócił i szepnął mi do ucha:
-Zapomniałem o czymś.-po tych słowach spojrzałam na niego zdziwiona.
-O czym?
I wtedy poczułam jego wargi na swoim policzku. Niestety nie przeszedł mnie ten sam prąd,kiedy to Justin tak się zachował jednak czy tak czy tak uśmiechnęłam się lekko.
-No teraz mogę iść. Do jutra.-odpowiedział z uśmiechem i odszedł.
-Papa.-szepnęłam i dotknęłam opuszkami palców swojego policzka...


****

Hej! :D Oto 25 (Już,lub dopiero.:D) rozdział. Miałam dodać go trochę później,jednak nieoczekiwanie wena mnie złapała no i napisałam.:D Mam nadzieję,że Wam się spodoba. Czekam na wasze komentarze. A właśnie..apropo komentarzy. Dziękuję za ostatnie 14! O.O Jestem w szoku,naprawdę. Mam nadzieję,że teraz będzie już tylko więcej. :D Kocham Was! ;*

Pozdrawiam.<3
GoŚka.; ]
PS. Serdecznie zapraszam Was na bloga mojej koleżanki,która dopiero dzisiaj rozpoczęła swoją blogerską przygodę: http://because-i-loved-youx3.blogspot.com/ ; )

Czytasz=Komentujesz.





piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 24

"A myślisz,że dla kogo ja tu kurwa przyjechałem?!"



[Oczami Seleny]:


Nastał ranek. 9 listopada 2013 r. Sobota. Nareszcie! Wstałam dopiero o 10:00. W końcu jest weekend i można się wyspać,nie? ; D. Tak więc jak codziennie rano wstałam z łóżka i udałam się do swojej [:D] łazienki. Wzięłam relaksującą kąpiel,którą chciałam wziąć już od dawna. W tygodniu jednak nie mam na to za bardzo czasu,więc pozostaje mi to robić tylko w weekend. Po tej relaksującej kąpieli wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i spojrzałam w lustro. To co zobaczyłam...chyba po raz pierwszy w życiu byłam w pełni zadowolona ze swojego wyglądu tuż po przebudzeniu. Włosy miałam tylko lekko potargane,i na szczęście nie miałam żadnych sińców pod oczami. No i oczywiście uśmiech,który od rana nie znikał z mojej twarzy. Dlaczego? Nie wiem. Może to dlatego,że wreszcie udało mi się choć trochę zapomnieć o Justinie i tym wszystkim? Oczywiście nigdy nie zapomnę o nim całkowicie. Moje uczucie do niego jest silniejsze,żeby całkiem o Nim zapomnieć. Ale mimo wszystko jestem zadowolona. W szkole nie jest najgorzej chociaż i tak tęsknię za moimi przyjaciółmi. Chciałam do nich wrócić jednak za bardzo się bałam,że jeśli spotkam ponownie Justina cały ból powróci. Nie,nie byłam na to gotowa. 

Wyrwałam się z rozmyślań i zauważyłam,że ręcznik się ze mnie zsunął. Zaczerwieniłam się lekko i szybko go podniosłam. Popadam w lekką paranoję,ponieważ ciągle mam wrażenie,że Justin znowu siedzi na drzewie za oknem i na mnie patrzy. Ponownie owinęłam się ręcznikiem i umyłam zęby. Następnie wyszłam z łazienki i szybko przemknęłam do swojego pokoju. Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej jakieś odpowiednie ubrania. Następnie znowu udałam się do łazienki i szybko przebrałam się w wybrany zestaw. Kiedy już byłam ubrana stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać włosy. Wyprostowałam je lekko prostownicą i po prostu rozpuściłam. Jeżeli chodzi o makijaż również za bardzo się nie wysilałam. Na usta nałożyłam mocno różowy błyszczyk a brwi i rzęsy musnęłam czarną kredką. Efekt końcowy był taki:

Z uśmiechem na ustach wyszłam z łazienki i zeszłam po schodach. W kuchni zastałam tylko Samanthę. Podeszłam do niej na palcach i zaczęłam od tyłu łaskotać ją po brzuchu. Blondynka momentalnie wybuchnęła śmiechem.

-Selena! Przestań!-ledwo co wydusiła z siebie przez śmiech. Połaskotałam ją jeszcze chwilkę i przestałam.

-Skąd wiedziałaś,że to ja?
-No bo tylko ty oprócz mnie jesteś w domu.-zaśmiała się.
-Jak to?
-Normalnie. Rodzice pojechali na farmę a Brandon poszedł z kolegami na kosza.-odparła z uśmiechem.
-Aaa...no to jesteśmy same,tak?
-No tak....-urwała i dodała po chwili  z wahaniem-Selly?
-Hmm?-odezwałam się smarując chleb dżemem wiśniowym.
-Poszłabyś ze mną dzisiaj na miasto?
-Jasne! Przecież nie będę siedzieć cały dzień w domu.
-Dzięki!-powiedziała radosna i przytuliła się do mnie. Odwzajemniłam uścisk po czym wróciłam do robienia kanapki.
-A gdzie konkretniej chciałabyś pójść?
-Sama nie wiem...znaczy...najpierw z chęcią poszłabym do sklepu muzycznego...Just...-zaczęła i natychmiast zamilkła spojrzałam na nią domagając się,aby kontynuowała.
-Znaczy się chciałabym kupić płytę muzyczną,która została niedawno wydana. Akurat autor tej płyty będzie dzisiaj ją podpisywał.
-Aha. Okej. No to pójdziemy tam razem. Co mi szkodzi..hehe..
-Świetnie.-odparła zadowolona,ucałowała mnie w policzek i wyszła.
Natomiast ja skończyłam właśnie robić sobie kanapki i nalałam do szklanki soku owocowego. Ze śniadaniem opuściłam kuchnię i udałam się do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Weszłam na gg i zobaczyłam,że Taylor jest dostępny. Uśmiechnęłam się pod nosem i biorąc pierwszy kęs kanapki napisałam do niego:

S: Heeej, Lautner! ;D
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Odpisał po kilku sekundach.
T: Cześć,Gomez! ;*
S: Co tam? ;D
T: Nudnoo bez cb.;x
S: Heh..;p Ale ja pytam na poważnie.
T: No ale ja poważnie odpowiadam.
S: Mhm.;p
T: No tak! Nuda jak cholera! Nie mam z kim pograć w kosza,ten Nick to taki sztywniak..yhhh...ciągle by tylko wkuwał tą zasraną biologię..
S: To chyba dobrze,że się dobrze uczy.;p
T: Ty też się dobrze uczysz,a dla mnie zawsze miałaś czas.; <
S: Heh..racja. Obiecuję,że kiedyś to nadrobimy.;-D
T: Wracasz? O.O
S: Nie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale też nie mówię,że nie wrócę w ogóle.
T: No weeź..;x Powiedz przynajmniej dlaczego wyjechałaś...
S: Taylor to...to jest zbyt prywatna sprawa,żeby o tym mówić.
T: Sell..ufasz mi chyba,co?
S: No jasne,że Ci ufam,ale ciężko mi jest o tym mówić.
T: To przez Justina,mam rację?
W tym momencie mnie zatkało. Jak on się tego domyślił?
S: Yyy..no tak. 
T: Wiedziałem,że on ma coś z tym wspólnego! Zabiję go tylko jak wróci! -.-
S: Taylor,nie wygłupiaj się...moment..to on gdzieś wyjechał?
T: Nie wiem,ale najprawdopodobniej tak. W szkole nie ma go już od dłuższego czasu. W domu chyba też nie bo poszedłem tam z jego przyjacielem Chrisem (Spoko koleś.:D) dać mu lekcje a jego matka powiedziała,że go nie ma i nie wie kiedy wróci..
S: Aha...no nic...ja muszę lecieć. Idę z kuzynką na miasto. Pa.;*
T: Narka.;*
Wylogowałam się z gg i wyłączyłam komputer. Zjadłam do końca kanapki i wypiłam sok.
Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Włożyłam naczynia do zmywarki i w tym momencie weszła Sammy.
-To co,Sell...idziemy?
-Tak wcześnie?
-A na co czekać? O 11:00 będzie ten piosenkarz,a już jest za dziesięć.
-Aa..spoko...chodźmy więc..heh...
Razem z kuzynką wzięłyśmy torebki po czym wyszłyśmy z domu. Sammy zostawiła rodzicom karteczkę,aby się o nas nie martwili. Ruszyłyśmy w stronę sklepu muzycznego. Kiedy doszłyśmy na miejsce byłam w szoku. Nie do wiary jaki był tam tłum!
-To może ja poczekam tutaj,co?-spytałam ponownie spoglądając na olbrzymie tłumy.
-Nie,idziesz ze  mną.-powiedziała stanowczo Sam i pociągnęła mnie za rękę do środka. Poszłam za nią. Miałam inne wyjście? Nie. Jak moja kuzynka jest uprze to nic jej nie przekona.
Po chwili przeciskania się przez tłum wrzeszczących nastolatek wreszcie znalazłyśmy się w środku. Sammy najwyraźniej dostrzegła na półce upragnioną płytę bo podbiegła do jednej z półek jak szalona. Po chwili szeroko uśmiechnięta wróciła do mnie z płytą w ręku. Kiedy spojrzałam na okładkę byłam w szoku. 

"JUSTIN BIEBER - Believe." - przeczytałam w myślach i zamurowało mnie. Uhh..mogłam się domyślić,że to o tę płytę chodzi Sam. Nagle przypomniały mi się słowa,które wypowiedziała dzisiaj rano.

"-Akurat autor tej płyty będzie dzisiaj ją podpisywał..." - O nie,nie,nie,nie....to nie może być prawda. Czy to znaczy,że....?

Nie zdążyłam dokończyć owej myśli bo nagle w drugim pomieszczeniu,gdzie dziewczyny piszczały jak szalone ujrzałam....JUSTINA. No ładnie..moja własna kuzynka spiskuje z Justinem za moimi plecami. W pewnym momencie szatyn mnie zauważył i uśmiechnął się szeroko. Natomiast ja czułam jak od środka rośnie we mnie wściekłość. Co on sobie do jasnej cholery wyobrażał?! Przecież ja właśnie po to wyjechałam,żeby móc o nim zapomnieć a on jak na złość tu przyjeżdża!
Poczułam,jak ten cały ból do mnie powraca a w oczach zbierają mi się łzy. Nie mogłam tego wytrzymać,dlatego z trudem wybiegłam ze sklepu i zaczęłam biec w stronę domu. Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach,jednak ja miałam to w nosie. Kiedy byłam już prawie w domu poczułam,że ktoś łapie mnie mocno za nadgarstek i odwraca. Kiedy stanęłam z tą osobą twarzą w twarz zobaczyłam,że to nikt inny jak Bieber. Spojrzałam na niego spod byka.
-Co ty tu robisz?!-syknęłam.
-Jestem.-odparł spokojnie.
-Zostaw mnie.-warknęłam i chciałam mu się wyrwać,jednak on okazał się być silniejszy.
-Uspokój się.
-Nie mam zamiaru-odpowiedziałam i chciałam jeszcze coś dodać,ale nie zdążyłam bo on znowu dosłownie przyssał się do moich warg. Na początku chciałam go odepchnąć jednak po chwili to uczucie minęło. Teraz owładnął mną bardzo przyjemny stan. Stan radości i rozkoszy. W końcu zdobyłam się na odwagę i zaczęłam oddawać jego pocałunki co zachęciło go do większych pieszczot. Czułam się jak w siódmym niebie a w brzuchu czułam miliony motylków. Jeszcze żaden facet nie doprowadzał mnie do takiego stanu zaledwie po jednym pocałunku. Justin powoli uwolnił moje nadgarstki i objął mnie swoimi silnymi ramionami w pasie a ja odważyłam się go objąć za szyję. I tak staliśmy całując się chyba ponad dziesięć minut. Nie chciałam przerywać. Chciałam już czuć się tak zawsze,jednak kiedy poczułam,że za chwilę stanie się coś,czego oboje będziemy żałować z trudem postanowiłam to przerwać tak więc oderwałam się od niego i wyplątałam się z jego objęć. Spojrzał na mnie zdziwiony jak i rozczarowany. 
-Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Wracaj do swoich fanek a mnie zostaw raz na zawsze w spokoju!-wypaliłam.
-A myślisz,że dla kogo ja tu kurwa przyjechałem?!-uniósł się. Po raz pierwszy mówił do mnie takim tonem. 
-Nie wiem i szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi! Możesz wracać,nikt Cię tu nie trzyma..
-DLA CIEBIE!-wrzasnął tak głośno i to automatycznie zamknęło mi usta.
-Tak,przyjechałem tu dla Ciebie i nie wyjadę stąd dopóki mnie nie wysłuchasz i nie wybaczysz. Możesz być tego pewna.-odparł twardo,odwrócił się i zostawił mnie osłupiałą na środku chodnika....


*****

Hej! :D A oto 24 rozdział. Hmmm....wydaje mi się on krótki,także wybaczcie,ale musiałam skończyć w tym momencie.;D Mam nadzieję,że mimo wszystko rozdział przypadnie Wam do gustu chodź w najmniejszym stopniu. ; )

Pozdrawiam.<3

GoŚka.; ]


Czytasz=Komentujesz.







wtorek, 2 lipca 2013

Sto Lat,Ashley! ;*

Siemka! ;* 

Zapewne jak wszyscy zdążyli już zauważyć i jak wczoraj o tym wspominałam piękna Ashley Tisdale,świetna piosenkarka i aktorka i przy okazji jedna z bohaterek opowiadania ma dzisiaj urodziny! :D Cieszycie się? Bo ja bardzo. :D Tak więc,życzę naszej kochanej Ash wszystkiego co najlepsze.;D (Wiem,że i tak tego nie przeczyta,ale co tam. xd) Sto Lat,Ashley! ;*



PS. Dziękuję za ponad 5000 wyświetleń! ;* Kocham Was! ;*
Pozdrawiam.<3
Wasza GoŚka.; ]