piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 37.

"Wybaczysz mi?"


*Oczami Demi *

Dzwonię już chyba z 10 raz a ona nie odbiera! Co się z nią do licha ciężkiego dzieje? Miałyśmy iść dzisiaj razem do sklepu żebym mogła kupić prezent urodzinowy dla siostry,a ona ciągle nie odbiera! Komórkę zgubiła czy co?
Nie,cholera idę do niej!-postanowiłam w myślach po czym szybko zbiegłam po schodach. W biegu wrzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Coś musiało się stać,to nie jest normalne. Ona zawsze odbierała. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się,żeby komórka jej się rozładowała. Zawsze sprawdza przed wyjściem stan jej baterii. Na samą myśl o tym przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się rezydencją Gomezów. Drzwi były otwarte na oścież tak jakby ktoś z pośpiechu zapomniał je zamknąć. Ten fakt tylko utwierdził mnie w przekonaniu,że stało się coś złego. Czym prędzej wparowałam do środka.
-Sell?! Selena,jesteś?! - krzyknęłam,a odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Dziwne. Powinna być w domu. Jej buty i kurtka były w przedpokoju. Najszybciej jak tylko umiałam wbiegłam na górę sprawdzając każdy zakamarek. Nic. Pozostał mi ostatni pokój. Sypialnia pana Ricarda i jego nowej dziewczyny. Kiedy tam weszłam zobaczyłam Selenę która leżała na podłodze. Przerażona podbiegłam bliżej,a widok,który ujrzałam wprawił mnie w jeszcze większe przerażenie. Selly była nieprzytomna,a wokół niej z każdą sekundą powiększała się czerwona plama krwi. Zatkałam sobie usta,aby nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Boże mój,co tu się do cholery stało?!-pytałam się nieustannie w myślach padając obok Selly na kolana,szybko sprawdzając jej puls. Wyczułam go,jednak był on coraz słabszy.
-Cholera jasna!-wrzasnęłam na cały głos i poderwałam się na równe nogi. Podbiegłam do komody na której leżał telefon stacjonarny szybko wykręciłam odpowiedni numer i wezwałam pogotowie,następnie zajęłam miejsce obok Selly trzymając ją za rękę. Ona musi przeżyć,musi!


****

*Oczami Alyson*

Jak ona mogła mi to zrobić?! No jak?! Myślałam,że mogę jej zaufać,nie wyobrażacie sobie jak bardzo się myliłam. Selena miała rację,że Miley to fałszywa i mściwa świnia. Jak on mógł dać jej się omotać?! Jak ona mogła mi go odbić?! Ech,za dużo pytań,a za mało odpowiedzi. Jak ja mogłam być taka głupia i też dać się owinąć tej żmii wokół palca zostawiając moją kochaną,młodszą siostrzyczkę? Zachowałam się jak ostatni cham i nie zdziwię się,jeżeli teraz Selena zostawi mnie na lodzie. Jestem co do tego pewna,jednak muszę ją przeprosić. Właśnie wybieram się do niej z wizytą. Jechałam na rowerze,aby znaleźć się u niej jak najszybciej. Wyrzuty sumienia nie opuszczały mnie nawet na chwilę. Na pewno bardzo ją zawiodłam. Nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu. Tak bardzo tego żałuję...

Kiedy dojechałam pod właściwy adres wmurowało mnie w ziemię. Pod domem Selly stała karetka,a trzech lekarzy właśnie wywieźli na noszach nikogo innego jak Selenę! Widząc całe zajście łzy napłynęły mi do oczu. Zaraz po nich z budynku wyszła równie roztrzęsiona Demi. Natychmiast do niej podbiegłam,lecz ona bez żadnych emocji po prostu mnie ominęła i ruszyła w kierunku pojazdu,do którego właśnie wkładali Selly.
-Demi,zaczekaj! Powiedz co się stało! -krzyknęłam cała we łzach łapiąc brunetkę za nadgarstek.
-Nie powinno Cię to obchodzić.-odpowiedziała jadowicie i wyrwała mi się,jednak ja nie zamierzałam odpuścić. Stanęłam jej na przejściu,chciała ponownie mnie ominąć,jednak ja jej na to nie pozwoliłam.
-Cholera jasna! Przestań się wydurniać i mów co się stało! Co z Seleną?!
-Ja się wydurniam?! No chyba ty! Nie udawaj,że obchodzi Cię co się z nią dzieje! W końcu ty już wybrałaś Cyrus,no śmiało! Leć do niej,a mnie i Selenę zostaw w spokoju z łaski swojej! - wydarła się na całe gardło i wbiegła do pojazdu,a ja bezradnie patrzyłam jak karetka odjeżdża na sygnale.


 Po chwili jednak ocknęłam się i szybko dosiadłam roweru i pojechałam za nią modląc się w duchu,aby nic jej się nie stało. Nigdy sobie tego nie wybaczę.


****

Na miejscu byłam już 10 minut później,oczywiście karetka dotarła tu przede mną. Szybko zaparkowałam rower najbliżej wejścia i wparowałam do środka. Podeszłam do recepcji jak najszybciej się dało. 
-Przepraszam panią.-zwróciłam się do kobiety siedzącej przy biurku. 
-Dzień Dobry. W czym mogę pomóc?-spytała uprzejmie skończywszy rozmawiać z kimś przez telefon.
-Chciałabym się dowiedzieć gdzie przebywa obecnie Selena Marie Gomez.-wydukałam w pośpiechu.
-Panna Selena przebywa obecnie na sali intensywnej terapii.-powiedziała i wskazała ręką na odpowiednie drzwi.
-Dziękuję.-odparłam pośpiesznie i udałam się w odpowiednim kierunku. Kiedy weszłam zauważyłam,że na poczekalni siedzi nadal roztrzęsiona Dem. Siedziała skulona na krześle i opierała się bokiem o ścianę. Głowę miała schowaną między kolana,a po korytarzu rozległ się jej cichy szloch. Szybko podeszłam do niej i po cichu przysiadłam obok. Nawet nie drgnęła. Delikatnie położyłam jej dłoń na ramieniu. Tym razem podziałało. Poczułam jak jej ciało zesztywniało a po chwili zdołałam dostrzec jej zapłakane i przerażone oczy. Kiedy mnie ujrzała zdziwiła się,jednak po chwili szybko poderwała się z miejsca i podeszła do szyby,która wychodziła na salę,w której obecnie przebywała Sel. Westchnęłam ciężko wstając z krzesła. Wiedziałam,że ona też ma do mnie żal. Kto wie,może nawet większy niż Selena. Od zawsze obie były bardzo blisko,jednak Selena zawsze powtarzała,że to ja jestem dla niej najważniejsza,a przynajmniej byłam. Niewykluczone,że Demi mogła być też o to zazdrosna,jednak nigdy nie okazywała tego typu oznak. Ponownie podeszłam do niej i położyłam jej dłoń na ramieniu,którą od razu strzepnęła.
-Wszystko będzie dobrze,nie martw się Dem.-szepnęłam po chwili patrząc na nią uważnie. Dziewczyna spuściła głowę w dół i nic nie mówiła. Zdołałam dostrzec kilka ogromnych,gorzkich łez spływających strumieniami po jej policzkach. Nieoczekiwanie,po chwili odwróciła się przodem do mnie.
-Czego ty jeszcze od nas chcesz,co?! Nie wystarczy Ci,że skrzywdziłaś Selenę najmocniej jak tylko się dało?! Znowu chcesz ją pociągnąć na samo dno?! Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Zostawiłaś ją zupełnie samą,wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebowała! Jesteś zwykłą świnią!-warknęła patrząc mi prosto w oczy,przeszywając mnie wzrokiem. Zabolało. Zabolało jak cholera,jednak wiedziałam,że ona ma rację. Moje zachowanie było dla Seleny ciosem po niżej pasa.
- Ja wiem,że to co zrobiłam jest niewybaczalne,podłe do obrzydliwości,jednak bardzo tego żałuję,i chcę to jakoś naprawić. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym cofnąć czas...ale niestety nie mogę. Proszę,daj mi jeszcze jedną szansę. Naprawdę nie chcę was stracić...
-Już nas straciłaś.-wycedziła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się ode mnie tyłem. Te słowa zabolały mnie bardziej niż jakiekolwiek inne,jednak dobrze wiedziałam,że zasłużyłam sobie na to. Pochłonięta myślami opadłam na krzesło i schowałam twarz w dłonie. Nie potrafię wyrazić słowami tego jak czuję się w tej chwili. Czuję się tak jakby w jednej chwili ktoś rozwalił moje serce na kilka kawałków. Przez swoją głupotę straciłam swoich przyjaciół. Tych,na których mi najbardziej zależy. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula,zdziwiona spojrzałam w bok. Tą osobą była właśnie Demi. Moje zdziwienie wzrastało z każdą chwilą.
-Przepraszam-wyszeptała- Zbytnio się uniosłam.
-Nic nie szkodzi.-odparłam ocierając mokre policzki.-W pełni sobie na to zasłużyłam. Jeszcze raz strasznie przepraszam...i..dziękuję,że byłaś przy niej kiedy...kiedy..kiedy..ja..odeszłam.
-Nie musisz mi za to dziękować. Czułam,że to mój obowiązek.
-Demi?
-Tak?
-Czy..czy jesteś w stanie chociaż trochę mi wybaczyć?-spytałam nieśmiało spoglądając na nią z wahaniem. Dziewczyna westchnęła ciężko przymykając powieki.
-Nie wiem.-odparła szczerze po chwili.-Jeżeli Selena Ci wybaczy,ja również to zrobię.
-Rozumiem.-odparłam i w tej samej chwili z sali wyszedł lekarz. Obydwie z Demi zerwałyśmy się z krzeseł jak poparzone.
-Jak ona się czuje?-zapytałam natychmiastowo stając naprzeciwko wysokiego bruneta.
-Było naprawdę bardzo niebezpiecznie,jednak stan Seleny z każdą minutą się poprawia. 
-Czy można do niej wejść?-zapytała Demi z nadzieją.
-Tak,oczywiście,tylko proszę zachować spokój.-powiedział lekarz i odszedł.
-Idź.-powiedziała Lovato wskazując na drzwi sali.
-Jesteś pewna?-zapytałam odwracając się tuż przy drzwiach. Dziewczyna pokiwała głową,a ja nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka.

****

*Oczami Seleny*

Powoli uniosłam swoje ociężałe powieki i natychmiast oślepiło mnie intensywne światło. Zamknęłam na chwilę oczy,by po chwili móc je normalnie otworzyć. Białe ściany i sufit i ten charakterystyczny zapach. Już wszystko wiem. Znajduję się w szpitalu,tylko co ja tutaj robię i jak się tu znalazłam?-pytałam się w myślach i po chwili syknęłam i złapałam się za głowę tym samym odkryłam,że jest ona zabandażowana w bandaż. Przymknęłam oczy próbując sobie coś przypomnieć i po chwili pamiętałam już wszytko.
Po chwili drzwi od mojej sali otworzyły się,a ja uniosłam lekko głowę,aby móc zobaczyć kto mnie odwiedził. To co ujrzałam wprawiło mnie w totalne osłupienie. W drzwiach stała Alyson Swift we własnej osobie. Nie ukrywałam zbytnio swojego zdziwienia.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
-Przyszłam.-odparła po cichu i usiadła obok łóżka,na którym leżałam.
-Po co?-syknęłam odwracając głowę w inną stronę.
-Bo chcę z tobą porozmawiać.
-Ze mną? Wydaje mi się,że Miley jest w tym dużo lepsza ode mnie..-uśmiechnęłam się ironicznie.
Blondynka westchnęła łapiąc mnie za rękę,którą natychmiast wyrwałam.
-Selly,ja tak strasznie żałuję tego co się stało. Tak bardzo mi głupio,nie wiem jak ja mogłam być taka naiwna i uwierzyć Miley,nie wiem jak mogłam tak bardzo Cię skrzywdzić..mój Boże,gdybym tylko mogła cofnąć czas...wiem,że zapewne mi nie wybaczysz,ale chcę,żebyś wiedziała,że bardzo Cię przepraszam i bardzo żałuję.-powiedziała próbując się przy mnie nie rozkleić.

-To wszystko?-szepnęłam wpatrując się w sufit. Aly nieśmiało pokiwała głową.
-To wyjdź.-powiedziałam z bólem wpatrując się w drugą stronę. Nie było mi łatwo to powiedzieć,jednak moja duma nie pozwalała mi postąpić inaczej.
-Tak jak myślałam..-szepnęła z bólem blondynka i wstała ruszając do wyjścia. Kiedy otwierała drzwi nagle coś we mnie pękło. W jednej chwili przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z nią. Z moją ukochaną siostrzyczką. I w tej jednej chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo mi jej brakowało. 
-Zaczekaj!-powiedziałam donośle,kiedy opuszczała moją salę. Gwałtownie zawróciła i z powrotem zajęła miejsce obok mnie.
-Tak?
-Ja...ja wiem,że tego żałujesz i wiem też,że nigdy nie zapomnę bólu jaki wtedy czułam,ale wiem też,że ból będzie większy jeżeli pozwolę Ci odejść,niż gdy Ci wybaczę,więc...wybaczam Ci.-powiedziałam uśmiechając się do niej.
-Wybaczysz mi?-spytała z niedowierzaniem.
-Tak.-szepnęłam radosna-No chodź tu!-krzyknęłam rozkładając ramiona,a blondynka w trybie natychmiastowym mnie przytuliła.



 Tego właśnie mi brakowało przez ostatni czas. Ukochanej przyjaciółki. Przyjaciółki,którą kocham całym sercem..

*****

Tadaam.:D Oto 37 rozdział. Wyszedł mi on trochę dłuższy,ale mam nadzieję,że się cieszycie z tego powodu. Ten rozdział chcę zadedykować mojej kochanej przyjaciółce,która na pewno długo czekała na ten rozdział.:) Droga Agnieszko:
Ostatnie zdanie jest w pełni kierowane ode mnie do Ciebie mimo tego,że wcielałam się w Sel. Obiecałam,że wszystko się wyjaśni,więc dotrzymuję słowa. Rozdział w całości jest dedykowany Tobie,mam nadzieję,że Ci się spodoba.:)

Więc,moi kochani to tyle co chciałam wam przekazać,mam nadzieję,że spodoba wam się ten rozdział,gdyż pisałam go ponad godzinę.;) Liczę na szczere komentarze. Pozdrawiam Serdecznie i życzę miłego wieczoru.:)

Wasza GoŚka.;)



****

Czytasz=Komentujesz.









sobota, 23 listopada 2013

Wszystkiego Najlepszego,Miley!


Hej.:D Jak zapewne już wszyscy wiecie dzisiaj swoje 21 urodziny obchodzi bardzo utalentowana piosenkarka i aktorka - Miley Cyrus. Z tej okazji chciałabym życzyć jej wszystkiego najlepszego w tym szczególnie ważnym dla niej dniu jak to robiłam już wcześniej w przypadku innych gwiazd. 

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO,MILEY! <3





****

A teraz jeszcze jedna sprawa,bardziej organizacyjna..nie wiem czy zauważyliście czy nie,ale parę dni temu założyłam drugiego bloga na który serdecznie was zapraszam. Mam nadzieję,że go odwiedzicie i spodoba wam się fabuła jaką dla was wymyśliłam.:)
 To tyle.;)

Trzymajcie się no i cześć! ;D

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 36.

"Od początku wiedziałam,że nie można Ci zaufać!"



-Reachel? Jesteś tam?-zapytałam zbita z tropu,gdy od ponad 2 minut nie usłyszałam odpowiedzi w słuchawce.
-Boże,Sell...nie masz pojęcia jak się cieszę!-wrzasnęła tak głośno,że aż musiałam oddalić trochę komórkę od ucha,bo inaczej bym ogłuchła. - Na pewno nie chcesz mieć jeszcze trochę czasu do namysłu. To poważna decyzja,potem już nie będzie odwrotu.-dodała po chwili zupełnie uważnie. No właśnie,potem nie będzie odwrotu. -powtórzyłam sobie w myślach i ponownie zaczęłam rozważać wszystkie "za" i "przeciw",nigdy nie uważałam,żebym miała jakiś wybitny talent w tej branży,ale skoro Reachel uważa,że tak...kto wie,ale mimo wszystko jest wielki stres...nie,nie mogę podejmować tej decyzji w jednym momencie. Muszę porozmawiać o tym z tatą i....oczywiście z Justinem,kto lepiej się zna na tym jak nie najpopularniejszy nastolatek na świecie?
-Wiesz,Reachel...myślałam o tym,ale jednak jeszcze nie zdecydowałam się do końca..przepraszam,że zawracałam Ci głowę...mam nadzieję,że zrozumiesz.
-Nic się nie stało,kochana. Rozumiem to doskonale. Przemyśl sobie wszystko jeszcze raz i wtedy do mnie zadzwoń,dobrze?
-Nie ma sprawy,jeszcze raz przepraszam.-wybąkałam pod nosem i szybko się rozłączyłam. 

****

Następnego dnia obudziłam się ok. 7:00 ponieważ dzisiaj,niestety muszę iść do szkoły. Mozolnie wygramoliłam się spod pościeli i cała roztrzepana ruszyłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej byle co i poszłam do łazienki. Wykonywanie porannych czynności zajęło mi 2 razy więcej czasu niż zazwyczaj. W nocy w ogóle nie mogłam zmrużyć oka. Ciągle przed oczami pokazywały mi się nieprzyjemne obrazy i budziłam się cała mokra. Kiedy wreszcie się ogarnęłam wyszłam z łazienki:

Sięgnęłam po torbę i wrzuciłam do niej to co wpadło mi w ręce. Nie zważałam na to,czy spakowałam odpowiednie książki,szczerze mówiąc mam to gdzieś. Następnie zbiegłam na śniadanie,jednak nikogo nie zastałam w kuchni. Być może Anne i Scarlett poszły już do przedszkola,a tata śpi,bo prawdopodobnie ma dziś na drugą zmianę. Sięgnęłam po gumę do żucia i banknot 10-dolarowy. Nie chciało mi się robić śniadania,więc postanowiłam kupić sobie coś po drodze. Wyszłam z domu zamykając go i ruszyłam w stronę szkoły po drodze zahaczając o sklep spożywczy. Kupiłam sobie 2 słodkie bułki oraz moje ulubione frugo. Wychodząc zapłaciłam i odkręciłam butelkę,ponieważ strasznie zachciało mi się pić. Zaczęłam pić po parę łyków nadal idąc w stronę budynku szkoły,gdy nagle ktoś na mnie wpadł przez co poplamiłam swój ulubiony sweter.
-Uważaj jak łazisz! -warknęłam wyciągając z torebki chusteczki higieniczne i wycierając swoją oblaną odzież.
-Ojej,wybacz,nie chciałem. -odparł niezwykle niski i dość pociągający,męski głos. Uniosłam wzrok i ujrzałam niczego sobie bruneta,był całkiem niezły:

-Emm...nic się nie stało,przepraszam,nie powinnam się tak unosić,mam zły humor. 
-A co się stało,jeżeli można wiedzieć? -spytał niezwykle uprzejmie.
-Nie wyspałam się.-odparłam bez większego zastanawiania i uśmiechnęłam się do nieznajomego,na co zareagował podobnie,wręcz tak samo.
-Jestem Austin. Austin Mahone,miło mi.-odparł chłopak podając mi rękę.
- A ja Selena Gomez,mnie także. -odpowiedziałam ściskając jego rękę na przywitanie. - Jesteś tu nowy?
-Jakbyś zgadła. Wczoraj się tu przeprowadziłem. 
-Tak myślałam,nigdy wcześniej Cię tu nie spotkałam. Też chodzisz do tego liceum?
-Zgadza się.
-Super,a do której klasy?
-1 B.
-To tak jak ja! He he,super! Chodź,oprowadzę Cię. -powiedziałam ciągnąc go za rękę w stronę szkoły.
-Dzięki,Sel.-odpowiedział z uśmiechem i ruszył za mną.

****

Dzień w szkole zdecydowanie mogę zaliczyć do udanego. Czas w towarzystwie nowego kolegi płynął jak z płatka,reszta mojej paczki również go bardzo polubiła i mam wrażenie,że on nas też. I co jest najlepsze? Od razu zauważył,że Miley i Brenda to puste i fałszywe laleczki Barbie,sama lepiej bym tego nie określiła,okazało się,że Austin mieszka zaledwie dwie ulice dalej ode mnie. Byłam w niesamowicie dobrym humorze,nie przejmowałam się nawet uwagą,którą dostałam na historii za esemesowanie. No co ja poradzę,że tematy o II wojnie światowej są dla mnie strasznie nudne? Sto razy bardziej wolę popisać wtedy ze swoim księciem.;)
Właśnie w podskokach przechodziłam przez ostatnie skrzyżowanie. Dodatkowy powód mojego świetnego nastroju jest taki,że nie mam nic zadane,to się nazywa luksus.;)
Kiedy przekroczyłam próg domu zauważyłam,że tylko Anne jest w domu. Szybko zdjęłam bluzę i zajrzałam do kuchni. Byłam święcie przekonana,że ona tam jest jednak pomieszczenie okazało się być puste. Ruszyłam więc na górę i usłyszałam jej ściszony głos dochodzący z jej sypialni. Podeszłam na palcach i zaczęłam podsłuchiwać. Tak,wiem,to jest chamskie,ale strasznie ciekawiło mnie o czym rozmawia takim cichym tonem. 
(A-Anne J-Josh)

A: Kochanie,zrozum,mnie też już to męczy,daj mi jeszcze z 2 miesiące,wtedy zdobędę już wszystko co trzeba.
J: Dobrze,ale nie więcej niż 2 miesiące,jasne? Bo inaczej sam tam wpadnę i wszystko się wyda,więc lepiej się pilnuj.
A: Nie martw się,2 miesiące mi zupełnie wystarczą. Wtedy zgarnę cały majątek tego naiwniaka i będziemy razem,obiecuję Ci.
J: No mam nadzieję. Trzymaj się,kocham Cię.
A: Ja Ciebie też.

Kiedy usłyszałam o czym rozmawia ze swoim...chłopakiem,mężem,kochankiem(?) byłam w totalnym szoku. Co za fałszywa,zgniła zdzira! Nie mogąc pozostać dłużej w ukryciu wyszłam zza ściany i stanęłam w progu.
-A więc to tak! Chcesz tylko wyciągnąć od mojego Ojca kasę,a potem go zostawić,żeby dalej układać swój pierdolony żywot z tym idiotą?! Tak właśnie myślałam. Od początku wiedziałam,że nie można Ci zaufać! -wrzasnęłam ile sił w płucach nie mogąc się powstrzymać.
-O co Ci chodzi?-spytała zgrywając idiotkę,chociaż nie koniecznie,w końcu już nią jest. 
-Nie pogrążaj się! Słyszałam twoją rozmowę przed chwilą,nie pozwolę Ci skrzywdzić mojego Ojca,rozumiesz?!
-Piśnij chodź tylko słowo to..
-To co?! Zabijesz mnie?! Proszę bardzo! Nie boję się Ciebie,fałszywa świnio! Ojciec jeszcze dziś o wszystkim się dowie!
-Ta,i myślisz,że Ci uwierzy? Akurat,on wie,że byłaś i nadal jesteś do mnie uprzedzona co wychodzi mi na rękę,daruj sobie,jesteś jeszcze bardziej naiwna niż ten nieudacznik! -wyśmiała mi prosto w twarz,a we mnie się dosłownie zagotowało.
-Nikt nie będzie wyzywać mojego Ojca,jasne? A już na pewno nie taka dz*wka jak ty! -krzyknęłam i mocno popchnęłam ją,a ona upadła na łóżko.- Nie uwierzy mi,czyżby? Wszystko mam nagrane,więc możesz już pakować swoje szmaty i wypierdalać stąd,raz na zawsze!-powiedziałam z triumfem machając jej swoją komórką przed oczami. Oczywiście kłamałam,nie miałam nic nagrane,bo skąd miałam wiedzieć,że muszę ją nagrywać?
Jednak jej mina była bezcenna,ze złości zrobiła się cała czerwona.
-Ani mi się waż! Oddawaj to smarkulo! -poderwała się z miejsca i próbowała mi wyrwać telefon z ręki. I kto tu jest naiwny? 
Zaczęłam się z nią szarpać,aż w końcu Anne puściły nerwy i popchnęła mnie tak mocno,że aż straciłam równowagę i uderzyłam się w głowę o kant łóżka. Ból,jaki poczułam w jednym momencie był niewyobrażalny. Tak jakby ktoś w jednej chwili spłaszczył mój mózg. Resztkami sił dotknęłam głowy i zdołałam dostrzec na mojej ręce czerwoną plamę,potem odpłynęłam..

****

Hej! :D Strasznie was przepraszam za moją długą nieobecność,ale liczba obowiązków po prostu mnie przerasta i dopiero dzisiaj odnalazłam w sobie odrobinę weny i czasu,aby coś dla Was napisać. Rozdział moim zdaniem jest najbardziej przeciętny,jednak mam nadzieję,że Wam się spodoba.;) Liczę na Wasze szczere komentarze,Kocham Was! ;* Trzymajcie się i do nn.<33

Czytasz = Komentujesz.