czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 33.

(Pisane przy: Klik)



"Ta dziewczyna zawróciła mi w głowie do szaleństwa.."



Resztę tego dnia mogę zaliczyć do udanego. Przez cały dzień wygłupialiśmy się z Justinem jak małe dzieci i dzieliliśmy się różnymi wspomnieniami. Jest moim chłopakiem a tak mało wiem,a raczej wiedziałam o jego przeszłości. Opowiedział mi o swoim życiu prywatnym. Też nie miał lekko. Co prawda u jego w rodzinie wszyscy żyją,jednak w większości są skłóceni. Dowiedziałam się,że Ojciec Justina odszedł od rodziny kiedy Jazmyn miała zaledwie pół roku a Justin 14 lat. Znalazł sobie drugą żonę i ma z nią małego synka Jaxona. Jego rodzice zerwali wszelkie kontakty. Justinowi napewno było ciężko,ale jak widać z czasem pozbierał się. Z tego co mi mówił spotyka się ze swoim Ojcem średnio raz w miesiącu. Chciałabym go poznać,nie ukrywam. Będę musiała porozmawiać na ten temat kiedyś z Justinem. Jego matka jest cudowną kobietą. Taka opiekuńcza,troskliwa. Na każdym kroku przypomina mi moją kochaną mamę. Nie mogę pojąć dlaczego tata Justina odszedł od Pattie dla innej. Taka żona to prawdziwy skarb.

Pod wieczór musiałam niestety opuścić mieszkanie mojego chłopaka,ponieważ śpieszył się on na wywiad.  Obiecałam mu,że będę go oglądać. Byłam ciekawa jakie zostaną mu zadane pytania. Tak więc ok. 17:30 opuściłam jego willę i udałam się szybko do Demi po lekcje. Nie była ona zbytnio zadowolona moimi wagarami,jednak zrozumiała wszystko i dała mi wszystkie notatki oraz powiadomiła o wszystkich pracach domowych. Następnie z niechęcią wróciłam do domu. Wiedziałam,że od progu będzie awantura,no ale cóż. Z westchnieniem przekroczyłam próg domu,jednak nikogo nie zastałam w przedpokoju. Zdziwiona przekręciłam zamek i głośno rzuciłam klucze na komodę. Usłyszałam kroki dochodzące z salonu.
-Cześć Selena.-przywitała się ze mną Anne. Puściłam to mimo uszu.
-Gdzie tata?
-Jeszcze w pracy.
Chwała Bogu...-pomyślałam w duchu i ruszyłam ku schodom.
-Jesteś głodna?
-Nie.-mruknęłam i wbiegłam schodami na górę. Sama nie wiem skąd brała się u mnie taka wielka niechęć do tej kobiety,w sumie ona mi nic nie zrobiła,chyba naprawdę jestem do niej uprzedzona. Postanowiłam zajrzeć jeszcze na chwilę do pokoju siostry. Uchyliłam lekko drzwiczki do różowego pokoiku i uśmiechnęłam się lekko. Moja malutka kruszynka właśnie słodko spała w swoim łóżeczku księżniczki. Podeszłam do niej na palcach i pocałowałam ją delikatnie w czółko. Zauważyłam,że się uśmiecha. Pogłaskałam ją jeszcze po ciemnych włoskach i poszłam do siebie. Postanowiłam najpierw przepisać notatki a potem pójść oglądać wywiad. Tak więc zasiadłam przy swoim ukochanym biurku i zapaliłam lampkę. Kiedy wreszcie udało mi się wszystko przepisać schowałam swoje książki zeszyty i zeszyty Demi do plecaka i rzuciłam go w kąt. Szybko zgasiłam światło i wybiegłam z pokoju,zleciałam po schodach jak burza i wpadłam do salonu. Na szczęście Anne już tam nie było więc mogłam w spokoju obejrzeć ten wywiad. Jednak najpierw postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia bo jednak zrobiłam się głodna. Wkroczyłam do kuchni i otworzyłam górną szafkę. Na szczęście w środku znalazłam 2 duże paczki chipsów paprykowych. Jak to zjem to napewno najem się do syta. Wsypałam chipsy do miski oraz nalałam sobie coli do dużej szklanki. Wzięłam wszystko ze sobą i udałam się o salonu,postawiłam miskę i szklankę na stoliku i włączyłam telewizor. Akurat się zaczyna. Ustawiłam odpowiednią głośność i zaczęłam oglądać w między czasie jedząc chipsy i od czasu do czasu popijając je colą. 

(J-Justin E-Ellen.;))

E- Witam Was bardzo serdecznie w kolejnym odcinku programu "The Ellen Show"!- powiedziała donośnie Ellen i natychmiast rozległy się głośne brawa i piski. 
E- Jest ze mną najbardziej popularny nastolatek wśród młodzieży- Justin Bieber! - w tym momencie piski stały się jeszcze głośniejsze.
J-Cześć.

Dziennikarka zaczęła zadawać Justinowi różne pytania dotyczące jego kariery na co chłopak odpowiadał z ochotą. Słuchałam wszystkiego bardzo zaciekawiona,aż padło pytanie którego kompletnie się nie spodziewałam.

E- No dobrze,więc wiemy już wszystko na temat twojej kariery,może teraz opowiesz nam coś o swoim życiu prywatnym?
J-Mmm..no dobrze,a co chciałabyś wiedzieć?-spytał Justin wyraźnie zaskoczony.
E- Otóż ostatnio w sieci krążą plotki,że masz nową dziewczynę,czy to prawda?
J- Tak. -odpowiedział Justin uśmiechając się lekko,a ja poczułam motylki w brzuchu.
E- Czy chodzi o tą dziewczynę ze zdjęcia?-spytała dziennikarka a na ekranie mojego telewizora pojawiło się to zdjęcie,a właściwie to kilka zdjęć:





Te zdjęcia musiały zostać nam zrobione już dawno,ponieważ doskonale pamiętam to wyjście. Szliśmy sobie beztrosko do kina jak przyjaciele w któryś tam weekend. Widocznie śledzili nas pewnie paparazzi. To było dokładnie tydzień przed tym jak zobaczyłam Miley z Justinem w parku. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki więc natychmiast wywaliłam tę przykrą myśl z głowy.

J- Tak,to ona.
E- A możesz nam zdradzić jej imię i to jak się poznaliście?
J- Ma na imię Selena Gomez. Poznaliśmy się...na początku roku szkolnego. Na początku unikaliśmy się jak ognia,jednak z czasem przekonaliśmy się do siebie,zostaliśmy przyjaciółmi a następnie parą.-powiedział mój chłopak,a następnie uśmiechnął się do kamery,a ja poczułam jak moje policzki się rumienią. Dobrze,że nie powiedział całej prawdy bo w przeciwnym  razie miałabym przechlapane u wszystkich Belieberek.
E- Czy jest to jakiś ustawiony związek? Selena to jakaś wschodząca nowa gwiazda?
J- Absolutnie. Selena ma ogromny talent,ale jak na razie nie zdecydowała się na karierę w show biznesie.
E- Rozumiem. Czyli to nie jest dla rozgłosu?
J- Oczywiście,że nie.-powiedział stanowczo.-Kocham ją. Ta dziewczyna zawróciła mi w głowie do szaleństwa..-dodał po chwili a potem mrugnął do kamery.



Niby tylko dwa proste słowa,ale na sam ich dźwięk miałam ochotę skakać z radości. Justin był taki słodki i uroczy i co najlepsze cały mój.

E- Cudownie. Cieszę się,że znalazłeś szczęście u boku tej dziewczyny. Życzę Wam szczęścia. -powiedziała dziennikarka.
J- Dzięki Ellen.-odpowiedział Justin.


****

Kiedy wywiad się skończył usłyszałam jak tata wchodzi do domu. Szybko zgasiłam telewizor i udałam się do kuchni aby umyć miskę i szklankę. Miałam rację. Najadłam się i to aż za bardzo. Mam nadzieję,że nie będę miała rostoju żołądka. Umyłam miskę i szklankę i odstawiłam je na suszarkę. Następnie szybko opuściłam kuchnię i wbiegłam na górę po schodach,ponieważ nie miałam ochoty prowadzić dyskusji z tatą. Weszłam do pokoju i wzięłam swoją piżamę. Spojrzałam na zegarek. Była już 22:10. Matko,jak ten czas leci. Wzięłam piżamę i udałam się do łazienki w której wykonałam wszystkie wieczorne czynności. Skończyłam je wykonywać o 23:20. No ciekawe jak ja jutro do szkoły wstanę-zaśmiałam się w myślach i położyłam się do łóżka. Po chwili Morfeusz zabrał mnie do krainy snów.



****

Hey! ;** Dzisiaj niestety jakiś taki krótszy mi wyszedł,ale to dlatego,że niedługo do kolegi idę i nie miałam zbytnio czasu,żeby się rozpisać. Mam jednak nadzieję,że rozdział jakoś się Wam spodoba.;**

GoŚka.<3


Czytasz= Komentujesz.








sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 32.

" Ważne,że jesteśmy tu razem..Ty i Ja."



Powoli podniosłam swoje ociężałe powieki a z moich ust uwolniło się głośne ziewnięcie. Dzisiaj jest wtorek,więc trzeba iść do szkoły. Oh,God...dlaczego? Nie mam dzisiaj siły na użeranie się z nauczycielami,Miley czy Bredną...hmmm..a właściwie..co by się stało gdybym chociaż raz poszła na wagary? Nigdy nie wagarowałam,ale chyba najwyższy czas zacząć,prawda? Tak,postanowione. Tacie i tej laluni powiem,że idę do szkoły,a tak naprawdę pójdę gdzieś z Justinem. A potem pójdę do Demi wziąć lekcje. Genialne? Genialne. Wstałam powoli z fotela,złożyłam koc i położyłam go na miejsce. Wzięłam z szafki swój telefon i natychmiast wybrałam numer do swojego chłopaka (Aww,jak tu cudownie brzmi.: D). Odebrał po dwóch sygnałach.

-Halo?-usłyszałam zaspany,jak i niezwykle seksowny głos w słuchawce.
-Hej Justin.
-Hej kochanie..co tak wcześnie?
-Obudziłam Cię?
-Szczerze?
-Yhym..
-Tak..
-Ups..wybacz.
-Nic się nie stało. Chcę taką pobudkę codziennie.-zaśmiał się chłopak a ja wraz z nim.-coś się stało?-dodał po chwili.
-Nic takiego,mam dosyć szalony pomysł.
-Jaki?
-Co byś powiedział na..wagary?-powiedziałam szeptem,aby nikt tego nie usłyszał.
-Mmm...wagary? Z tobą? Jasne,że tak. 
-Super. Nawet nie masz pojęcia jak nie chce mi się dzisiaj iść do szkoły...
-Nie jesteś jedyna. 
-Tylko gdzie pójdziemy,żeby nikt nas nie widział?
-Możemy być u mnie. Mama zaraz wychodzi do pracy,a wróci dopiero późnym wieczorem. Siostra zaraz idzie do przedszkola,babcia ją dzisiaj odbiera,więc praktycznie mamy dzisiaj cały dom dla siebie.-powiedział i zapewne uśmiechnął się cwaniacko. Ach..jak ja go dobrze znam.
-Świetnie. O której mam przyjść?
-Hmm...jak się wyszykujesz to przyjdź śmiało.-JUSTIN! WYCHODZĘ!-usłyszałam w tle.
-DOBRA!-odkrzyknął chłopak.-Właśnie wyszła.
-Słyszałam. Okej..to ja już się biorę za sobie i zaraz będę.
-Okej. Czekam z niecierpliwością. Pa.
-Papa.-rozłączyłam się i spakowałam telefon do plecaka. Następnie podeszłam do mojej szafy i otworzyłam ją. Dobra..czas zadać sobie tradycyjne pytanie,które zadaję sobie codziennie każdego poranka: "W co ja mam się ubrać?" Zaczęłam grzebać w szafie chcąc znaleźć coś przyzwoitego. W końcu z dna szafy udało mi się wygrzebać zestaw,w którym jeszcze nigdy nie chodziłam,ponieważ kupiłam go niedawno jeszcze jak byłam u cioci. Z uśmiechem wzięłam też w rękę najcenniejszą błyskotkę jaką miałam,czyli oczywiście prezent od mamy. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam czoło.
-Proszę.
Drzwi od mojego uchyliła się. Spojrzałam kątem oka w tamtą stronę a mym oczom ukazała się dziewczyna mojego Ojca. Anne jak mniemam. Postanowiłam ją olać i nadal robiłam to samo co każdego poranka całkowicie ją ignorując.

-Cześć,Sel.
-Nie mów tak do mnie.-odparłam oschle.
-Jak sobie życzysz. Słuchaj,Selena...może byśmy po południu wybrały się na zakupy,hmm?
Prychnęłam.
-Na zakupy? Z tobą? Pff..no chyba nie.
-Dlaczego?
-No bo nie. Nie mam ochoty nigdzie z tobą iść. Poza tym to popołudnie mam już zajęte.
-A co masz w planach?
-Gówno Cię to obchodzi!
-Spokojnie,nie unoś się tak,po prostu jestem ciekawa.
-Dobra,planuję spotkać się ze swoim chłopakiem,zadowolona?!
-To ty masz chłopaka?
-A to już chyba nie jest twoja sprawa! To wszystko? Przepraszam,ale śpieszę się do szkoły.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła? Skoro mamy być rodziną chyba lepiej,żebyśmy się ze sobą zaprzyjaźniły...
-Rodziną? Serio? No raczej wątpię. Jak chcesz to zaprzyjaźniaj się ze Scarlett,proszę bardzo.
-Ale chciałabym też z tobą poprawić relacje.
-No to życzę Ci powodzenia.
Kobieta westchnęła,ale chyba nie zamierzała odpuścić. Powoli zaczęły puszczać mi nerwy.
-Słuchaj,ja wiem,że jest Ci ciężko,ale ja kocham Twojego tatę. Chcę być z nim już na zawsze,a twoja mama nie żyje,więc myślę,że powinnaś to po prostu zaakceptować.
Na słowa o mamie poczułam ukłucie w sercu. Teraz puściły już wszystkie hamulce.
-Jak śmiesz wypowiadać się o mojej mamie?! Nigdy nie będziemy rodziną,rozumiesz?! Nigdy!  I nigdy mi jej nie zastąpisz! Wypierdalaj z mojego życia,nie potrzebuję Cię! I wiedz,że jak tylko stanę się pełnoletnia to się wyprowadzę jak najdalej stąd! A teraz stąd wyjdź!
Chyba ją uraziłam,ale miałam to gdzieś. Gdy wreszcie ta paniusia raczyła opuścić mój pokój mogłam spokojnie dokończyć wykonywanie porannych czynności. Tak więc weszłam do łazienki wzięłam kąpiel,posmarowałam ciało balsamem,umyłam włosy,wysuszyłam je,popryskałam się dezodorantem,ubrałam się,uczesałam i zrobiłam sobie makijaż. To wszystko zajęło mi ponad półtorej godziny. Efekt końcowy był następujący:


Na koniec oczywiście przyozdobiłam moją szyję naszyjnikiem od mamy. Idealnie do mnie pasował. Na ten widok sama uśmiechnęłam się do lustra. Wyszłam z łazienki i wzięłam plecak. 


-SELENO MARIE GOMEZ! Natychmiast proszę zejść do kuchni!-usłyszałam wściekły krzyk ojca. A,więc ta paniusia zdążyła się już mu naskarżyć? Ha,ha..ja nie mogę,jakie to żałosne.

-Już idę,tatusiu! -odkrzyknęłam sarkastycznie i wyszłam z pokoju. Jak gdyby nigdy nic zbiegłam po schodach i weszłam wesoło do kuchni wskakując na blat. Przy stole siedział zdenerwowany,a raczej wściekły Ojciec i przygnębiona Anne. 

-Selena,jak ty się zachowujesz do diabła?! Co takiego Anne Ci zrobiła,że tak się zachowujesz w stosunku do niej?! Masz ją natychmiast przeprosić! Już!

-W życiu.
-Tak? W takim razie od dzisiaj masz szlaban i zero kieszonkowego aż do odwołania!
Wściekła zeskoczyłam z blatu.
-Jesteś śmieszny! Myślisz,że tymi beznadziejnymi szlabanami coś zmienisz?! Nigdy jej nie przeproszę! Ona jest dla mnie nikim! Jeżeli ona tu zostanie ja się wyprowadzę,możesz być tego pewny! Mam w dupie twoje szlabany! Nie zmusisz mnie do zmiany zdania! Jestem prawie pełnoletnia i nie możesz mnie tak szantażować! Oboje jesteście tak samo pojebani! Żegnam!- wrzasnęłam na cały głos i zamierzałam wyjść z kuchni kiedy Ojciec siłą mnie zatrzymał.
-Nie skończyłem jeszcze.- syknął wkurzony.
-Ale ja skończyłam. Żegnam!-warknęłam i wybiegłam z domu jak burza. Natychmiast w moich oczach zaczęły zbierać się słone łzy. Miałam wyrzuty sumienia,jeszcze nigdy nie odezwałam się w taki sposób do taty,ale nie potrafiłam inaczej. Kiedy tylko widziałam jej tą przesłodzoną buźkę,aż przechodziły mnie dreszcze i zbierało mi się na wymioty. Obawiam się,że to nigdy mi nie przejdzie.  Szybko przebiegłam przez ulicę i już po chwili stałam przed drzwiami domu mojego chłopaka. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i już po paru sekundach otworzył mi je Justin który był w samych bokserkach. Yhh..on chyba robi to specjalnie. Szybko otarłam dłonią mokre policzki,aby niczego nie zauważył.
-Cześć skarbie.-powiedział czule i wpuścił mnie do środka. Weszłam do środka,a chłopak zamknął drzwi przekręcając wewnętrzny zamek. 
-Wyglądasz bosko.-powiedział uśmiechając się łobuzersko. Zaśmiałam się i w tym samym momencie przyssał się do moich warg. Nie protestowałam i nieśmiało jedną dłonią objęłam go za szyję a drugą położyłam na jego nagim torsie. Zauważyłam,że uśmiecha się przez pocałunek,a ja korzystając z okazji go pogłębiłam. Całowaliśmy się chyba z dobre 10 minut i oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy,kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Takie powitanie to ja rozumiem. 
-Jesteś głodna?
-Jasne,w domu nie zdążyłam nic przełknąć..
-Czemu? Przechodzisz na dietę?
-Nie! Co ty wariacie,chociaż może powinnam..nie ważne..po prostu w domu nie mogłam wytrzymać..
-Znowu przez Anne?
-No jasne. Jeszcze nawet się do nas nie przeprowadziła a już zachowuje się jak nie wiadomo kto...
-A co zrobiła?-zapytał chłopak ciągnąc mnie do kuchni. Zaczął się po niej chrzątać przygotowując jakiejś jedzenie,ja natomiast wskoczyłam na blat jak to miałam w zwyczaju.
-Chciała mnie dzisiaj wyciągnąć na zakupy i w ogóle wtyka nos w nie swoje sprawy...jak wspomniałam,że nie mogę iść bo spędzam popołudnie ze swoim chłopakiem to ona od razu zaczęła się wypytywać czy ja mam chłopaka i w ogóle...bezczel a nie kobieta...
-Hmm...no to było faktycznie trochę przesadne,ale może przez to chciała się do siebie zbliżyć,hmm?
-No na pewno tak. Tyle tylko,że ja nie chcę mieć z nią absolutnie nic wspólnego,rozumiesz? Nic.
-Rozumiem Cię,kochanie. To jest dla Ciebie trudne,ale spoko,przyzwyczaisz się. A póki co to nie martw się. Możesz pomieszkać jakiś czas u mnie.
-Dzięki Justin,ale niestety mam szlaban.
-Za co?
-No bo podczas tej rozmowy trochę za bardzo mnie poniosło,Ojciec się wkurzył no i tyle..
-Aha,nie martw się skarbie,wszystko będzie dobrze.-powiedział całując mnie w czoło. Korzystając z okazji,że był bardzo blisko pociągnęłam go za szyję w dół i teraz to ja wpoiłam się w jego usta. Najwyraźniej mu się to spodobało,bo przerwał swoją dotychczasową czynność i objął mnie w pasie,a ja jego za szyję. Nasz pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej namiętny. Nawet nie zauważyłam kiedy Justin uniósł mnie do góry,oplotłam go nogami w talii,a on nadal mocno mnie trzymając i całując wszedł do salonu i położył na kanapie. Nie zauważyłam kiedy leżał na mnie i nadal całował. Kiedy ktoś by tu teraz wszedł pomyślał by pewnie,że nie wiadomo co robimy. W końcu oboje leżymy na kanapie,całujemy się a na dodatek Justin jest bez koszulki. Ale my przecież tylko się całujemy,przecież to nic złego,prawda? Całowaliśmy się bardziej namiętnie niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mieliśmy zamiaru przestać,jednak byliśmy do tego zmuszeni,kiedy rozległ się dźwięk telefonu Justina. Chłopak z niechęcią oderwał się ode mnie i sięgnął po telefon.
-Cholera.-syknął cicho,na co ja się zaśmiałam.
-Halo?-mruknął do słuchawki.
-Cześć Usher. Co? Jak to? Dzisiaj? Nie,stary ja nie mogę. Boże no mam inne plany! Nie jesteś księdzem,żebym musiał Ci się spowiadać ze wszystkiego co robię! No kurwa,nie wiem odwołaj to jakoś! No skąd mam wiedzieć jak?! Ty to załatwiłeś to teraz to odwołaj! Słuchaj,nie denerwuj mnie! Dobra..nara..-mruknął wkurzony i się rozłączył rzucając komórkę na stół. Cały romantyczny nastrój prysnął w ułamku sekundy. Poprawiłam bluzkę i usiadłam obok niego.
-Kto to był?
-Usher.-mruknął.
-I co chciał?
-Załatwił mi dzisiaj wieczorem wywiad..
-I co w tym złego?
-Niby nic,ale nie uwierzysz co powiedział mi potem..
-Co?
-Że od jutra będę musiał chodzić na próby a za tydzień jadę w trasę!-syknął wkurzony i kopnął wściekły stół.
-Co?! Jak to?! Na ile?!
-Na pół roku..-mruknął odwracając głowę w inną stronę.
-Na pół roku?! Żartujesz sobie ze mnie?!
-Niestety nie...zamorduję go...
-Justin,ale ty nie możesz wyjechać! Nie teraz,rozumiesz?! Ja nie dam sobie rady bez Ciebie!-krzyknęłam i natychmiast po policzkach zaczęły mi spływać łzy i tym razem nie starałam się ich ukryć.
-Wiem,Selly..ja też nie mam na to najmniejszej ochoty,ale Usher powiedział,że co najwyżej może odwołać dzisiejszy wywiad,ale trasa musi się odbyć...a może byś pojechała ze mną?
-Nie mogę,dobrze o tym wiesz. Ojciec w życiu się nie zgodzi..wiesz..szkoła i w ogóle,a na dodatek jeszcze ten cholerny szlaban...-powiedziałam dławiąc się własnymi łzami.
Chłopak westchnął.
-Nie mam wyboru skarbie,muszę wyjechać..-powiedział smutno i przygarnął mnie do siebie.
-Wiem,Justin,wiem..-odparłam i wtuliłam się do niego niczym mała dziewczynka.



*****

Kiedy wreszcie zdołałam się ogarnąć Justin poszedł do kuchni przygotować jakiejś śniadanie. Siedziałam sama na sofie wpatrzona w jeden punkt na ścianie. Przetarłam dłonią mokre od płaczu oczy oraz poprawiłam lekko włosy. Nadal nie mogłam uwierzyć,że mój Justin już za tydzień wyjeżdża w trasę na pół roku. Jak ja to wytrzymam? Przecież to właśnie on jest teraz moim największym oparciem. Czy dam radę żyć przez pół roku nie widząc jego cudownych oczu,nie czując jego zapachu,jego bliskości nie czując smaku jego cudownych ust? Nie mam pojęcia,ale chyba nie mam wyjścia. Muszę dać sobie radę,muszę być silna. Najchętniej pojechałabym z nim,ale Ojciec nigdy w życiu mi na to nie pozwoli. Westchnęłam,a w tym samym momencie do salonu wszedł Justin z talerzem w ręce. Usiadł obok mnie,a talerz postawił na stoliku. 

-Kanapki z nutellą?-spytałam podnosząc brew do góry.
-No,a co? Nie lubisz?
-Lubię,ale tak na śniadanie?
-A czemu nie?
-No w sumie..

No i zaczęliśmy jeść. Muszę przyznać,że bardzo mi smakowały,i strasznie dawno nie jadłam tego posiłku. Kiedy skończyliśmy byłam już w pełni najedzona bo Justin zrobił tego tyle jakby miał do wykarmienia całe wojsko. 

-I jak się czujesz?
-Już lepiej. Dzięki..nie mamy wyboru musimy to wytrzymać,będzie ciężko,ale damy radę.-powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
-Cieszę się,że tak mówisz. Ale pamiętaj,że cały czas będę o tobie myślał.-powiedział i uścisnął moją dłoń.
-Będę pamiętać. A ty wiedz,że będę oglądała twój każdy koncert i śledzić nowinki o Tobie,więc się pilnuj.-zaśmiałam się a on razem ze mną.
-Okej,będę uważał.-zażartował chłopak,a ja sięgnęłam po pilota do telewizji. Włączyłam go i akurat trafiłam na kanał muzyczny. Akurat zaczęła lecieć piosenka Justina "Baby". Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie i zaśmialiśmy się. 
-Tak,wiem...jestem zajebisty.-powiedział i wyszczerzył swoje nieskazitelne białe zęby w uśmiechu co wywołało u mnie kolejny napad śmiechu. Mój kochany wariat.
-A tak w ogóle mam nadzieję,że podczas tej trasy poduczysz się geografii.-powiedziałam zadziornie.
-Huh? O co Ci chodzi?
-Oj,Bieber,Bieber..nie udawaj,że nie wiesz o co mi chodzi..myślisz,że nie czytałam tego,jak to kiedyś poleciałeś do Polski i zamiast krzyknąć na lotnisku "Witaj Polsko!" krzyknąłeś "Witaj Rosjo!"-powiedziałam i znowu zaczęłam się śmiać.
-Ejj! Ale to było tak dawno! i To...-przerwał i dodał po chwili- była największa wpadka w mojej karierze.-powiedział zawstydzony i przycisnął twarz do poduszki. Zaśmiałam się i objęłam go w pasie.
-I tak Cię kocham.

****

Przez większość czasu głównie śmialiśmy się z Justinem z różnych zabawnych sytuacji zarówno z jego życia jak i z mojego. Jak to dobrze mieć kogoś komu można wszystko opowiedzieć bez żadnych obaw. W pewnym momencie zauważyłam,że Justin bacznie mi się przygląda. Uniosłam jedną brew do góry.
-Coś się stało?
-Co to jest?-zapytał wskazując na mój naszyjnik od mamy.
-Umm...to dłuższa historia...
-Mam czas.-odpowiedział z uśmiechem i oparł się wygodnie o kilka poduszek leżących z drugiej strony kanapy. Westchnęłam i usiadłam na kanapie po turecku przodem do niego. Zdjęłam naszyjnik ze swojej szyi i trzymając go w zaciśniętych dłoniach zaczęłam mu opowiadać co i jak. 
-Widzisz Justin...ten naszyjnik jest dla mnie naprawdę bardzo ważny i ma dla mnie ogromną wartość emocjonalną i sentymentalną. Dostałam go od mamy na swoje czternaste urodziny..czyli na ostatnie,w których brała udział. Nie długo po nich umarła na zawał serca. Minęły już dwa lata,a ja nadal nie mogę pogodzić się z tym,że jej po prostu już nie ma. Jest to dla mnie cholernie trudne,że jedyne co po niej mam to tylko wspomnienia,zdjęcia i ten naszyjnik. -powiedziałam z trudem i w tej samej chwili jak na zawołanie łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

 Chłopak natychmiast poderwał się z miejsca i przytulił mnie mocno,a ja znowu szlochałam w jego tors. Nienawidzę tej swojej nadmiernej wrażliwości.

Kiedy wreszcie wystarczająco się uspokoiłam Justin czule założył z powrotem naszyjnik na moją szyję. 

-Widzę,że była Ci bardzo bliska,prawda?
-Tak,nawet nie wiesz jak bardzo..-wydukałam
-Wiem,że jest to dla Ciebie trudne,i zapewne nigdy o niej nie zapomnisz i zawsze będzie w twoim sercu. Jednak życie idzie dalej,czasu nie da się niestety cofnąć,nie martw się skarbie,wszystko będzie dobrze. Z czasem ból minie. Teraz najważniejsza jest teraźniejszość. Ważne,że jesteśmy tu razem Ty i Ja. Że jesteśmy ze sobą i zapewne to nigdy się nie zmieni. Pamiętaj o tym,że zawsze możesz na mnie liczyć,nawet wtedy kiedy będę w trasie.-powiedział chłopak niezwykle ciepłym i opiekuńczym głosem głaskając mnie po plecach. W oka mgnieniu znowu do niego przylgnęłam,a on przygarnął mnie do siebie całując w czoło.


*****

Hej! :D Oto 32 rozdział. Starałam się dodać coś dłuższego,ale nie wiem jak mi to wyszło. Opinia należy do Was.;*  Mam nadzieję,że Wam się to spodoba.;*

Kocham Was! ;**

Wasza GoŚka.; ]


Czytasz=Komentujesz.












wtorek, 20 sierpnia 2013

Happy Birthday Demi!



Siemka! ;* Dzisiaj kolejna notka,bardziej informacyjna (o ile można to tak nazwać). Otóż jak większość z Was na pewno wie dzisiaj kolejna gwiazda i tym samym jedna z bohaterek opowiadania wkracza w progi dorosłości. Jest to mianowicie Demi Lovato,która właśnie dzisiaj obchodzi swoje 21 urodziny. Tak więc życzę Demi wszystkiego co najlepsze! Niech dalej nas zadziwia i zaskakuje i niech jej piękny uśmiech nigdy nie znika z jej twarzy! <3


Happy Birthday Demi! <333







środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 31.

"Chcesz powiedzieć,że już zapomniałeś o mamie?"





Ciągle nie mogłam wyjść z szoku. Mój tata podczas mojej nieobecności zdążył już znaleźć sobie dziewczynę? Niezły jest,trzeba przyznać. Wiecie co najbardziej mnie boli w tym wszystkim? Że na miejscu tej kobiety kiedyś była moja mama,ale niestety stare czasy nigdy już nie wrócą. Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Już nigdy nie zobaczę jak moi rodzice są ze sobą szczęśliwi i przytulają się na kanapie oglądając jakiś denny romans,jak to mieli zwyczaj robić w sobotnie wieczory kiedy ja włóczyłam się po mieście z przyjaciółmi. Wszyscy,których znam twierdzą,że po ślubie miłość,która swego czasu łączyła dwojga ludzi nagle wygasa i to niezwykłe uczucie zmienia się w przyzwyczajenie. Zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak:

Kobieta codziennie spędza godziny przy garach gotując obiad dla męża,który całe dnie spędza w pracy. Kiedy wreszcie upora się z obiadem musi zająć się dziećmi. Pod koniec dnia mąż wraca z pracy wiecznie zmęczony,uwala się na kanapie,a interesuje go jedynie to,kiedy i co będzie na obiad. Nagle słowa "Kochanie","Skarbie" stają im się zupełnie obce. Jedzą obiad w milczeniu nawet nie zamieniając ze sobą żadnego słowa. Potem kobieta zaczyna sprzątać w domu,a Ojciec i mąż uwala się na kanapie i cały wieczór spędza na oglądaniu meczy. Czasami tylko odezwie się słowem do dzieci,to wszystko. Żonę traktuje jak powietrze. Kiedy nastaje noc i dzieci już śpią,mężczyzna z trudem odrywa wzrok od telewizora i udaje się do sypialni-nie koniecznie dzieloną z żoną- i zwyczajnie zasypia zupełnie ignorując osobę,którą jeszcze przed ślubem co chwilę obsypywał milionem komplementów. Kobieta zaś kiedy wreszcie upora się ze wszystkimi pracami domowymi udaje się do sypialni,czasem poczyta jakąś książkę,dla relaksu,i następnie zasypia bez słowa. I tak w kółko.

Tak,to smutne,jednak w wielu przypadkach się sprawdza,jednak są wyjątki. Takim wyjątkiem byli moi rodzice. Być może nie obściskiwali się na moich oczach,ale było widać po ich samych spojrzeniach jak wielkim uczuciem się darzą. Pomimo tego,że byli już po ślubie i wychowali już jedną córkę-według nich-na porządną nastolatkę i praktycznie ich "misja" została już spełniona codziennie dawali sobie i nam do zrozumienia jak bardzo się kochają. Kiedy tata wracał z pracy mama jako pierwsza witała go ciepłym całusem w policzek,a on dosyć często przynosił jej białe lilie i również ją całował. Przy obiedzie zawsze siedzieli obok siebie i jedli posiłek rozmawiając głównie tylko między sobą. Co chwile wymieniali między sobą przepełnione miłością spojrzenia,uśmiechali się do siebie uroczo. Przyznam,czasami miałam tego dosyć,jednak zawsze cieszyłam się,że moi rodzice są ze sobą tak szczęśliwi,ponieważ kochałam i nadal kocham ich ponad życie. W weekendy rano w soboty zawsze wspólnie spędzaliśmy czas. Czasami wybieraliśmy się do kina na jakiś ciekawy film,albo urządzaliśmy piknik w ogródku,albo po prostu chodziliśmy na długie spacery,lody lub pizzę. Natomiast w niedzielę wspólnie chodziliśmy do kościoła,a po południu wszyscy pomagali mamie przy obiedzie. Dla mnie taki obraz rodziny był wręcz idealny. Cieszyłam się,że mogłam dorastać w takiej a nie innej rodzinie,w której panują wieczne kłótnie i pretensje. Niestety wszystko wygasło po śmierci jednego z najważniejszych członków tego obrazka-mojej ukochanej mamy,której ŻADNA inna kobieta nie jest w stanie zastąpić choćby w najmniejszym stopniu. Od tego czasu tata zamknął się w sobie i przez dłuższy czas chodził jak struty. W końcu stracił miłość swojego życia. Ja sama przez dłuższy czas nie mogłam pozbierać się po śmierci mojej mamy,i nadal jest mi ciężko. Teraz jest jeszcze gorzej. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie tego,że mój ojciec mógłby ułożyć sobie życie z inną kobietą,a co dopiero na to patrzeć. Na samą myśl o tym po moich policzkach zaczęły spływać łzy,które starałam się natychmiastowo otrzeć:


Ojciec wstał z kanapy jednak ja szybko złapałam w rękę walizki i zaczęłam biec po schodach na górę. Nie mogłam dłużej znieść widoku ich słodkiego migdalenia. Kiedy byłam już prawie na szczycie poczułam na nadgarstku silny uścisk,który zmusił mnie do zatrzymania się.

-Selena,zaczekaj.
-Po co?!-wydarłam się.-Nie przeszkadzaj sobie,wracaj do tej panienki!
-Selena,licz się ze słowami!
-Nie mów mi co mam robić i puść mnie!
-Najpierw mnie wysłuchaj!
-Po cholerę?! Wszystko widziałam,nie masz mi czego wyjaśniać! Jak mogłeś?!-warknęłam wyrywając rękę z jego silnego uścisku.
-To nie tak jak myślisz! To tylko przyjaciółka!
Słysząc te słowa głośno prychnęłam. Co on sobie myślał? Że tak łatwo dam się nabrać?
-Pff...serio? Od kiedy to przyjaciele zachowują się TAK w stosunku do siebie?!
Ojciec westchnął.
-Proszę,daj mi to wyjaśnić. Anne jest dla mnie naprawdę bardzo ważna i chciałbym,abyś spróbowała się z nią zaprzyjaźnić...chcesz,żebym był szczęśliwy,prawda?
-Chcę,ale TYLKO z mamą! Nie wyobrażasz sobie chyba,że ONA mi ją zastąpi,co?!
-Nie,ale...
-Nie ma żadnego ale! Jeżeli ona się tu wprowadzi ja się wyprowadzę,jestem już prawie pełnoletnia! 
-Selena,proszę nie komplikuj już i tak skomplikowanej sytuacji.
-Chcesz powiedzieć,że zapomniałeś już o mamie?-spytałam i natychmiast poczułam,że po moich policzkach spływają świeże łzy.
-Skarbie,mama umarła i...-nie dokończył ponieważ zaczęłam ponownie biec w kierunku pokoju.
Przed drzwiami jednak odwróciłam się jeszcze w jego stronę.
-Czyli jak umarła musiałeś znaleźć sobie nową,tak?! Jesteś beznadziejny! Nienawidzę Cię i jej też!-wrzasnęłam cała we łzach i wpadłam do pokoju rzucając walizki na podłogę. 
Tak naprawdę chyba nie chciałam tego powiedzieć,ale byłam rozbita. Po prostu nie potrafię wyobrazić sobie taty z inną kobietą u boku. To wszystko jest takie trudne. Z westchnieniem zasiadłam na wielkim fotelu niedaleko okna. Było już bardzo ciemno,a granatowe niebo rozświetlały tylko nieliczne gwiazdy. przykryłam się kocem i zaczęłam tępym wzrokiem rozglądać się po pomieszczeniu,aż natrafiłam na naszyjnik w kształcie serca,który podarowała mi mama na moje czternaste urodziny. Sięgnęłam po niego i zaczęłam oglądać go ze wszystkich możliwych stron. Nie miałam siły powstrzymywać moich łez,więc po prostu pozwoliłam im płynąć. 

-Dlaczego Ciebie tu nie ma? Tak bardzo za tobą tęsknię..-myślałam oglądając niezwykle cenną dla mnie błyskotkę.

Dlaczego życie musi być takie niesprawiedliwe? Dlaczego zawsze spotyka nas coś okropnego w momencie,w którym myślimy,że wszystko osiągnęliśmy? W momencie,w którym nigdy nikt by się tego nie spodziewał? Tak właśnie było ze mną. Pamiętam tamten dzień tak jakby to było wczoraj. Dzień jak codzień niezbyt pochmurno,podajże był to piątek. Byłam niezwykle uradowana,ponieważ właśnie wracałam do domu ze szkoły i szykował się dość ciekawy weekend. Mieliśmy całą rodziną pojechać do dziadków na działkę i spędzić miło czas. Wróciłam do domu,gdzie jak zawsze czule przywitała mnie moja mama. Zjadłam razem z nią obiad i poszłyśmy pooglądać nasz ulubiony kanał telewizyjny. Dzień zwyczajny,jak każdy,tak mogłoby się wydawać. Też tak myślałam. Jednak po jakimś czasie rozległ się przeklęty telefon. Mama poszła odebrać. Zamieniła z kimś parę słów i nagle usłyszałam głośny trzask dochodzący z korytarza. Natychmiast wstałam i pobiegłam sprawdzić co się stało. To co tam zastałam wprawiło mnie w przerażenie. Mama leżała na podłodze a obok niej leżała słuchawka od telefonu. Byłam kompletnie spanikowana i zdezorientowana. Zaczęłam krzyczeć,a przecież nikogo nie było w domu. Po chwili zadzwoniłam po karetkę,przyjechała po jakichś 10 minutach. Na miejscu okazało się,że był to zawał serca. Mama ukrywała przed nami,że miała wadę serca i nie może się zbytnio denerwować. Byliśmy w szoku,gdybyśmy wiedzieli wcześniej to być może do tego wszystkiego by nie doszło? To właśnie tego dnia mój świat zawalił się w jednym momencie. Znając ją nic nie mówiła nam bo nie chciała nas martwić,jak zwykle. Wtedy przestałam chodzić do kościoła,w ogóle wyzywałam Boga od najgorszych,byłam na niego wściekła,że odebrał mi osobę,która była bez wątpienia jedną z najbliższych mi osób. Nienawidziłam go wtedy za to. Często,kiedy byłam sama krzyczałam jak to bardzo go nienawidzę i jak bardzo chcę umrzeć. Jednak jak widać,nie słuchał mnie wtedy i dobrze,bo w przeciwnym razie nigdy nie poznałabym Justina,czyli chłopaka,z którym zamierzam spędzić całe moje życie.- Na tych rozmyślaniach spędziłam resztę tego dnia. Nawet nie zauważyłam jak moje powieki same zamknęły się,a ja zwyczajnie zasnęłam na fotelu,niedokładnie przykryta kocem,przyciskając naszyjnik do swojej piersi....


****


Hejka! :D Oto 31 rozdział..hmm..starałam się napisać go najlepiej jak potrafię,jednak nie wiem czy mi wyszło. Mam nadzieję,że Wam się on spodoba,ponieważ wena dopadła mnie późnym wieczorem i nie mogłam pisać dłużej.;) Także wybaczcie. 

Pozdrawiam.;*
Wasza GoŚka.; ]

Czytasz=Komentujesz.



czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 30.

"Poczułam jak wielka igła bólu przekuwa moje serce.."



Serce już od dłuższej chwili biło mi jak młotem. Dłonie miałam takie spocone jakbym dopiero co wyszła z wody. Prawie porwałam z nerwów rękaw od swojej bluzki. 
Justin nadal siedział obok mnie nie odzywając się ani słowem. Najwidoczniej rozważał teraz wszystkie za i przeciw. Patrzyłam na niego zza czarnych kosmków moich włosów modląc się w duchu. Ta niepewność zaczęła mnie już powoli irytować.

Dopiero po dłuższej chwili usłyszałam ciężkie westchnięcie. Natychmiast spojrzałam na chłopaka,który również patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. 

-Zgadzam się.-wyszeptał po chwili a ja rzuciłam mu się na szyję. Byłam taka szczęśliwa! Miałam ochotę wstać i zacząć skakać i piszczeć z radości,jednak postanowiłam zachować resztki przyzwoitości. Chłopak objął mnie w pasie i jeszcze mocniej do siebie przytulił. 

-Kocham Cię.-wyszeptał mi do ucha takim głosem,że aż przeszły przeze mnie ciarki. Poczułam jak słona ciecz zaczyna zbierać mi się w oczach i powoli spływa po moich policzkach. Zaczęłam cichutko łkać w ramię chłopaka. Natychmiast odsunął mnie od siebie i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co się stało?
-Wzruszyłam się.-wytłumaczyłam i już powstrzymywałam kolejne łzy. Justin najwyraźniej już uspokojony czule wytarł mi dłonią mokre policzki. Nawet nie wiem kiedy znowu znalazłam się w jego ramionach i po chwili poczułam na swoich ustach miękkie wargi Justina. Z wielką ochotą  oddałam ten przepełniony miłością pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy,kiedy zaczęło nam brakować już powietrza. Złapałam chłopaka za rękę i pomogłam mu wstać. Następnie wspólnie opuściliśmy dworzec i powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę szpitala. 

*****

Na miejscu byliśmy dopiero po jakiejś godzinie. W szpitalu panował istny chaos. Każdy biegał w inną stronę. Wszędzie walały się jakieś papiery czy inne przedmioty. Zdezorientowana pociągnęłam Justina w stronę pokoju lekarskiego. Na korytarzu siedziała ciocia z wujkiem oraz Brandon i Sammy. Uśmiechnęłam się do nich,a oni to odwzajemnili. Niestety nie zdążyliśmy nawet zapukać,ponieważ wściekły pan doktor już zmierzał w naszym kierunku. Mocniej ścisnęłam rękę Justina chcąc dodać mu otuchy. Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Kiedy lekarz wreszcie do nas doszedł zaczął się awanturować,jednak Justin skutecznie go uspokoił i wytłumaczył swoją nieobecność,oraz wyraził zgodę na operację. Lekarz był bardzo zdziwiony a ja uśmiechnęłam się do niego triumfalnie. Mężczyzna wydał jakieś polecenie pielęgniarce i już za 5 minut mają zabierać mojego Justina na salę operacyjną.
Przylgnęłam do niego całym swoim ciałem. Pomimo wcześniejszych zapewnień lekarzy bałam się tego co może przynieść ta operacja. Kiedy nadszedł czas pożegnania i Justin już szedł w stronę sali nagle podbiegł do mnie,przycisnął mnie z całej siły do ściany i wpoił się w moje usta. Byłam miło zaskoczona takim zwrotem wypadków więc nie protestowałam. Wplotłam dłonie w jego włosy i oddawałam pocałunki. Kiedy usłyszeliśmy znacznie chrząknięcie od strony lekarza z niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Justin jednak nadal się nie ruszył ode mnie ani na krok. Oparł swoje czoło o moje i wyszeptał:
-Sell..jeśli wyjdę z tego cało to wrócisz ze mną do domu?
-Oczywiście,że tak.-odparłam również szeptem i pogłaskałam go delikatnie po policzku. Uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w dłoń. Następnie odwrócił się i po chwili zniknął za drzwiami sali operacyjnej wraz z lekarzami i pielęgniarkami. Ja natomiast usiadłam na krześle obok cioci i Brandona. Próbowali mnie jakoś zagadać,żebym się nie martwiła,ale nie udawało im się to zbytnio. Wielokrotnie próbowali podjąć ze mną rozmowę na różne tematy,jednak ja byłam zbytnio zdenerwowana,aby móc brać w niej udział. Siedziałam dosłownie jak na szpilkach stukając obcasem w posadzkę. Próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie,jednak nie mogłam wymyślić nic interesującego. Niedługo z tego wszystkiego zacznę obgryzać swoje paznokcie,czego się okropnie brzydzę. Po jakiejś godzinie ciocia,wujek,Sammy i Brandon musieli wracać do domu. Chcieli zabrać mnie ze sobą,jednak ja się nie dałam. Pozostałam nieugięta. Kręciłam się po korytarzu jak oszalała. W ogóle nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam w tą i z powrotem,w kółko,raz do toalety,raz do bufetu. Kiedy wreszcie rozbolały mnie nogi od chodzenia usiadłam z powrotem na krześle. Nawet nie zauważyłam kiedy moje powieki zamknęły się.

*****

-Panno Gomez! Proszę się obudzić!-usłyszałam po jakimś czasie i poczułam,że ktoś mnie szturcha. Natychmiast się obudziłam.
-Co,co,co się stało?-spytałam zaspana przecierając dłonią oczy i głośno ziewając.
-Wszystko w porządku?-zapytał mężczyzna w białym fartuchu.
-Nie..to znaczy tak! Przepraszam,zdrzemnęłam się chwilkę.
-Rozumiem. Pan Justin jest już po operacji.
Słysząc te słowa natychmiast poderwałam się z miejsca.
-Ii..i co z nim?!
-Spokojnie,wszystko jest w porządku. Guz został usunięty. Pacjent zostanie u nas przez tydzień na obserwacji i będziemy mogli go spokojnie wypisać.-powiedział z uśmiechem mężczyzna a ja poczułam jak wielki kamień spada mi z serca. Operacja udała się! Justin będzie żyć! Czego można chcieć więcej?


****

Tydzień,który Justin przeleżał w szpitalu minął nadzwyczajnie szybko. Dzisiaj właśnie Justin wychodzi ze szpitala.  Wszystko było z nim w porządku. Musiał tylko przez pewien czas zażywać witaminy wzmacniające,które zapisał lekarz. Tak więc weszłam do sali mojego chłopaka który był już gotowy do opuszczenia szpitala. W sali zastałam też Ushera,który pomagał chłopakowi pakować swoje rzeczy. Podbiegłam do nich i pomogłam im. We trójkę uwinęliśmy się błyskawicznie. Kiedy otrzymaliśmy wypis w wyśmienitych humorach opuściliśmy budynek szpitala. Przed budynkiem czekali na nas ochroniarze Justina,ponieważ przed szpitalem roiło się od paparazzich. Ochroniarze szli przed nami odganiając natrętnych paparazzich,którzy co chwile zadawali Justinowi przeróżne pytania,na które mój chłopak nie miał nawet najmniejszej ochoty udzielać odpowiedzi. W końcu dotarliśmy do limuzyny i opuściliśmy teren szpitala. Plan był taki: teraz jechaliśmy do mnie,pakowaliśmy moje rzeczy i natychmiast wracaliśmy do domu,ponieważ Justin już następnego dnia ma wywiad,a przecież obiecałam mu,że wrócimy razem. Musiałam dotrzymać słowa,a poza tym cieszę się,że będę mogła zobaczyć ojca i Scarlett. Kiedy limuzyna zatrzymała się przed moim domem ja z Justinem wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Ciocia zaproponowała nam obiad,jednak grzecznie podziękowaliśmy i udaliśmy się do mojego pokoju. Kiedy już tam byliśmy wyjęłam z szafy moje walizki i wraz z Justinem zaczęłam pakować do nich swoje rzeczy. Uwinęliśmy się w niecałe pół godziny. Następnie zeszliśmy na dół i czekało mnie to co najgorsze-kolejne pożegnanie. Uhh...jak ja tego nienawidzę. Tak więc z trudem pożegnałam się z wujkiem,ciocią i kuzynostwem dziękując oczywiście za gościnę. Z tutejszej szkoły wypisałam się dwa dni temu,więc nie było przeszkód,abym wróciła do starej. Nie mogłam się doczekać aż zobaczę moich przyjaciół. Cholernie się za nimi stęskniłam. Kiedy wreszcie pożegnałam się ze wszystkimi i obiecałam,że będę dzwonić tak często jak tylko będę mogła opuściłam dom,w którym mieszkałam mniej więcej miesiąc. Wsiedliśmy do limuzyny i ruszyliśmy w drogę.

****

Po kilku godzinach drogi nareszcie limuzyna zatrzymała się przed moim domem. Pożegnałam się z moim chłopakiem,który szedł teraz do siebie po czym wysiadłam z limuzyny. Ojciec nic nie wiedział o moim przyjeździe,ponieważ chciałam zrobić mu niespodziankę. Po cichu weszłam do domu,ponieważ drzwi o dziwo były otwarte. Po cichu rozglądałam się po mieszkaniu,ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć swojego taty. Wreszcie dotarłam do salonu.
-Cześć ta..-nie dokończyłam ponieważ to,co zobaczyłam natychmiast zamknęło mi usta. Na kanapie siedział tata i całował jakąś brunetkę! Z wrażenia opuściłam walizki,które z hukiem upadły na ziemię. Dopiero wtedy zwróciłam na siebie uwagę tych dwojga. Spojrzeli na siebie zakłopotani a ja nie mogłam wykrztusić siebie ani pół słowa. Poczułam jak wielka igła bólu przekuwa moje serce....


****

Hej Wam! ;* Jak widzicie oto 30 rozdział.:D Jak widzicie jednak nie zawiesiłam bloga,ponieważ wena zaczyna mi już powoli wracać. ;) Co do następnego rozdziału...myślę,że powinnam go dodać jakoś tak za 4 dni.;) Dziękuję Wam za wszystkie motywujące komentarze.:D Jesteście wspaniali! ;*** Kocham Was.<3

PS. Jak wiele już pewnie zdążyło zauważyć zmieniłam trochę wygląd tego bloga. Nie jestem jednak pewna co do koloru. Waham się pomiędzy zielonym a fioletowym. Poradźcie mi co powinnam zrobić,bo już sama nie wiem.xD
A i jeszcze jedno..przy okazji,chciałabym polecić Wam świetnego bloga,od którego od niedawna sie uzależniłam. Coraz więcej się w nim dzieje i na pewno warto na niego zajrzeć. Co więcej dziewczyna ma wielki talent,a jej wena mnie po prostu zaskakuje,ponieważ dodaje rozdziały niemal codziennie. Ta dziewczyna jest niesamowita.<3 Tak więc serdecznie zapraszam Was na:

Tak więc to tyle.<333 Trzymajcie się i do nn.<333 ;****

Wasza GoŚka.; ]




Czytasz=Komentujesz.












czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 29.

"Dlaczego to zrobiłeś?!"


Nadal stałam w miejscu kompletnie oszołomiona. Nie mogło do mnie dotrzeć to co prawdopodobnie przed chwilą się stało. Justin uciekł,lub....porwali go. Nie,nie,nie! To nie może dziać się naprawdę! Ja żyję w jakimś pieprzonym koszmarze! Muszę się obudzić!
Uszczypnęłam się,lecz nadal stałam w tym samym miejscu. O nie..czyli to jest jednak koszmar na jawie.

-Panie doktorze!-wrzasnęłam ile sił w płucach wybiegając z sali niczym torpeda. 
-Co się stało?-zapytał wychodząc ze swojego gabinetu.
-Justin,Justin...on..oni...on uciekł,albo go porwali!-wydukałam
-Słucham? To przecież niemożliwe szpital jest bardzo dobrze strzeżony! 
-Ach,tak?! To proszę pójść zobaczyć do sali pana Bieber'a,to wtedy się przekonamy jak ten zasrany szpital jest strasznie chroniony!-syknęłam gniewnie mrużąc przy tym oczy. Doktor najwyraźniej się tym nie przejął ani trochę i powoli zaczął iść w stronę sali Justina. Prychnęłam i ruszyłam za nim tylko o wiele,wiele szybciej. Kiedy przekroczyłam próg owej sali moim oczom ukazał się zszokowany doktor drapiący się po głowie. No,właśnie się przekonał jaki jego szpital jest doskonale strzeżony. On w ogóle nie był pilnowany! Inaczej Justinowi,albo porywaczom nie udałoby się uciec. Stanęłam w drzwiach krzyżując ręce na piersiach i nerwowo stukając obcasem o zieloną wykładzinę.

-N..n...nie wiem jak to się stało.-wydukał zszokowany mężczyzna. 
Ponownie prychnęłam z gniewem.
-Pff..ja też nie wiem! Inaczej bym nie podnosiła przecież alarmu! I co teraz?! Zamierza tak tu pan stać i drapać się po tym łysym łbie?!-wrzasnęłam wytrącona z równowagi. Tak,wiem. Takie zachowanie jest bardzo niestosowne,ale w tamtym momencie nerwy wzięły górę i nie panowałam nad moim zachowaniem czy słowami. 
-Proszę się opanować,panno Gomez! Zaraz podejmiemy stosowne kroki!
-No to może byście się tak łaskawie pośpieszyli?! Właśnie zginął pacjent z pana szpitala a pan zamiast natychmiast zacząć działać to stoi jak pierdoła w tej sali i drapie się po głowie!
Doktor rzucił mi gniewne spojrzenie i wyszedł szybkim krokiem z sali. Najwyraźniej wziął sobie moje słowa do serca i nareszcie zaczął działać. Przewróciłam oczami i usłyszałam,że najwyraźniej każe wszystkim pielęgniarkom przeszukiwać dokładnie szpital,a sam dzwoni na policję. A ja? Co ja mam zrobić? Nie mogę przecież tak bezczynnie stać! Sama muszę go znaleźć! Przecież wiadomo,że na policję nigdy nie można liczyć. To pomyślawszy sama zwinnie skoczyłam z okna i po chwili znalazłam się na zielonej,świeżej trawie. Kiedy ustawiłam się do pionu zaczęłam rozmyślać. Gdzie Justin mógł pobiec,albo gdzie porywacze mogliby go wywieźć? Myśl,Selena,myśl...Na pewno nie gdzieś w centrum wioski,bo przecież każdy rozpoznałby Justina w ciągu kilku sekund. Tak więc pozostaje mi przeszukać okoliczne lasy,pola,stary,opuszczony magazyn lub...stary,również opuszczony dworzec kolejowy. Tak więc ruszyłam w odpowiednim kierunku. 

-Trzymaj się,Justin..-pomyślałam i rzuciłam się biegiem w stronę lasu. 

****

Biegłam już tak chyba od 2 godzin. Przeszukałam chyba już wszystkie najskrytsze zakamarki w tym pieprzonym lesie,ale nigdzie ani śladu Justina. Z westchnieniem udałam się do swojego kolejnego celu-opuszczonego magazynu na obrzeżach wioski. Kiedy tylko przypominałam sobie uśmiechniętą twarz mojego chłopaka serce przyspieszało tempa a nogi zaczęły biec szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Znajdę Cię,Justin...obiecuję. Nie poddam się.

****

Po jakimś czasie wreszcie dotarłam do swojego drugiego celu. Ostrożnie weszłam do starego pomieszczenia,ponieważ mogłoby się w każdej chwili zawalić. W środku panowała ciemność i głucha cisza,którą przerywał jedynie skrzyp starych,spróchniałych,drewnianych paneli.
Im dłużej przebywałam w tym okropnym miejscu tym szybciej pewność siebie,którą miałam jeszcze przed chwilą uleciała ze mnie w ułamku sekundy. Bałam się. Tak zwyczajnie. W końcu byłam całkiem sama w tym dosyć dużym,ciemnym pomieszczeniu. Do tego mogłam się domyślić,że roi się tu od pająków-czyli małych-niby pożytecznych-stworzeń,których nie znoszę. 
-Justin? Jesteś tu?-spytałam drżącym,ale i donośnym głosem. Nie uzyskałam odpowiedzi. Zaczęłam powoli przeszukiwać każdy kont,jednak nic nie udawało mi się znaleźć. Po jakimś czasie poczułam,że coś łazi mi po nodze. Byłam w stanie od razu rozpoznać co to takiego. To był oczywiście,wielki,obrzydliwy,pająk! Niekontrolowanie zaczęłam skakać i piszczeć chcąc go z siebie zrzucić. Kiedy wreszcie mi się to udało wybiegłam z pomieszczenia najszybciej jak tylko mogłam. Przystanęłam na chwilę i schyliłam się lekko,biorąc przy tym jak najgłębsze oddechy,ponieważ złapała mnie dość poważna kolka. Nie ma co..pamiętało się z lekcji W-F'u co trzeba zrobić w takiej sytuacji,he he. Jednak te moje długie lata spędzone w budzie na coś się przydały. Kiedy ból ustąpił ruszyłam w dalszą drogę. 

****

Po jakimś czasie nareszcie dotarłam na opuszczony dworzec kolejowy,który był po drugiej stronie wsi. Zdyszana i zgrzana weszłam do środka i natychmiast puls mi przyśpieszył. Na krześle,ledwo żywy i poobijany siedział Justin. Nie było wokół niego żadnych ludzi,więc on sam musiał uciec ze szpitala. Pozostaje tylko pytanie...dlaczego? No cóż,nie dowiem się jeżeli nie zapytam się go wprost. Ostatnimi siłami dobiegłam do ławki,na której siedział mój chłopak. Przysiadłam obok niego,ale on ani drgnął. Spojrzałam na jego twarz i dopiero teraz zobaczyłam,że on najzwyczajniej w świecie śpi. Biedny musiał być wykończony. Nadal nie mogę pojąć jakim cudem zdołał tak po prostu wstać i uciec. Ja chyba nie dałabym rady. Nawet jak nic mi nie jest po tak długim biegu opadam z sił. Muszę podciągnąć swoją kondycję.
Widząc go w takim strasznym stanie aż ścisnęło mnie w sercu. Wyglądał okropnie i zarazem tak niewinnie. Dotknęłam delikatnie jego policzka.
-Justin?-szepnęłam,a szatyn natychmiast otworzył szeroko oczy,podrywając się z miejsca. Kiedy mnie ujrzał natychmiast zajął miejsce obok mnie i spojrzał na mnie nie ukrywając swojego dużego zdziwienia.
-Selena? Co ty tutaj robisz?
-Co ja tutaj robię? Może ty mi łaskawie wyjaśnisz co Ci do głowy strzeliło,żeby uciekać ze szpitala? Ty wiesz jak ja się martwiłam?!
-Nie potrzebnie.-mruknął bawiąc się swoimi paznokciami.
-Słucham? Jak to nie potrzebnie?
-Niedługo i tak zdechnę,więc po co się masz przejmować?
-Justin! Nawet nie wolno Ci tak mówić! Wszystko będzie dobrze,zobaczysz!
-Nic nie będzie dobrze.-odparł głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
-Dobra,stop. Zacznijmy od początku. Odpowiedz mi najpierw na moje pytanie. Co ty tutaj robisz?
-No jestem,jak widać. Uciekłem.
-Tego sama się domyśliłam. A teraz czas zadać drugie pytanie. Dlaczego to zrobiłeś?!
-Bo boję się! Cholernie się boję,rozumiesz?!
-Czego?
-Tego,że operacja się nie uda,że mimo tej beznadziejnej walki ja i tak nie dam rady,że odejdziesz i stracę wszystko na raz...
-Justin..ja nigdy Cię nie zostawię. Wiążąc się z tobą wiedziałam na co się piszę i jestem gotowa przetrwać z Tobą wszystko.
Spojrzał na mnie najwyraźniej zakłopotany,tak jakby w moich oczach szukał potwierdzenia moich słów. Po chwili uśmiechnął się lekko,co oznaczało,że raczej mi uwierzył i przygarnął mnie do siebie całując lekko w czubek głowy. Wtuliłam się w niego przecierając łzy,które poleciały mi po policzkach. Nie były ty łzy smutku czy rozpaczy. Były to łzy szczęścia,radości,która ogarnęła mnie,kiedy tylko ujrzałam Justina.
Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy postanowiłam porozmawiać z nim na temat operacji.
-Justin?
-Hmm?
-Zgodzisz się na operację?
Usłyszałam wielkie westchnięcie i spojrzałam na niego niepewnie. Co jeśli on wcale nie ma zamiaru się na to zgodzić? Co wtedy?
-Sam nie wiem...mimo wszystko boję się,że coś pójdzie nie tak. Sell..ja nie chcę umierać. Nie teraz kiedy wreszcie mieliśmy być razem szczęśliwi...
-Justin,ale...doktor powiedział,że jest bardzo duże prawdopodobieństwo,że operacja się uda. Przecież jeżeli odpuścisz to ten guz prędzej czy później Cię zniszczy. Proszę,Justin..jeżeli ty mnie chociaż trochę kochasz to zgódź się,proszę.
Chłopak zamyślił się i przez dłuższą nie odzywał się ani słowem. Nerwowo zaczęłam bawić się swoim rękawem od bluzki czekając na odpowiedź,od której zależy moje dalsze życie...


****

No hey! <3 ;* Ponownie strasznie Was przepraszam,że tak rzadko teraz dodaję rozdziały. Po prostu wena dopada mnie teraz naprawdę bardzo rzadko i coraz częściej o bardzo dziwnych porach. (Np. Dzisiaj w nocy.xd) Rozważam też zawieszenie bloga do czasu,aż odzyskam kompletną wenę,ale jeszcze nic na ten temat nie wiem. Okaże się. Jeżeli się na coś zdecyduje na pewno Was o tym poinformuję. Co do rozdziału..wydaje mi się on beznadziejny,ponieważ znowu pisałam go jak maszyna.;) Mam jednak nadzieję,że Wam się spodoba.;*

Tak więc to tyle. Trzymajcie się i do nn.<3 ;**

Wasza GoŚka. ; ]



Czytasz=Komentujesz.