środa, 29 maja 2013

Rozdział 13

"Ponieważ bardzo mi na tobie zależy..."



Co on wyrabia? Czy on kompletnie zwariował? Narkotyki?! Justin nałogowcem?! Tego jeszcze brakowało..Justin,proszę,opamiętaj się!-takie myśli nieustannie krążyły mi po głowie. Patrzyłam bezradnie jak przybliża strzykawkę do swojej ręki..po upływie sekundy poczułam się tak,jakby ktoś wylał na mnie wielki kubeł zimnej wody. NIE! Nie pozwolę mu na to,nie mogę! Tak więc jak najszybciej mogłam wyrwałam mu strzykawkę z ręki. Przestraszony odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony. No tak..czyli nawet nie zauważył,że tu jestem.

-Selena...oddaj to.-powiedział ze zmarszczonym czołem.

-W życiu! Nie pozwolę ci na to,Justin!

-Powiedziałem ODDAJ TO!-wrzasnął. No tak..typowe zachowanie nałogowca,kiedy zabraniasz mu korzystania z używek robią się agresywni.

-NIE.-odezwałam się głosem zimnym jak lód. Spojrzał na mnie wkurzony a usta miał zaciśnięte w jedną,cienką linię. Po chwili zaczął się ze mną szamotać,aby odebrać mi strzykawkę. Kiedy wygrałam tą szamotaninę i widziałam,że ponownie chce się na mnie rzucić wpadłam na dość ryzykowny pomysł. Jeżeli tego nie zrobię on mi nie odpuści. Tak więc jak najszybciej mogłam wbiłam strzykawkę sobie w rękę i wstrzyknęłam sobie całą jej zawartość. Wiem,oszalałam,jednak nie mogłam pozwolić,aby Justin nadal brał narkotyki. Spojrzał na mnie przerażony i słyszałam tylko jak krzyczy głośno moje imię. Po chwili obraz zaczął mi się zamazywać i zanim zdążyłam cokolwiek jeszcze zobaczyć,osunęłam się na ziemię po ścianie i odpłynęłam...

*****

Obudziłam się cała obolała. Czułam jakby moją głowę miał rozsadzić zaraz jakiś wielki granat. Otworzyłam powoli oczy,jednak coś mnie oślepiło,wiec ponownie je zmrużyłam. Zdążyłam tylko dostrzec jakieś dwie sylwetki stojące nade mną. Dopiero po pięciu minutach odzyskałam pełną ostrość widzenia. Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany,oślepiające światło i jeszcze ten charakterystyczny zapach..tak..to musi być szpital. Ech..a ja już miałam nadzieję,że trafię do nieba i skończą się wszystkie moje problemy. Jedną osobą,która nade mną stała była pielęgniarka która robiła coś przy mojej ręce. Zapewne podłączała kroplówkę. Drugą osobą,siedzącą po drugiej stronie łóżka okazał się być Justin. Patrzył na mnie ze strachem,bólem i żalem jednocześnie trzymając mnie za rękę? Mmm..jakie to przyjemne uczucie,jednak wolałam udawać,że o tym nie wiem,albo,że tego nie zauważyłam. Powoli otworzyłam usta i wzięłam głęboki wdech.

-Co się stało?-zapytałam przyciszonym i zachrypniętym głosem udając,że nic nie pamiętam.

-Sell..obudziłaś się. Całe szczęście..jesteś w szpitalu,ponieważ wstrzyknęłaś sobie zbyt dużą dawkę leku przeciwbólowego.-tłumaczył Justin. Leku przeciwbólowego? O czym on pieprzy? 

-Jak to leku przeciwbólowego?

-No normalnie. Miałem sobie właśnie go wstrzyknąć kiedy ty jakimś cudem znalazłaś się  w szatni i wyrwałaś mi strzykawkę z ręki. Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy?

-To ty lepiej powiedz mi co tobie strzeliło do głowy,że zacząłeś brać narkotyki!-wypaliłam wkurzona kiedy pielęgniarka wyszła już mojej sali. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

-Co? Jakie narkotyki? Sell..o czym ty mówisz?

-Och,Justin..nie rób ze mnie idiotki,proszę Cię! Doskonale widziałam co tam robiłeś!

-Selena,do cholery!-teraz to on się uniósł- Czy ty naprawdę myślisz,że ja jestem narkomanem?! Czy masz mnie za takiego idiotę?!

-To w takim razie co to było,do cholery?! Ja wchodzę do tej szatni,a ty trzymasz w ręku strzykawkę i co?! Myślisz,że jak to wygląda,hm?!

-No właśnie próbuję ci wytłumaczyć,że to nie były żadne narkotyki,tylko leki przeciwbólowe!-wrzasnął wściekły. Syknęłam z bólu i złapałam się za głowę. Spojrzał na mnie i uspokoił się w mgnieniu oka.

-Przepraszam..-szepnął lekko speszony

-Nic się nie stało..w takim razie wytłumacz mi to wszystko,bo ja już nic nie rozumiem...

-Bardzo chętnie. Więc..wiem jak to dla Ciebie wyglądało,ale to nie tak. To nie były żadne narkotyki. To był bardzo silny lek przeciwbólowy. 

Spojrzałam na niego zdumiona.

-Już tłumaczę.-powiedział z lekkim uśmiechem na ustach.-Otóż dwa lata temu grałem koncert w Los Angeles. Wiesz..jak zwykle przyszło miliony fanów. I..jeden anty fan. Ale tego jeszcze nie wiedziałem. A więc zacząłem swoje show. I kiedy grałem pewien utwór tylko przy akompaniamencie gitary siedząc na stołku nagle usłyszałem strzał. Oczywiście Rob natychmiast wkroczył do akcji.Odciągnął mnie na bok,jednak było już za późno. Kiedy biegłem pocisk trafił mnie w rękę. Oczywiście ochroniarze wyprowadzili na zewnątrz zszokowanych fanów a mnie natychmiast zabrano do szpitala. Tam wyjęli mi kulę i założyli szwy. Wszystko skończyłoby się dobrze,gdyby nie fakt,że moje mięśnie zostały bardzo mocno nadszarpnięte przez tę kulę. Dowiedziałem się,że ta ręka nigdy do końca nie wyzdrowieje. Zawsze będę miał na niej tę bliznę-tu wskazał na pewną dużą,czerwoną bliznę na ręce po czym kontynuował-Od tamtej pory średnio raz na dwa tygodnie ta ręka zaczyna mnie potwornie boleć. Tak jakby ktoś palił ją żywym ogniem. Jakby miała mi dosłownie zaraz odpaść. I to właśnie stało się dzisiaj. Dlatego właśnie musiałem wstrzyknąć sobie ten lek. Najczęściej ta ręka zaczyna mnie boleć pod wpływem bardzo dużego wysiłku fizycznego,lub pod wpływem silnego stresu. Teraz rozumiesz?

Kiedy zakończył swoją historię byłam w szoku. Tak bardzo zrobiło mi się go żal. Przechodzi z tą ręką takie piekło,a ja jeszcze posądzam go o nałogi...

-Matko..wybacz,Justin..ja,ja...nic nie wiedziałam...

-Ależ nic się nie stało. Przecież dopiero co Ci to wszystko wyjaśniłem. W każdym razie to nie były żadne narkotyki,nie jestem takim durniem,żeby ryzykować życie.

Gdy to powiedział odetchnęłam z ulgą.

-Justin..proszę wybacz mi..powinnam najpierw Cię wysłuchać,a dopiero potem wyciągać jakieś wnioski...

-Nic się nie stało. Wiem,że wyglądało to trochę przerażająco. Powinienem powiedzieć Ci to wcześniej,jednak nie było okazji..

-Rozumiem.-odparłam z uśmiechem. Chłopak również się uśmiechnął. Chwilę siedzieliśmy w ciszy..

-Sell?-zapytał nagle

-Hmm?

-Powiedz mi..skoro myślałaś,że są to narkotyki to dlaczego wyrwałaś mi tą strzykawkę i ryzykowałaś własne życie?

-Ponieważ bardzo mi na tobie zależy,i nie mogłam pozwolić,abyś zniszczył sobie życie.-powiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam go po policzku. Chłopak nic nie mówiąc uśmiechnął się szerzej i wtulił swój ciepły policzek do mojej bladej dłoni.


******


Hej! :D Jak obiecałam w jednym z komentarzy dodaję dzisiaj kolejny rozdział. Zapewne liczyliście na więcej akcji,no ale cóż..tak sobie zaplanowałam ten rozdział,nie wiem tylko czy wyszedł mi tak jak układałam go sobie wcześniej w głowie. W każdym razie liczę na to,że wam się spodoba. Wszystkie komentarze mile widziane. Pozdrawiam. <3

Gośka.;] 




niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 12

"Gdy zobaczyłam,co on robi zrobiło mi się słabo..."


Staliśmy przytuleni do siebie spory kawał czasu. Kiedy skończyliśmy się przytulać udaliśmy się w dalszą drogę do pizzerii. Nie trwała ona zbyt długo. Na miejscu byliśmy już po upływie zaledwie dziesięciu minut. Weszliśmy do środka. W środku było dość dużo ludzi,jednak w kącie ujrzałam mały,ale bardzo dostojny stolik dla dwojga. Akurat dla nas. Justin uśmiechnął się i zaprowadził mnie właśnie do zauważonego przeze mnie wcześniej stolika. Jak na dżentelmena przystało oczywiście odsunął przede mną krzesło. Usiadłam,następnie on przysunął mnie bliżej stołu. Ściągnął ze mnie płaszcz,który wcześniej na siebie założyłam i odwiesił go obok na wieszaku. Sam ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i również ją powiesił. Następnie usiadł naprzeciwko mnie przy stoliku z szerokim uśmiechem na ustach. Zaczęłam żałować,że to tylko przyjacielskie spotkanie,a nie prawdziwa randka. 

-To na co masz ochotę?-spytał przeglądając menu.

-Sama nie wiem. Wszystko jedno co,byleby szybko. Zaraz chyba padnę z głodu.

Chłopak zaśmiał się po czym wskazał na jedną z propozycji w menu.

-Co powiesz na to?

-Ooo..świetny wybór. Jasne,może być.

Justin posłał mi tylko ciepły uśmiech po czym zawołał kelnera i złożył nasze zamówienie. Na jedzenie czekaliśmy nie dłużej niż piętnaście minut. Gdy tylko kelner postawił przed moim nosem ogromny talerz z pizzą natychmiast zaczęłam wsuwać. Nie obchodziło mnie co inni sobie o mnie pomyślą. Byłam strasznie głodna. Jadłam niczym jaskinowiec ,który od pół roku nie miał nic w ustach. Justin zaśmiał się widząc moją reakcję na jedzenie. Spojrzałam na niego zakłopotana i speszona sięgnęłam po serwetkę i wytarłam nią brudne od sosu usta. Justin pokręcił tylko głową po czym zapłacił za posiłek i sam zaczął go spożywać. Skończyłam jeść już po upływie piętnastu minut. Normalnie jadłabym tą pizzę z pół godziny,jednak nie dzisiaj. Po nie długim czasie Justin również skończył jeść. Gdy ubraliśmy się wyszliśmy z pizzerii powolnym krokiem po czym skierowaliśmy się do domu. Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim,jak i o niczym. Za to właśnie lubię Justina. Mogę być przy nim po prostu sobą,nie muszę się niczego wstydzić. Gdy dotarliśmy do mojego domu Justin pożegnał się ze mną całusem w policzek. Przez moje ciało ponownie przeszedł dobrze znany mi dreszcz. Tym razem Justin chyba go wyczuł,ponieważ zauważyłam jak uśmiecha się pod nosem. Po pożegnaniu weszłam do domu. Tak jak już wcześniej wspomniałam mój tata jest obecnie na wyjeździe służbowym i nie będzie go przez najbliższe dwa tygodnie,natomiast siostra mieszka obecnie u babci,więc mam dom dla siebie. Gdy tylko przekroczyłam próg domu od razu poszłam do łazienki. Byłam wykończona,sama nie wiem czym. Kiedy wykonałam już wszystkie wieczorne czynności postanowiłam wejść na facebook'a. Zalogowałam się i spojrzałam na wiadomości. Nie było tam nic ciekawego. Już chciałam się wylogować,gdy moją uwagę przykuła jedna wiadomość..była od..Miley. Ze zdziwieniem kliknęłam i zaczęłam czytać jej treść:
"Ty szujo! -o jak miło...-pomyślałam ironicznie po czym czytałam dalej- Ostrzegałam Cię,żebyś nie zbliżała się do Justina,nie?! Ale nie! Oczywiście jak zawsze musiałaś postawić na swoim! Teraz tak łatwo ci nie odpuszczę! Pożałujesz tego,zobaczysz! -.-" gdy skończyłam czytać parsknęłam śmiechem. Takie wiadomości od strony Cyrus to żadna nowość. Znudzona wylogowałam się z facebooka,ponieważ nikogo interesującego nie było na czacie. Wyłączyłam laptopa i udałam się do swojego pokoju. Zmęczona padłam na łóżko nawet nie przykrywając się kocem zasnęłam....
*****
2 tygodnie później:


9 października. Środa. Jak zawsze w ten dzień tygodnia wstawałam o 7:30,ponieważ do szkoły mam na 9:00. Dzisiaj o 15:00 wraca mój tata. Nawet się z tego cieszę,ponieważ mam dosyć siedzenia samej w czterech ścianach. Tak więc jak codziennie musiałam z trudem zwlec się z łóżka. Tak też zrobiłam. Pogoda zapowiadała się nawet ciekawie. Jak na tą godzinę było całkiem ciepło. Jedynie to zachęcało mnie do wyjścia z domu. Od czasu,kiedy dostałam tę wiadomość od Miley z pogróżkami o dziwo przestała mi dokuczać,jednak ja wiedziałam,że jest to cisza przed burzą,a raczej sztormem,jednak nie chciało mi się teraz o tym myśleć. Tak więc pościeliłam łóżko i podeszłam do swojej ogromnej szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam wywalać z niej ubrania w celu znalezienia czegoś przyzwoitego. W końcu znalazłam to,czego szukałam. Zadowolona wrzuciłam niedbale ubrania do szafy i zamknęłam ją. Nie miałam czasu ani ochoty na porządki w szafie. Na szczęście nikt nie wie o tym,w jakim ona jest stanie. Z przygotowanym zestawem ubrań udałam się do łazienki. Szybko przebrałam się w wybrane ciuchy. Po 40 minutach umyta i ubrana wyszłam z łazienki. Następnie udałam się do pokoju. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam rozczesywać kołtuny swoich czarnych włosów sycząc od czasu do czasu. Po piętnastu minutach skończyłam i odłożyłam szczotkę na miejsce. Następnie zabrałam się za robienie makijażu. Nie wysilałam się za bardzo i po 10 minutach skończyłam. Oto jak wyglądałam:

Spakowałam szybko książki i zeszyty do torby po czym wybiegłam z pokoju. Nie miałam ochoty marnować czasu na robienie śniadania tak więc sięgnęłam tylko po jakiegoś batonika,wodę oraz ciastka. Ciastka i wodę spakowałam do torby natomiast batonika postanowiłam zjeść po drodze. Tak więc szybko wyszłam z domu i ruszyłam w stronę szkoły. Droga zajęła mi gdzieś z pół godziny ponieważ nigdzie mi się nie spieszyło. Matma nigdy nie była i zapewne nie będzie moim ulubionym przedmiotem. Wolnym krokiem weszłam do szkoły. Cała moja paczka przyjaciół już stała na korytarzu. Z uśmiechem na ustach podeszłam do nich i zaczęliśmy rozmawiać. Po chwili usłyszeliśmy głośny dzwonek na lekcję.

****
Właśnie skończyła się lekcja Chemii..całe szczęście! Teraz mieliśmy mój prawie ulubiony..przedmiot a właściwie zajęcia. Trudno nazwać to przedmiotem. Miałam na myśli oczywiście W-F. Weszłam do odpowiedniej przebieralni i przebrałam się w odpowiedni strój. Zawsze robiłam to najszybciej ze wszystkich. Gdy już wszyscy do mnie dołączyli nauczyciel wychowania fizycznego sprawdził obecność i wszyscy weszliśmy na salę. Podczas rozgrzewki oczywiście ganiałam się z Taylorem i Justinem. Nauczyciel nie zwracał na to szczególnej uwagi. Zanim się obejrzałam jedna z moich ulubionych lekcji dobiegła końca. Z westchnieniem udałam się do szatni i przebrałam się w swój poprzedni strój. Wpadłam na pewien pomysł,alby umówić się z Justinem na lunch. Tak więc wyszłam z przebieralni i stanęłam przed szatnią męską. Stałam przed drzwiami mniej-więcej piętnaście minut. Wszyscy już opuścili budynek sali gimnastycznej,jednak Justin nadal nie wychodził...znudzona dalszym czekaniem postanowiłam wejść do środka. Tak też zrobiłam. Justin stał w samym kącie przebieralni tyłem do mnie a przodem do okna. Był w dziwnej pozycji. W ręku trzymał jakiś przedmiot,natomiast drugą rękę miał wyprostowaną. Po cichu podeszłam bliżej i spojrzałam przez ramię co trzyma w ręce. Gdy zobaczyłam co on robi zrobiło mi się słabo...w ręku trzymał strzykawkę...

*****
Witam! :D Oto obiecany wczoraj rozdział..wiem,trochę mi nie wyszedł,ale cóż. Nie urodziłam się zawodową pisarką. Mam nadzieję,że mimo wszystko ten rozdział przypadnie wam do gustu. Liczę również na wasze komentarze i szczere opinie oraz krytyki co do mojego stylu pisania. Serdecznie pozdrawiam.<3
Gośka.;]



sobota, 25 maja 2013

Rozdział 11

"Dzięki tobie czuję,że żyję."

Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Zdziwiona odwróciłam się i zza zaszklonych od łez oczu ujrzałam zdziwioną jak i przestraszoną twarz Justina. Jego czekoladowe tęczówki były przepełnione strachem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zachrypniętym głosem.
Chłopak nic nie mówiąc usiadł obok mnie.
-Co się stało?
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie..
-Ty na moje też nie..-zaśmiał się krótko dalej na mnie patrząc.
-Nic.-odparłam krótko ocierając mokre od łez policzki,jednak on uparcie na mnie patrzył. Nie miał zamiaru odpuścić.
-Proszę,powiedz co się stało.-powiedział spokojnie. Spuściłam głowę i nic nie mówiłam. Liczyłam na to,że jeżeli nic nie odpowiem da mi spokój jednak myliłam się. Chwycił mój podbródek i zmusił,abym ponownie na niego spojrzała.
-Proszę Sell. Chcę Ci pomóc.
-Mi się nie da pomóc...-stwierdziłam smutno i ponownie spuściłam głowę.
Chłopak nic nie mówiąc po protu mnie objął. Moje ciało samo zadrżało pod wpływem jego dotyku,jednak albo tego nie zauważył,albo nie zwracał na to uwagi.
-Proszę Cię,powiedz co się stało. Nie mogę patrzeć jak cierpisz.-wyszeptał do mojego ucha. Kiedy poczułam jego słodki malinowo-miętowy oddech moje ciało ponownie przeszedł przyjemny dreszcz.
Wiedziałam,że w żaden sposób się od tego nie wymigam. Zaczęłam mu opowiadać wszystko od A do Z. Kiedy skończyłam z niepokojem spojrzałam na jego twarz,ponieważ czułam,że cały sztywnieje a jego mięśnie napinają się. Miał zaciśnięte szczęki,a jego oczy ciskały błyskawice. Nagle zerwał się z ławki wściekły niczym lew. Szczerze mówią zaczęłam się go bać.
-Zabiję gnoja!-warknął nadzwyczaj wzburzony.
-Justin,proszę uspokój się.-powiedziałam smutno próbując powstrzymać kolejne łzy cisnące mi się do oczu.
-Jak mam się uspokoić,kiedy ten idiota tak Cię wtedy zranił,a teraz ma jeszcze czelność do Ciebie dzwonić?!
-Wiedziałam,że będzie lepiej,kiedy nie będziesz o niczym wiedział...
Słysząc to chłopak odetchnął głęboko i zacisnął powieki głęboko oddychając. Po chwili uspokoił się na tyle,by móc z powrotem usiąść obok mnie.
-Nie przejmuj się.-powiedział po chwili.
-Jak mam się nie przejmować? Nawet nie wiesz jak ja się wtedy czułam!-wypaliłam.
-Wiem jak się czułaś. Nigdy nikt mnie tak nie potraktował,ale potrafię sobie to wyobrazić. Powiedz mi tylko jedno..wspominałaś,że David zdradzał Cię z Brendą od roku. Niczego nie zauważyłaś?
-No właśnie nie! Jak ja mogłam być taka naiwna,głupia i ślepa jednocześnie?!
-Byłaś zakochana. Wtedy widziałaś wszystko przez różowe okulary i nie dostrzegałaś oczywistych faktów. To zupełnie normalne. To wcale nie znaczy,że byłaś głupia,ślepa i naiwna jednocześnie. Mogę się założyć,że byłaś piękna,cudowna i kochana,zupełnie tak samo jak teraz. David jest po prostu kompletnym idiotą,który nie docenił tego,jaki skarb ma przy sobie. Wiele facetów na pewno dałoby wszystko,żeby choć na chwilę móc zająć jego miejsce.-powiedział Justin uśmiechając się szeroko. Zrobiłam to samo. Przy nim na pewno nikt nie mógł być smutny.
-Dzięki Justin,ale chyba zbyt wiele wywnioskowałeś wniosków jak na jeden dzień znajomości.
-Wcale nie. Mam oczy i wszystko widzę. Nie potrzebuję Bóg wie ile czasu,by poznać człowieka. To wszystko widać gołym okiem.
Słysząc to uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-To..powtórzę swoje pytanie. Co ty tu robisz?
-Byliśmy umówieni na 17:00..zapomniałaś?
-To już jest 17:00?
-Tak. Teraz jest dokładnie..17:10.-powiedział spoglądając na zegarek. Matko..ale się zasiedziałam,a raczej zamyślałam. Dopiero teraz poczułam,jak głośno burczy mi w brzuchu. Justin zaśmiał się,a ja delikatnie się zarumieniłam i schowałam twarz we włosy.
Po chwili poczułam jak delikatnie odgarnia moje włosy z twarzy i odgarnia moje czarne kosmyki włosów za ucho i przejechał delikatnie palcem po moim policzku. Zapewne przez przypadek,ale nawet i to wystarczyło,by moje ciało ponownie przeszedł ten dziwny dreszcz. Spojrzałam na niego pytająco,a on uśmiechnął się i szepnął mi do ucha:
-Ślicznie się rumienisz.
Uśmiechnęłam się i mój rumieniec chyba stał się jeszcze bardziej wyraźny.
-Dziękuję.-odparłam zawstydzona jednak postanowiłam zmienić temat.
-To gdzie idziemy?
-Hmm..ja proponuję najpierw pójść do jakiejś pizzeri zważając na stan twojego żołądka,a potem..może basen albo kino? Na co masz ochotę?
-Kino.-odparłam bez chwili wahania.
-Okej..a więc pójdziemy do kina.
-Super..pozwolisz,że się przygotuję.
-Przygotujesz? To ty nie jesteś już przygotowana?
-Oczywiście,że nie. Widzisz jaka ja jestem roztrzepana?
-Mi to nie przeszkadza.
-Wariat.-zaśmiałam się i weszłam do budynku. Chłopak podążył za mną i rozłożył się na kanapie. Zaśmiałam się po czym pobiegłam do swojego pokoju. Podeszłam do toaletki i zaczęłam rozczesywać swoje czarne włosy. Gdy skończyłam postanowiłam poprawić sobie makijaż. Tak więc sięgnęłam po mój ulubiony,malinowy błyszczyk i musnęłam nim moje usta. Następnie sięgnęłam po czarną kredkę do oczu i naniosłam ją na powieki. Po skończeniu tej czynności odłożyłam kosmetyki na miejsce po czym złapałam pierwszą lepszą torbę i wpakowałam do niej niezbędne rzeczy. Wybiegłam z pokoju gdy nagle,z salonu doszły do mych uszu dźwięki gitary. Po cichu zeszłam po schodach i stanęłam w drzwiach salonu,by sprawdzić,co się dzieje. Moim oczom ukazał się Justin siedzący na kanapie a na kolanach trzymał gitarę grając jakąś spokojną melodię. Po chwili z jego ust zaczęły płynąć słowa,zapewne nowej piosenki:
If I was your boyfriend, I’d never let you go
I can take you places you ain’t never been before
Baby take a chance or you’ll never ever know
I got money in my hands that I’d really like to blow
Swag swag swag, on you
Chillin by the fire while we eatin’ fondue
I dunno about me but I know about you
So say hello to falsetto in three, two, swag
I’d like to be everything you want
Hey girl, let me talk to you
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl, you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go
Tell me what you like yeah tell me what you don’t
I could be your Buzz Lightyear fly across the globe
I don’t never wanna fight yeah, you already know
I am ‘ma a make you shine bright like you’re laying in the snow
Burr
Girlfriend, girlfriend, you could be my girlfriend
You could be my girlfriend until the —- world ends
Make you dance do a spin and a twirl and
Boys goin crazy on this hook like a whirl wind
Swaggy
I’d like to be everything you want
Hey girl, let me talk to you
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go
So give me a chance, ‘cause you’re all I need girl
Spend a week with your boy I’ll be calling you my girlfriend
If I was your man, I’d never leave you girl
I just want to love you, and treat you right
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, never let you go
Na na na, na na na, na na na
Ya girl
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey
If I was your boyfriend.
Kiedy skończył śpiewać stałam w progu całkiem oczarowana jego cudownym głosem. Ciekawa o kim była ta piosenka. Chłopak w tym czasie odłożył gitarę i wpatrywał się chyba w moje zdjęcie.
-Cudowna piosenka.-powiedziałam z zachwytem,gdy już odzyskałam mowę.
Słysząc moje słowa przeraził się i zerwał z kanapy.
-Sell..-zaczął zakłopotany.
-Nie wstydź się. To było cudowne. O kim to?
-To..o nikim. Po prostu jak wróciłem do domu dopadło mnie natchnienie i napisałem taki kawałek. To nic takiego.
-Nic takiego?! Justin! To było cudowne. Musisz to wydać!
-Ja...ja...nie wiem czy ludzie to kupią.
-Kupią! Na pewno! Ja już się zakochałam w tej piosence!
-Naprawdę?-zapytał z błyskiem w oku.
-Oczywiście. To jest wspaniałe.
-Dzięki Sell. Zastanowię się nad tym..to jak? Możemy już iść?
-Jasne.-sięgnęłam po telefon,który wcześniej rzuciłam na stół. Spojrzałam na wyświetlacz a mym oczom ukazało się dwadzieścia nieodebranych połączeń od...Davida. Zdenerwowana wyciszyłam dźwięki i wrzuciłam telefon do torebki. Nie miałam ochoty już psuć sobie humoru jego osobą. Wraz z Justinem opuściliśmy mój dom,który zamknęłam na klucz. W drodze do pizzeri rozmawialiśmy,śmialiśmy się. Przy Justinie zapominałam o moich wszystkich problemach. To cudowne uczucie.
-Wiesz..Justin..muszę Ci coś wyznać...-zaczęłam nieśmiało.
-Słucham.
-No więc..wiem,że to dziwne co teraz powiem,ale..właśnie teraz dostrzegłam,że tak na prawdę tylko dzięki tobie czuję,że żyję..-powiedziałam lekko zawstydzona.
Chłopak nic nie mówiąc po prostu przytulił mnie do siebie,a ja utonęłam w jego silnych i opiekuńczych ramionach...
****
No więc już wszystkie rozdziały z tamtego bloga zostały przeniesione. Jutro postaram się dodać nowy rozdział. Pozdrawiam.<3
PS. Wszelkie komentarze mile widziane. Liczę na Was! :D

Rozdział 10

"Jesteś dla mnie nikim! Rozumiesz?! Nikim!"

Patrzyłam na wyświetlacz swojego telefonu kompletnie osłupiała. I ten idiota ma jeszcze czelność dzwonić do mnie po tym jak mnie potraktował?! W pierwszej chwili chciałam odrzucić połączenie,jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się. Nie miałam pewności,że zadzwoni do mnie jeszcze raz. W ogóle bardzo się zdziwiłam,że On ma jeszcze mój numer. Postanowiłam powiedzieć mu wprost to co leży mi na sercu od ponad siedmiu miesięcy.
To wydarzenie   miało dokładnie miejsce w ubiegłe Święta Bożego Narodzenia. Byłam wtedy szczęśliwie-przynajmniej wtedy tak myślałam-zakochana. Dokładnie w wigilię miał miejsce koncert charytatywny dla dzieci z domu dziecka. Mój chłopak był wtedy...dość znany. Miał bardzo czysty głos,nawet po mutacji i śpiewał najlepiej w całym mieście. [Oczywiście wtedy nie było tu Justina.;D] Startował w różnych konkursach i nie ukrywam,byłam z niego strasznie dumna. I oczywiście dostał propozycję wzięcia udziału w tym koncercie,ponieważ uwielbiał występować na żywo i...być w centrum zainteresowania,tak więc bez wahania się zgodził.Głównie w mieście był znany z tego,gdyż jego ojciec często organizował takie mini koncerty ,gdzie właśnie On występował. Śpiewał covery znanych piosenek i wychodziło mu to naprawdę bardzo dobrze. Swoich piosenek nie pisał,ponieważ jego zdaniem była to "strata czasu". No i właśnie na tym koncercie charytatywnym na koniec zaśpiewał cover piosenki Christiny Perri "A Thousand Years". Dobrze wiedział,że była ona moją ulubioną piosenką. Zawsze kiedy potrzebowałam się uspokoić lub nawet wypłakać słuchałam tej właśnie piosenki i dosłownie odpływałam w inny świat. W mój świat,do którego nikt inny nie miał wstępu. Stałam tuż przy scenie i słysząc słowa tej cudownej piosenki wydobywające się z jego ust dosłownie popłakałam się ze wzruszenia. Gdy skończył ogłosił,że dedykuję tą piosenkę najcudowniejszej dziewczynie na Ziemi,którą kocha ponad życie. Byłam przekonana,że miał mnie na myśli. Już chciałam wbiec na scenę i rzucić mu się na szyję,jednak w tym samym czasie wypowiedział słowa,które w jednym momencie zdołały zburzyć moje dotychczasowe szczęście i rozerwały mi serce na kilka kawałków:
-Dedykuję tą piosenkę najcudowniejszej dziewczynie na Ziemi. Kocham ją całym swoim sercem. Nie wyobrażam sobie życia bez Niej. Brenda,kochanie..mam nadzieję,że tu jesteś.-powiedział a po chwili panna Song wbiegła na scenę rzucając Mu się na szyję i całując Go zachłannie,a ja cała zalana łzami wybiegłam z pomieszczenia....*
To właśnie od tamtego momentu nienawidzę tej dziewczyny. W końcu przez nią rozpadł się mój związek. Okazało się,że David [mój były chłopak] zdradzał mnie z Brendą od ponad roku,a ja głupia,ślepa i zauroczona niczego nie zauważyłam..jak mogłam być tak naiwna?
****
W ostatniej chwili zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę.
-Czego chcesz,idioto?!-warknęłam.
-Wow..cóż za miłe powitanie.-zaczął sarkastycznie,na co ja tylko wywróciłam oczami. W środku dosłownie się we mnie gotowało. Jakim cudem on ma czelność dzwonić do mnie po tylu miesiącach?! Po tym jak mnie upokorzył,zranił?!
-Zamknij się! Streszczaj się i mów o co Ci chodzi! Nie mam ochoty tracić na Ciebie czasu!
Po drugiej stronie usłyszałam tylko ciężkie westchnięcie,jednak w ogóle się tym nie przejęłam,głęboko oddychałam chcąc się uspokoić i nie rozwalić telefonu o ścianę.
-Wiesz..ostatnio dużo o nas myślałem..-zaczął a ja zaczęłam się śmiać. Ten koleś był naprawdę żałosny.
-Czemu się śmiejesz?-zapytał zdezorientowany. Z trudem opanowałam kolejny napad śmiechu.
- Słuchaj..po pierwsze już od dawna nie ma żadnych "NAS" a po drugie co ty sobie w ogóle myślisz,co?! Ja nie wiem jak możesz mieć w ogóle czelność najpierw mnie tak zranić i po więcej niż pół roku ni stąd ni z owąd do mnie dzwonić..ty to jesteś prawdziwym kretynem...myślisz,że jak zadzwonisz,walniesz jakiś głupawy,kolejny z resztą fałszywy tekst i co?! Myślisz,że ja wszystko rzucę i do Ciebie wrócę?! Nie bądź śmieszny...-Jesteś dla mnie nikim! Rozumiesz?! Nikim!-wydarłam się na cały głos. Nie mogłam już tego dłużej w sobie dusić.
-Sel..ale po co się tak unosisz? Nie chcę się kłócić. Chcę Ci wreszcie wszystko wyjaśnić..
-Co chcesz mi wyjaśnić,do jasnej cholery?! No pytam się,co?! Zdradziłeś mnie,upokorzyłeś,zraniłeś jak nikt inny! Co ty chcesz mi jeszcze wyjaśniać?! Nie chcę Cię znać! Daj mi święty spokój! Leć lepiej do tej swojej plastikowej Brendy,skoro tak bardzo ją kochasz!
-Sel..ja,ja już jej nie kocham! Po tylu miesiącach dopiero teraz uświadomiłem sobie,że ja tak naprawdę tylko Ciebie kocham! Rozumiesz?!
Ponownie wybuchnęłam śmiechem. On był jakiś nie poważny!
-Nie wierzę już w ani jedno twoje słowo! Cały czas mnie zwodziłeś,okłamywałeś tylko po to,żeby na tym cholernym koncercie mnie skompromitować! Ty wiesz,jak ja się wtedy czułam?!
-Ale..
-Nienawidzę Cię!-wrzasnęłam i natychmiast się rozłączyłam. Nie miałam siły na dalszą rozmowę,a raczej kłótnię. Bezradna rzuciłam telefon na stół i natychmiast wyszłam na dwór,do ogrodu chcąc się w jakiś sposób uspokoić. Jednak myliłam się. Po tym jednym telefonie mój wyśmienity humor prysł niczym bańka mydlana. Usiadłam na ławce przed domem i nie przejmując się niczym schowałam twarz w dłonie. Po chwili poczułam,że robią się one mokre,a moje oczy zaczęły mnie potwornie piec. Ten cały ból sprzed paru miesięcy powrócił z podwojoną siłą. Wszystko sobie przypomniałam,a myślałam,że udało mi się już o tym zapomnieć...

Rozdział 9

"Gdy spojrzałam na wyświetlacz...zamarłam..."

Spojrzałam na Justina podejrzliwym wzrokiem. Ten jego błysk w oku wydał mi się podejrzany.
-Co ty kombinujesz?
-Słucham?
-Nie udawaj,że nie wiesz o co mi chodzi. To spojrzenie..wydaje mi się podejrzane.  Ty coś kombinujesz..
-Ja? No co ty Sell. Ja nic nie kombinuję.-wybełkotał i najwyraźniej zaczął kogoś szukać. Przyglądałam mu się nieco zdziwiona. Po chwili przeszedł obok nas brunet,który bez wątpienia był przyjacielem Justina. Szatyn właśnie przyciągnął go bliżej siebie i zaczął trejkotać jak jakaś katarynka:
-Hej,Chris! A co ty mówiłeś? Że dzisiaj jest jakiś mecz piłki nożnej w telewizji? No tak! Prawie zapomniałem.A kto będzie grał? Ronaldo? Nie? A czemu? Ach...no tak..ma kontuzję..-i nie przerywając swojego monologu odszedł z przyjacielem w stronę klasy. Nawet zabawna była jego zdziwiona mina. Ja tylko wzruszyłam ramionami i udałam się pod klasę matematyczną...
****
Lekcje mijały powolnie,jednak gdy wreszcie usłyszałam zbawczy dzwonek odetchnęłam z ulgą. Spakowałam książki i wyszłam z klasy. Przed klasą niestety natknęłam się na Miley,jednak rzuciłam jej jedynie obojętne spojrzenie i ją wyminęłam. Po drodze spotkałam Demi i w jej towarzystwie opuściłam budynek szkolny. Przed szkołą już prawie nikogo nie było. Taylor miał treningi basketball'u,więc musiał szybko udać się na trening,Alyson miała odebrać ciocię z lotniska,która dzisiaj do niej przyleciała,a Ashley spieszyła się na lekcje gry na akordeonie. Pożegnałam się z przyjaciółką i miałam zamiar wejść na chodnik i samotnie udać się do domu,jednak poczułam czyjś dotyk na swoim nadgarstku. Podświadomie ten dotyk wywołał u mnie przyjemny dreszcz. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz Justina. Niekontrolowanie na moje usta wkradł się lekki uśmiech,chociaż wcale tego nie planowałam. Chciałam udać obrażoną,żeby Justin wreszcie powiedział mi co mu chodzi po głowie,jednak jak widać nic z tego nie wyszło.
-No proszę,proszę..kogo to moje oczy widzą..-zaczęłam a szatyn zaśmiał się wdzięcznie.-Powiesz mi wreszcie co ty kombinujesz?
-Ale Sell...przecież Ci już mówiłem,że nic nie kombinuję...
-Och,Justin proszę Cię..nie ze mną takie numery. Doskonale widzę po twoim spojrzeniu,że coś knujesz.-po tych słowach wyrwałam rękę z Jego uścisku i lekko wkurzona weszłam na chodnik i zaczęłam iść w stronę domu. Byłam na niego wściekła,że na samym początku naszej znajomości ten już ma przede mną jakieś sekrety!. Czułam,że On biegnie za mną i nie pomyliłam się. Po chwili znowu złapał mnie,tylko teraz nie za nadgarstek,ale za rękę. Znów przeszedł mnie ten sam dreszcz co przedtem,tylko tym razem dwa razy silniejszy. Co się ze mną u licha dzieje? Przyciągnął mnie bliżej do siebie tym samym odwracając mnie w Jego stronę. Z trudem spojrzałam na Jego twarz.
-Sell..proszę Cię..nie obrażaj się. Ja naprawdę nic nie planuję. Uwierz mi..-powiedział głosem pozbawionym objaw kłamstwa. Dla pewności spojrzałam jeszcze w te jego niesamowite,czekoladowe tęczówki. Jeszcze nigdy żadne oczy nie działały na mnie w ten sposób. Mogłabym patrzeć Mu w oczy godzinami. Bez wątpienia były wyjątkowe,jedyne w swoim rodzaju. Nie dostrzegłam w nim żadnych oznak kłamstwa,więc uśmiechnęłam się. Zauważyłam,że odetchnął z ulgą.
-Dobrze,dobrze Justin. Wierzę Ci.
Justin nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się uroczo. Wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejszy obrazek.
-Odprowadzić Cię do domu?-tymi słowami wyrwał mnie z tego "transu". Potrząsnęłam lekko głową i szybko pomrugałam powiekami chcąc całkowicie wrócić na ziemię.
-Sama trafię.
Chłopak zrobił minę nieszczęśliwego szczeniaczka co wywołało u mnie lekki śmiech.
-No dobrze..-tu zrobiłam planowaną pauzę.-Ścigamy się!-wrzasnęłam nagle i rzuciłam się do ucieczki. Szatyn dopiero po sekundzie załapał o co mi chodziło,wybuchnął radosnym śmiechem i zaczął mnie gonić. Utrzymywałam nad nim przewagę tylko przez jakieś 5 minut. Gdy wbiegłam na polankę,która znajdowała się dosłownie dwie ulice od mojego domu Justin mnie dogonił,złapał mnie w talii i przewrócił na ziemię. Teraz to ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Nawet nie wiem dlaczego. Po prostu sama Jego obecność wywołuje u mnie uśmiech. Nawet nie zauważyłam,że ja leżę na ziemi,a Justin klęczy tuż nade mną. Nasze twarze znajdowały się dosłownie parę centymetrów od siebie. Moje serce zaczęło bić niczym młot. Czułam na sobie ten jego cudowny,świeży,przyspieszony oddech. W tej chwili nie liczyło się dosłownie nic. Liczył się tylko On. Patrzyliśmy na siebie jak zahipnotyzowani. Nagle zauważyłam,że odległość pomiędzy nami jeszcze się zmniejsza. Czyżby on miał ochotę mnie...?
Oczami Justina:
 Nie wiem jakim cudem do tego doszło,jednak byliśmy zdecydowanie za blisko siebie,jednak wcale mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie straciłem nad sobą panowanie i zaczynałem jeszcze bardziej się do niej zbliżać. Kiedy już miałem musnąć jej malinowe usta swoimi wargami nagle poczułem,jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Wiedziałem,że nie mogę tego zrobić. Nie teraz. To może tylko pogorszyć sytuację. Z niechęcią odsunąłem się od niej i wstałem z ziemi. Oczywiście pomogłem też Jej stanąć na nogi. Bez słowa weszliśmy na chodnik i udaliśmy się w dalszą drogę. Nie odzywaliśmy się przez dobre 10 minut. Nie mogłem znieść dłużej tej niezręcznej ciszy więc jako pierwszy się odezwałem:
-Sell...
-Hmm?
-Czy ty..czy ty się na mnie gniewasz?-spytałem dość niepewnie,spoglądając w jej niesamowite,ciemno kakaowe oczy. Ona w tym samym momencie odwróciła głowę w moją stronę i również spojrzała w moje tęczówki.
-Nie..-szepnęła,a kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
-W takim razie się cieszę. A tak w ogóle..dasz się dziś popołudniu gdzieś porwać?-spytałem zabawnie poruszając brwiami chcąc rozładować napiętą atmosferę.Zaśmiała się uroczo i spytała z przekąsem:
-No nie wiem..będę musiała się nad tym bardzo poważnie zastanowić..-powiedziała unosząc brwi do góry.
-A długo to potrwa?
-Nie mam pojęcia..-miałem już dość jej droczenia się ze mną. Po prostu chwyciłem od tyłu w talii i zacząłem łaskotać. Już po sekundzie wybuchnęła głośnym śmiechem. Najwyraźniej natrafiłem na miejsce,gdzie najbardziej ją łaskocze.
-Just...just...JUSTIN! Przestań!-ledwo wydusiła z siebie te dwa krótkie słowa.
-Ani mi się śni! Przestanę jak się zgodzisz..
-No dobra,dobra! Zgadzam się! Błagam Cię,przestań!-po tych słowach zgodnie z obietnicą przestałem. Czarnowłosa poprawiła sobie fryzurę i spojrzała na mnie morderczym spojrzeniem,a ja się zaśmiałem.
-To zawsze działa.-powiedziałem i triumfalnie się uśmiechnąłem.
Dziewczyna wywróciła tylko oczami.
-To gdzie i o której?-spytała
-Hmm..może przyjdę po ciebie o 17:00 i wtedy zdecydujemy gdzie pójdziemy?
-Okej. Niech będzie.-odpowiedziała z uśmiechem.
Po jakichś 5 minutach dziewczyna zatrzymała się przed wcale nie małym budynkiem. Zapewne właśnie tu mieszkała. Dom wydawał mi się bardzo przyzwoity.
-A więc tutaj mieszkasz?
-Tak. No wiem,że ten dom nie jest jakiś super fajny,ale chyba aż tak źle też nie jest,co?
-Ależ skąd. Jest świetnie. Nie jedna gwiazda chciałaby taki mieć.Wierz mi..byłem zapraszany do wielu domów znanych gwiazd i rzadko która miała coś lepszego. Naprawdę można pozazdrościć posiadłości.- Powiedziałem spoglądając na dom Seleny:
-Dzięki,ale to nie moja zasługa,tylko mojej..-zaczęła,ale w pewnym momencie niespodziewanie przerwała.-Nie ważne.-szepnęła po chwili odwracając głowę w drugą stronę.
-Sell..coś się stało?
-Nie,nie..to nic.-powiedziała wymijająco uśmiechając się lekko. Nie bardzo jej wierzyłem,jednak nie chciałem dociekać,aby nie sprawić jej jakieś przykrości.
-No to do zobaczenia.-powiedziałem uśmiechając się i przytuliłem ją na pożegnanie,odwzajemniła uścisk,a potem zrobiła coś,czego w ogóle się po niej nie spodziewałem...
Oczami Seleny:
Justin przytulił mnie lekko na pożegnanie. Odwzajemniłam gest z wielką chęcią. Jednak potem działałam pod wpływem impulsu. Przecież gdybym trzeźwo myślała nie posunęłabym się do czegoś takiego. A mianowicie pocałowałam go w policzek. Jak mówiłam. To był zwykły impuls. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.
-To na razie.-powiedziałam lekko zawstydzona i szybko weszłam do domu. Natychmiast weszłam do kuchni i chowając się za firanką obserwowałam przez okno Jego reakcję. O dziwo nie był ani zły,ani zniesmaczony. Z uśmiechem dotknął opuszkami palców miejsca,które przed sekundą musnęłam wargami. Chyba mu się to spodobało. Teraz będę mogła robić tak częściej,i nie będę musiała obawiać się Jego gwałtownej reakcji. Po chwili z uśmiechem na ustach wszedł na chodnik i powolnym krokiem udał się zapewne do swojego domu. Westchnęłam rozmarzona i weszłam po schodach na górę. Weszłam do pokoju i rozpakowałam torbę,a wszystkie książki poukładałam odpowiednio na półkach. Tak jak przewidywałam nikt ani nic nie może mi zepsuć dobrego humoru. Bardzo się cieszyłam,że zdecydowałam się dać Nam szansę. Mama zapewne miała rację. Naprawdę było warto. Gdy skończyłam się rozpakowywać odłożyłam torbę na miejsce. Na szczęście nie miałam dzisiaj żadnych zadań domowych. Opuściłam swój pokój i udałam się do salonu. Rozłożyłam się na kanapie i wzięłam do ręki pilota. Włączyłam TV i zaczęłam skakać po kanałach. Niestety nie leciało nic ciekawego. Na jednym kanale leciała jakaś komedia romantyczna, na następnym jakiś horror,a na kolejnym jakaś dyskusja polityczna. Kiedy myślałam,że już nic ciekawego nie uda mi się znaleźć natrafiłam na kanał muzyczny. Akurat leciała piosenka mojego nowego przyjaciela. Jeszcze jakiś czas temu wściekła wyłączyłabym TV i pewnie poszłabym spać nie zważając na wczesną porę. Jednak dzisiaj wszystko się zmieniło. Z uśmiechem na ustach odłożyłam pilota i wstałam z kanapy. Zaczęłam śpiewać słowa piosenki tak głośno jak tylko mogłam. Oczywiście nie obyło się bez tańca. Gdy piosenka się skończyła lekko zdyszana padłam na kanapę. Wyłączyłam telewizor i w tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Ponieważ zapomniałam go dziś rano spakować leżał tuż obok na stole. Sięgnęłam po niego. Gdy spojrzałam na wyświetlacz...zamarłam...

Rozdział 8

"Masz cudowny głos!"

-Justin! Zaczekaj,proszę!-krzyknęłam ile sił w płucach,kiedy zobaczyłam,że chłopak kierował się w stronę drzwi. Musiałam z nim koniecznie porozmawiać. Tu i teraz. Później może nie być okazji. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu szatyn,gdy tylko usłyszał mój głos zatrzymał się i lekko zdziwiony odwrócił w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko i podbiegłam do Niego tak szybko jak tylko mogłam. Gdy stanęłam z nim twarzą w twarz dopiero teraz zdołałam dostrzec wielki ból i cierpienie promiejący z jego oczu. Poczułam ostre ukłucie w sercu.
-Justin...czy możemy chwilkę porozmawiać?
-O czym?
-Nie wiem od czego mam zacząć. Możemy usiąść?
Nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową na znak,że się zgadza. Wspólnie usiedliśmy na ławce,na której przed minutą siedział samotnie.
-Słucham.-powiedział smutno i spojrzał na mnie tymi swoimi cudownymi,teraz niestety smutnymi oczami.
-No więc..Justin..ostatnio dużo myślałam i przemyślałam sobie dużo spraw. Między innymi to,że moje zachowanie w stosunku do Ciebie było nie fair. Powinnam Cię najpierw poznać,a dopiero potem oceniać. Jednak...jednak oceniłam Cię po tym,co na wypisywały o Tobie media. To był błąd. Bardzo duży błąd. Dopiero teraz to zrozumiałam. Bardzo żałuję i naprawdę Cię przepraszam. Nie chciałam,żeby tak wyszło. Nie chciałam Cię zranić i nie chciałam,żebyś cierpiał przeze mnie. I jeżeli nadal tego chcesz. Chcę spróbować się z Tobą zaprzyjaźnić. Teraz już mnie nie obchodzi co o Tobie wypisują. Chcę zobaczyć jaki jesteś naprawdę. No więc...tyle miałam Ci do powiedzenia. Jesteś w stanie mi wybaczyć?
Justin nie odzywał się przez dobre dziesięć minut. Wcale się nie zdziwię,jeśli nie będzie chciał mnie dłużej znać. To ja zawiniłam,nie On. Siedział i patrzył w jakiś punkt. Po dziesięciu minutach nie wytrzymałam i ponownie się odezwałam:
-Rozumiem. Rozumiem,że nie jesteś w stanie. W sumie nawet Ci się nie dziwię. Jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał dać nam szansę wiesz gdzie mnie szukać. To...na razie.-powiedziałam smutno,wstałam w ławki i zaczęłam iść w stronę szkolnego budynku. Po kilku sekundach poczułam,że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i ujrzałam Justina. Zdziwiłam się nieco,jednak w głębi duszy się ucieszyłam. On także wyglądał nieco lepiej. Nie miał już tak wyraźnego smutku wypisanego na twarzy. Przynajmniej taki jest plus naszej rozmowy. Spojrzałam na Niego pytająco,a on się delikatnie uśmiechnął. Niekontrolowanie zrobiłam to samo.
-Wybacz Sel. Musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Nadal nie mogę uwierzyć w to,co przed chwilką mi powiedziałaś. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Nie sądziłem,że nastąpi to tak szybko..ba..nie sądziłem,że w ogóle to nastąpi. Ja..wybaczam Ci. Sam nie wiem jakbym się zachował na Twoim miejscu. Chcę dać nam szansę.-powiedział z uśmiechem. Nie musiałam słyszeć już nic więcej. Po prostu mocno się do Niego przytuliłam. Przygarnął mnie mocniej i objął w pasie. Byłam taka szczęśliwa! Szczęśliwa,że dałam Nam szansę. Czułam,że nie będę tego żałować.
Staliśmy przytuleni chyba z piętnaście minut. Nie mówiliśmy już nic więcej. Tu słowa nie były potrzebne. Liczyło się tylko to,że najwyraźniej oboje jesteśmy szczęśliwi. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam w te jego cudowne tęczówki. Były jedyne w swoim rodzaju,wyjątkowe. Z resztą tak samo jak ich właściciel. Znów zobaczyłam te cudowne iskierki radości. Mój cel został zrealizowany. Udało mi się przywrócić dawnego Justina. Uśmiechniętego i zadowolonego z życia. Oczywiście od razu wymieniliśmy się numerami telefonów. Po tej czynności oboje weszliśmy do szkoły. Justin nagle spostrzegł swojego przyjaciela,Chris'a.
-Sel..będziesz miała mi za złe jak Cię na chwilę opuszczę?
-Nie. Jasne,że nie. Ja też pójdę pogadać ze swoimi przyjaciółmi.
-Okej. To do zobaczenia później.-powiedział i puszczając mi oczko ruszył w stronę kolegi. Ja natomiast mrugnęłam do Niego i udałam się do swojej paczki. Przywitałam się ze wszystkimi i zaczęliśmy rozmawiać.
-Sel..nie żeby coś,ale od kiedy ty się zadajesz z Bieberem?-spytał Taylor wyraźnie zaskoczony.
-Od dzisiaj.-odparłam szczęśliwa.
-Yhym. To fajnie,że dałaś mu szansę. Od razu chodzi jakby weselszy.
-Też tak myślę.
Rozglądałam się w celu znalezienia Nicka i porozmawiania z Nim,lecz nigdzie nie mogłam go znaleźć.
-Kogo tak wypatrujesz?-spytała ciekawa Alyson.
-Nicka. Nie widzieliście go może?
-Nie. Chyba dzisiaj go nie będzie w szkole.-odparła Demi wyraźnie zawiedziona.
-Aha. Szkoda,bo miałam nadzieję,że uda mi się z nim dzisiaj pogadać. No ale cóż. Pogadam z nim jutro.
Reszta przerwy minęła w miłej atmosferze. Gadaliśmy sobie w najlepsze,do czasu kiedy oczywiście dzwonek nam przerwał. Słysząc go z niechęcią wszyscy uczniowie udali się pod swoje klasy. Po chwili przyszedł do nas nauczyciel muzyki. Otworzył klasę i zaprosił wszystkich do środka. Posłusznie wszyscy weszli do pomieszczenia i zajęli swoje miejsca. Nauczyciel zajął miejsce przy biurku i sprawdził obecność. Następnie zadał pytanie,którego w ogóle się nie spodziewałam:
-No dobrze. Teraz chciałbym Wam zadać dość nietypowe pytanie. Czy ktoś z tej klasy może chciałby coś zaśpiewać? W końcu to jest lekcja muzyki. Komponuje ktoś z Was własną muzykę?
Słysząc to dosłownie zamarłam. Tak,komponuję,ale robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Szybko schowałam nos w książkę i udałam,że nie usłyszałam tego pytania.
-Proszę pana! Selena komponuje i na pewno chętnie zaśpiewa!-krzyknął Taylor. W tej chwili miałam dosłowną ochotę go udusić. Doskonale wiedział,że ja robię to tylko po to,aby się rozładować i dać upust emocjom. Nie miałam najmniejszej ochoty nikomu tego śpiewać. Zmroziłam go spojrzeniem,a on tylko do mnie mrugnął. Nauczyciel wyglądał na zaintrygowanego.
-Seleno,naprawdę? Nic nie wiedziałam. Może zaprezentujesz nam jakieś swoje dzieło?
-Ale proszę pana..to naprawdę nic wielkiego. Komponuję dla siebie,gdy mam natchnienie.
-Oj,Selena. Nie ma się czego wstydzić. Nikt nie będzie się z Ciebie śmiać. Jestem bardzo ciekawy co napisałaś. Zaśpiewaj,proszę.
Spojrzałam z niepokojem w oczach na swoich przyjaciół,a na końcu na Justin'a. Najwyraźniej był zdziwiony,ale również bardzo ciekawy. Uśmiechnął się szeroko i przytaknął delikatnie głową. Dodał mi tym niesamowitej odwagi.
-Tak,Selena. Zaprezentuj nam to swoje badziewie.-zadrwiła Cyrus,a Justin zmroził ją spojrzeniem. Jej triumfalny uśmieszek natychmiast zniknął. Niezapomniany widok. Czując w sobie narastającą siłę wstałam z miejsca i podeszłam do nauczyciela prosząc o gitarę. Po chwili podał mi ją,a ja usiadłam na stołku układając ją odpowiednio na kolanach. Zanim zaczęłam śpiewać nauczyciel jeszcze się odezwał:
-Zanim zaczniesz może najpierw zdradzisz nam tytuł i kto był dla Ciebie inspiracją.
-Dobrze. Więc piosenka nosi tytuł "Live Like There's No Tomorrow". Napisałam ją wtedy,kiedy moja kuzynka bała się wystąpić przed publicznością,aby dodać Jej odwagi.
-Brzmi bardzo interesująco. Proszę bardzo. Możesz zaczynać.
Po tych słowach zaczęłam grać na gitarze odpowiednią melodię. Cały czas patrzyłam na Justin'a. On dodawał mi niesamowitej siły i odwagi. On również na mnie patrzył. Ani na chwilę nie przestawał się uśmiechać. Cały czas patrząc na Niego w odpowiednim momencie zaczęłam śpiewać,a słowa automatycznie wydobywały się z moich ust:
If time came to an end today
And we left too many things to say
If we could turn it back
What would we want to change
Now's the time to take a chance
Come on we gotta make a stand
What have we gotta lose
The choice is in our hands
And we can find a way to do anything if we try to
Live like there's no tomorrow
'Cause all we have is here right now
Love like it's all that we know
The only truth we've ever found
Believe in what we feel inside
Believe and it will never die
Don't ever let this life pass us by
Live like there's no tomorrow
If there never was a night or day
And memories could fade away
Then there'd be nothing left
But the dreams we made
Take a leap of faith and hope you fly
Feel what it's like to be alive
Give it all that we've got
And lay it all on the line
And we can find a way to do anything if we try to
Live like there's no tomorrow
'Cause all we have is here right now
Love like it's all that we know
The only truth we've ever found
Believe in what we feel inside
Believe and it will never die
Don't ever let this life pass us by
Live like there's no tomorrow
Be here by my side
We'll do this togetheer
Just you and me, nothing is impossible
nothing is impossible
Live like there's no tomorrow
'Cause all we have is here right now
Love like it's all that we know
The only truth we've ever found
Believe in what we feel inside
Believe and it will never die
Don't ever let this life pass us by
Live like there's no tomorrow.
Kiedy skończyłam swój występ w klasie rozległy się bardzo głośne brawa. Jak widać spodobało im się. Uśmiechnęłam się lekko. Justin aż wstał z krzesła i bił brawa najgłośniej ze wszystkich. W pewnym momencie zaczął nawet piszczeć,wyrażając swój zachwyt. Dopiero po piętnastu minutach brawa ucichły. Nauczyciel również był zachwycony.  Wstałam ze stołka i odłożyłam gitarę na miejsce. Nauczyciel był tak zachwycony występem,że wstawił mi aż dwie szóstki. Byłam zadowolona z tego faktu,ponieważ obiecałam sobie,że będę miała szóstkę na koniec roku z muzyki. Zadowolona wróciłam na miejsce. Reszta lekcji przebiegła normalnie. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy wyszli z klasy. Na korytarzu oczywiście zaczepił mnie Justin,nadal zachwycony tym,co pokazałam na muzyce.
-Selena. Ten występ to było coś niesamowitego. Masz cudowny głos!
-Dzięki,ale chyba trochę przesadzasz.
-Wcale nie.
-Ja jestem po prostu tylko amatorką. Komponuje z pasji. To wszystko.
-Wcale nie jesteś amatorką! Ta piosenka była lepsza niż wszystkie moje razem wzięte!
-No teraz to już grubo przesadziłeś..
-Wcale nie.-powiedział z dziwnym błyskiem w oku.

Rozdział 7

"Nie mogłem tak zwyczajnie odejść,gdy mój Anioł mnie woła..."

Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam...Justina,który najwyraźniej tłumaczył coś fanką. Widać było,że miał serdecznie dość,że nie ma ani pięciu sekund prywatności. Jedynym takim miejscem była męska toaleta,ponieważ dziewczyny nie miały do niej wstępu. Ale przecież nie mógł w niej siedzieć przez całą przerwę.
-Naprawdę was proszę. Dajcie mi chwilę spokoju. Ja po prostu potrzebuję samotności. Tak trudno to zrozumieć? Proszę.-powiedział coraz bardziej  łamiącym się głosem. Kto by pomyślał,że może tak się załamać z powodu tych dziewczyn? No ale z drugiej strony przecież ja nie wiem jak to jest. Przecież ja nie mam fanów i zapewne nigdy nie będę mieć. Po chwili fanki Justina najwyraźniej wszystko zrozumiały i z wielkim trudem opuściły swojego idola i zniknęły za drzwiami szkoły. Szatyn stał lekko osłupiały. Najwyraźniej on również nie wierzył,tak samo jak ja,że dadzą Mu tak łatwo spokój,ale pewnie przejęły się tym,ponieważ widać po nim gołym okiem,że Justin wygląda na bardzo zmęczonego. Pewnie ma bardzo dużo spraw na głowie. Sława może i nie jest najgorsza ale widać,że każdego z czasem wykańcza,ale z drugiej strony dobrze jest czasami wyjść na scenę i się rozładować. Moje rozmyślania przerwał pewien głos,który na pewno nie należał do Justina:
-Mogę się przysiąść?-słysząc te słowa uniosłam lekko głowę i ujrzałam przygnębionego chłopaka z burzą loków na głowie. Gdy spojrzałam w jego smutne i przygaszone,brązowe tęczówki zrobiło mi się go strasznie żal,miałam ochotę udusić Miley własnymi rękami. Jak ona mogła tak go ranić i nawet tego nie zauważyć? Przecież on od wczoraj chodzi jak struty,a Jego "dziewczyna" myśli tylko o chłopaku,który stał nieopodal.
-Jasne,siadaj.-powiedziałam uśmiechając się do niego. Chciałam chociaż trochę poprawić mu humor. Może nie przyjaźnię się z Nim tak bardzo,ale nie lubię kiedy chodzi taki smutny.  Jednak chłopak był tak przybity,że nawet nie próbował udawać,że wszystko jest w porządku. Po prostu usiadł obok mnie patrząc na szatyna,który usiadł samotnie na ławce po drugiej stronie wybiegu ze wściekłością i zazdrością ukrytą w oczach. W pewnym sensie go rozumiałam,ponieważ przez Niego ma kłopoty w związku,ale jednak z drugiej strony Justin nie miał wpływu na zachowanie Miley.
-Powiedz mi..-zaczął brunet głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji,cały czas patrząc w ten sam punkt.- Dlaczego ja jestem taki beznadziejny?
Kiedy usłyszałam to pytanie dosłownie mnie zatkało. On beznadziejny? Wcale tego nie zauważyłam. Moim zdaniem był bardzo przyjaznym chłopakiem i nawet próbował zmienić trochę Miley,jednak niestety mu się to nie udało.
-Ty beznadziejny? Nick..co ty za bzdury wygadujesz? Kto Ci tak powiedział?
-Miley.
-Słucham? Ale...ja nie rozumiem. Dlaczego Ona mówi Ci takie rzeczy? Przecież Ty wcale nie jesteś beznadziejny. Moim zdaniem jesteś wspaniały,niejedna dziewczyna w tej szkole na pewno chciałaby mieć kogoś takiego przy sobie,a Ona po prostu nie docenia tego co ma.
-Właśnie,że jestem beznadziejny! Miley ciągle mi wypomina,że jestem nieudacznikiem życiowym,że nigdy nie osiągnę w życiu tego,co osiągnął Justin! I ciągle mi wypomina,że wszystko robię źle,że Justin na pewno byłby inny i takie tam.-Lekko się uniósł. W tym momencie szatyn odwrócił się do nas i oczywiście nas zobaczył. Gdy tylko jego czekoladowe tęczówki zatrzymały się na mnie zmieszana odwróciłam wzrok w stronę mojego towarzysza. Nie miałam ochoty nawet utrzymywać z Nim kontaktu wzrokowego.
-Nick. Proszę uspokój się. Jestem pewna,że traktujesz Miley jak księżniczkę,ale Jej najwyraźniej to nie wystarcza. Słuchaj..nie zrozum mnie źle,ale moim zdaniem powinieneś dać sobie z nią spokój i znaleźć sobie inną dziewczynę. Taką,która Cię doceni i będzie szanowała. Uwierz mi. Jest ich wiele.-mówiąc to miałam na myśli swoją przyjaciółkę Demi,która kiedyś mi wyznała,że zakochała się w brunecie,jednak ten chodził już z tym plastikiem i Dem niestety nie miała szans.
-Sell..nie rozumiesz..mimo tych wszystkich złych rzeczy,które Ona mi zrobiła..może to dziwne,ale ja ją nadal kocham..-powiedział z wielkim trudem,aż ukuło mnie w sercu. Jak Miley może być aż taka okrutna?
-Ech..Nick..ja..ja naprawdę nie wiem co mam Ci powiedzieć. Na twoim miejscu spróbowałabym szczęścia z kimś innym,bo jak widzę te twoje..smutne spojrzenie to aż mi się serce kraje. No ale z drugiej strony serce nie sługa..
-Tak,wiem Sell..to beznadziejna sytuacja. Nie mam do Ciebie urazy. Próbowałaś mi pomóc i jestem Ci za to bardzo wdzięczny. Słyszałem Waszą kłótnię na korytarzu i jak wspomniałaś o mnie...nie spodziewałem się tego,ale bardzo Ci dziękuję. Może dzięki temu Miley w końcu się zmieni. Naprawdę..nie wiem jak można Ciebie nie lubić.-zaśmiał się a mi ulżyło. Wreszcie się uśmiechał. To był dobry znak. Przytuliłam się lekko do Niego a On odwzajemnił uścisk. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-To ja już będę szedł. Też idziesz?
-W sumie..okej. Mogę iść. I tak nie mam zamiaru tutaj siedzieć.-powiedziałam po czym wraz z chłopakiem opuściłam wybieg. On poszedł do Mill a ja pod klasę. Czekali tam na mnie moi przyjaciele. Wiem,że miałam dać szansę Justinowi,ale jak dla mnie jest to jeszcze trochę za wcześnie. Postanowiłam,że poobserwuję Jego zachowanie i za jakiś czas spróbuję z nim szczerze porozmawiać. W tym momencie nie byłam jeszcze na to gotowa. W tej chwili miałam tylko nadzieję,że między Nickiem a Miley się ułoży. Naprawdę zależało mi na tym,by chłopak był szczęśliwy,ponieważ w pełni na to zasługuje. Rozmawiałam jeszcze chwilę z przyjaciółmi gdy zadzwonił dzwonek na lekcje...(***)
3 tygodnie później.

Nadal nie rozmawiałam z Justinem. Gdy mijałam Go na korytarzu,po prostu  udawałam,że Go nie widzę. Sytuacja w szkole odrobinę się polepszyła. Przynajmniej już tylko te najbardziej szalone dziewczyny,jest ich może z pięć (w tym Miley i Brenda) nadal łaziły za Bieberem.  Chłopak chodził jak struty,ale nie wydaje mi się,żeby to było z powodu tych paru dziewczyn. Najwyraźniej chodzi o coś innego. Na dłuższych przerwach cały czas czuję na sobie jego smutne spojrzenie. Nie da się ukryć,że już trochę mnie to denerwuje. Wiele razy chciałam z nim porozmawiać,ale jakoś nie mogłam zebrać się na odwagę,podejść do niego i poprosić o kilka minut rozmowy.
Poranek.25 września 2013 r. Środa. Właśnie zadzwonił mój budzik. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok,tyłem do okna. Za nic nie chciało mi się dzisiaj wstawać. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Mam kartkówkę z matmy. Przez głowę przeszła mi myśl,żeby poudawać chorą,jednak i tak prędzej czy później musiałabym to napisać. Z westchnieniem wstałam z łóżka i wyłączyłam budzik. Pościeliłam łóżko i podeszłam do szafy. Nie zastanawiałam się długo co mam ubrać. W sumie było mi to całkowicie obojętne. Przebrałam się w przygotowany zestaw,rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Wyglądałam tak:
Szybko spakowałam książki i zbiegłam po schodach na dół. Mój ojciec wczoraj wyjechał służbowo a Scarlett zajmuje się moja babcia,ponieważ ja mam szkołę i nie miałabym jej z kim zostawić. Tak więc jestem sama w domu. Może to nawet lepiej. Nie muszę się tłumaczyć tacie z mojego humoru,a raczej jego braku. Weszłam do kuchni i wyjęłam z szafki miskę. Nie miałam pomysłu co zrobić innego więc zjadłam po prostu płatki z mlekiem. Po skończonym posiłku wrzuciłam miskę do zlewu,wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Szłam żwawym krokiem do szkoły. Nie miałam ochoty na podziwianie krajobrazów jak robię to zazwyczaj. Otóż moje myśli od dłuższego czasu krążą wokół jednej osoby. Oczywiście wokół Justina. Gdy on jest przybity to ja również. Nie mam pojęcia dlaczego. Czułam,że muszę z nim porozmawiać. Dzisiaj,zaraz! Nie zniosę już dłużej tej niepewności. Chcę w końcu zobaczyć Jego uśmiech. Może uda mi się go jakoś pocieszyć. Na tych rozmyślaniach szybko dotarłam do szkoły. Weszłam do budynku i natychmiast zaczęłam rozglądać się za szatynem. Jednak nigdzie go nie widziałam. Szybko wbiegłam na wybieg. Podświadomość podpowiadała mi,że właśnie tam go znajdę. Bingo. Siedział tam. Siedział tam zupełnie sam. Przybity,smutny i przygnębiony. Jak zawsze od dłuższego czasu. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Postanowiłam dać mu jeszcze chwilę spokoju,dlatego zaczęłam spacerować po wybiegu udając,że podziwiam otaczającą mnie przyrodę.
Oczami Justina:
Siedziałem właśnie sam jak palec na tej cholernej ławce. Ostatnio robię to codziennie. Mam wrażenie,że wszystko to,co wydawało mi się być ważne nagle straciło sens,a wszystko widzę w czarnych barwach. Czy ja popadam w jakaś depresję,czy co? Jest to całkiem prawdopodobne. Już od trzech tygodni nie słyszę jej cudownego głosu,śmiechu czy nawet krzyku. Na każdym kroku mnie unika,a ja nie mam pojęcia co mam robić. Ona jest mi potrzebna bardziej niż tlen. Bez niej to..życie jest tylko marnym istnieniem w czarnej dziurze rozpaczy. Matko..co się ze mnie do licha dzieje? Chyba z tego wszystkiego zamiast pisać piosenki zacznę pisać wiersze. Po prostu,kiedy nie ma Jej przy mnie czuję,że spadam na samo dno i nie mam siły się podnieść. Dość. Nie będę już o tym myśleć,bo staję się jeszcze bardziej przygnębiony,o ile jest to w ogóle możliwe.  Nagle w powietrzu poczułem znajome perfumy. Takich używa tylko jedna dziewczyna z pośród tak wielu chodzących do tej szkoły. Błyskawicznie odwróciłem się w stronę,z której czułem tą niesamowitą woń. Była tam. Dziewczyna,do której należało całe moje serce,spacerowała sobie pomiędzy drzewami podziwiając tą cudowną roślinność,która jest dookoła. Byłam tak załamany,że dopiero kiedy ją ujrzałem potrafiłem dostrzec jej piękno. W pewnym momencie odwróciła głowę w moją stronę. Mimo,że bardzo nie chciałem tego robić zmieszany odwróciłem od niej wzrok,wstałem i ruszyłem w stronę szkoły. Wiedziałem,że Ona nie chce mnie widzieć. Ułatwię jej to i sam zejdę Jej z drogi. Przynajmniej to mogę dla Niej zrobić. Już miałem wejść do budynku,gdy usłyszałem ten przepiękny głos,głos którego tak bardzo mi brakowało:
-Justin! Zaczekaj,proszę!
Momentalnie stanąłem i odwróciłem się. Nie mogłem tak zwyczajnie odejść,gdy mój Anioł mnie woła...