sobota, 25 maja 2013

Rozdział 4

"Jestem żałosny,prawda?"

Przez kilka sekund Justin nadal patrzył na mnie z bólem w oczach. Tylko dlaczego ja się tym tak bardzo przejęłam? Przecież ja go nie znoszę.
-Selena...dlaczego mnie tak traktujesz? Co ja ci zrobiłem? Dlaczego nie chcesz poznać mnie bliżej i zobaczyć jaki jestem naprawdę?
-Ponieważ dobrze wiem jaki jesteś. Szczerze mówiąc mam Cię już po dziurki w nosie. Nawet od samego patrzenia na Ciebie zbiera mi się na wymioty...mówią o tobie wystarczająco w mediach,w telewizji,piszą w gazetach,internecie. Wiem o Tobie tyle ile trzeba. Więcej nie muszę i nie chcę wiedzieć. Wiem,że tylko udajesz miłego,bo chcesz mnie tylko wykorzystać. Kiedyś byłam naiwna i dałam się nabrać,lecz nie popełnię dwa razy tego samego błędu. Zapomnij.-powiedziałam twardo nie patrząc w jego oczy. Po prostu spuściłam głowę w dół i czekałam,aż on coś odpowie. Nawet nie wiem po co to zrobiłam,przecież mogłam zwyczajnie odejść. Ale jednak coś mnie przy nim trzymało,jednak nie bardzo wiedziałam co.
-A więc jesteś taka sama jak wszyscy,myliłem się co do Ciebie. Myślałem,że chociaż ty jesteś trochę inna,jestem żałosny,prawda?-wyznał łamiącym się głosem. Czy to możliwe,że aż tak go zraniłam? Mimo,że wyznałam mu przed chwilą szczerą prawdę poczułam się podle. Mogłam się po prostu odwrócić i odejść,ale oczywiście musiałam zadać mu ból,choć szczerze mówiąc wcale tego nie chciałam. Po prostu czasami tak mam,że najpierw coś mówię a potem myślę.
-Tak,jesteś żałosny. Coś jeszcze?-spytałam oschle,udając,że ton jego głosu nie wywarł na mnie żadnego wrażenia.
Justin nie odzywał się przez dobre pięć minut. Ta niezręczna cisza zaczęła działać mi na nerwy. Dlatego podniosłam nieśmiało głowę i ukradkiem spojrzałam na niego twarz. Jego oczy,kiedyś takie radosne i błyszczące teraz były tak jakby zgaszone i martwe. Po chwili zauważałam,że jego usta zacieśniły się w jedną,cienką linię,a w jego oczach spostrzegłam łzy,które powoli zaczęły spływać po jego policzkach błyszcząc się w promieniach słonecznych. No pięknie. Widać było,że bardzo go zraniłam,ale skąd ja mogłam wiedzieć,że on tak na to zareaguje? Przecież nie mogłam go łudzić,że go polubię. Po chwili jednak Justin przetarł łzy ręką i powiedział starając się utrzymać normalny ton głosu:
-Przynajmniej jestem Ci wdzięczny,że postawiłaś sprawę jasno i nie okłamujesz mnie jak większość tego zakichanego społeczeństwa. Z resztą Ciebie to nie obchodzi więc mniejsza. Ok,skoro tak chcesz. Zapomnę,ze istnieje dziewczyna o imieniu Selena Gomez.-odparł głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji po czym spojrzał na mnie z jeszcze większym bólem w oczach,odwrócił się i zwyczajnie odszedł zostawiając mnie osłupiałą na środku chodnika. Mimo wszystko bardzo zabolały mnie jego słowa. Z jednej strony nie chciałam mieć z nim nic wspólnego,jednak dzisiaj...po tej całej sytuacji przed szkołą oraz tą rozmową obudziła się tak jakby druga strona mnie,która ciągnęła mnie do Justina niczym magnes i kazała mi być jak najbliżej Jego. Sama nie wiem co mam zrobić. Ale..te jego przepełnione smutkiem oczy...ugh...ten widok będzie mnie prześladował chyba do końca życia. Stałam tak jeszcze przez dobre trzy minuty próbując się otrząsnąć. Po chwili jednak postanowiłam już wrócić do domu. Tak więc zawróciłam i udałam się do domu.
*****
Pod domem znalazłam się jakieś dziesięć minut później. Nieopodal usłyszałam jakieś nieprzyjemne odgłosy. Stukanie,pukanie,warczenie,łomotanie i takie różne. Momentalnie spojrzałam w tamtą stronę. Ogromny plac,znajdujący się naprzeciwko mojego domu był teraz rozkopany i otoczony jakimiś taśmami. Budowali tam coś ogromnego,ale nie miałam pojęcia co to może być. Wzruszyłam jedynie ramionami i weszłam do domu. W domu było cicho jak makiem zasiał,więc pewnie nikogo nie było. Jak znam życie tato był w pracy,a Scarlett w przedszkolu. Wbiegłam po schodach na piętro po czym od razu wpadłam do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko. Byłam cholernie zmęczona nawet sama nie wiem czym. Patrzyłam w sufit myśląc jednocześnie o wszystkim,jak i o niczym. Biłam się z myślami przez dobre piętnaście minut. Moje rozmyślania przerwał...mój żołądek domagający się jedzenia. Porządnie zgłodniałam,nie da się ukryć. Tak więc wstałam z łóżka i powolnym krokiem poszłam do kuchni. Postanowiłam sporządzić moje ulubione danie,czyli spaghetti. Od śmierci mojej matki musiałam przejąć wszystkie jej obowiązki,między innymi gotowanie. Nie wychodziło mi to wcale tak najgorzej,jednak nic Jej nie zastąpi. Tak zawsze na początek włączam sobie radio,ponieważ przy dobrej muzyce zawsze się lepiej pracuje. Włączyłam jedną stację i akurat leciało "Baby",bez wahania przełączyłam na kolejną. Na tej z kolei leciało "One Less Lonely Girl". Jak to się mówi...do trzech razy sztuka. Tak więc przełączyłam na trzecią stację. Tutaj z kolei rozbrzmiewała piosenka "Love Me". Na litość boską! Czy na tym świecie nie ma już innych piosenkarzy?! Wściekła wyłączyłam radio i w ciszy zaczęłam przygotowywać posiłek. Po dwudziestu minutach spaghetti,jak i sos był już gotowy. Nałożyłam sobie jedną porcję na talerz,a drugą schowałam w lodówce dla taty. Z talerzem w ręce udałam się do jadalni i zaczęłam konsumować posiłek. Poszło mi to zadziwiająco szybko,ponieważ już po dziesięciu minutach talerz był pusty. Zaniosłam go do kuchni i wrzuciłam do zlewu. Postanowiłam gdzieś wyjść aby w spokoju porozmyślać. Na początek muszę wreszcie się przebrać. Od tych szpilek zaczęły boleć mnie nogi. Weszłam czym prędzej po schodach i weszłam do pokoju. Zaczęłam szukać w szafie czegoś wygodnego jak i w miarę przyzwoitego na wyjście. Po chwili złapałam ciuchy w ręce i rzuciłam je na łóżko.  Zamknęłam szafę i szybko przebrałam się w wygodne ciuchy, a stare czym prędzej schowałam. Efekt końcowy był następujący:
Wzięłam torebkę i zbiegłam na dół po schodach. Wpadłam na chwilę do salonu i zostawiłam tacie kartkę z informacją,aby się nie martwił,po czym wyszłam z domu. Przystanęłam na chwilę. Przyjemnie było czuć na swojej skórze promienie słońca oraz lekki powiew wiatru we włosach. Teraz czułam się jak za dawnych lat. Zawsze to mnie uspakajało. Czułam się taka wolna i szczęśliwa,nawet nie wiem z jakiego powodu. Przymknęłam oczy z rozkoszy i cieszyłam się chwilą. W końcu chwile szczęścia i spokoju nigdy nie trwają zbyt długo,więc trzeba z nich korzystać. Nagle przed oczami stanął mi wyraz twarzy Justina,podczas naszej rozmowy na ulicy. Czar prysł. Znów przytoczyły mnie te wszystkie szare myśli z nim związane. Krótko i najprościej mówiąc miałam wyrzuty sumienia. Tak jak przypuszczałam wyraz jego twarzy będzie mnie już prześladował do końca życia. Z westchnieniem otworzyłam oczy i bez cienia uśmiechu weszłam na chodnik. Postanowiłam,że odwiedzę moją mamę na cmentarzu,ponieważ dawno mnie tam nie było. Tak jak postanowiłam udałam się najpierw do kwiaciarni,aby kupić jakieś kwiaty,bo nie wypada przyjść na grób własnej matki z pustymi rękami. Kupiłam ulubione kwiaty mojej mamy,czyli Lilie. Również bardzo je lubiłam,do tego dokupiłam jakieś znicze i zapałki. Po jakimś czasie weszłam na teren cmentarza. Tępo patrząc przed siebie mijałam kolejne groby aż wreszcie dotarłam do odpowiedniej alejki. Skręciłam i po chwili stałam przed grobem swojej rodzicielki. Uklęknęłam przed grobem i położyłam na nim kwiaty,oraz zapaliłam znicz.
-Witaj mamusiu. To ja,Selena. Wybacz,że tyle czasu nie było mnie u Ciebie,ale tak jakoś zabrakło mi czasu. Mam nadzieję,że się nie gniewasz...wiesz...mam taki jeden problem. Do mojej szkoły chodzi taki...bardzo sławny piosenkarz-Justin Bieber. I z jednej strony nie chcę mieć z nim nic wspólnego,a z drugiej coś mnie do niego ciągnie.-zaczęłam swój monolog,nawet nie wiem po co to robię. Zawsze kiedy mam jakiś problem przychodzę tutaj i zwierzam się mamie ze swoich problemach i o dziwo po kilku dniach znajduję właściwe rozwiązanie. Może w tym przypadku będzie tak samo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz